Kto wierzy w życie pozagrobowe?

Czy potrafimy odpowiedzieć na pytanie, od kiedy ludzie wierzą w życie pozgarobowe? Na jakim etapie rozwoju ludzkiej świadomości pojawiło się przekonanie, że śmierć nie jest końcem istnienia, a jedynie momentem przejścia do innej rzeczywistości?

Być może odpowiedzi na to pytanie dostarczają wyniki, prowadzonych w latach 50-tych, prac archeologicznych. Wtedy to w jaskini leżącej w górach Zagros natrafiono na cmentarzysko przodka człowieka, neandertalczyka. Szczątki pochodziły prawdopodobnie sprzed 60.000 lat. Najciekawsze dla naukowców były jednak dowody świadczące o tym, że już wtedy istniały pierwsze, obejmujące także wiarę w życie pozagrobowe, prymitywne wierzenia religijne.

W jednym z grobów spoczywało, ułożone embrionalnie, ciało młodego mężczyzny. Sposób ułożenia zwłok sugeruje, że człowiek neandertalski traktował śmierć jako ponowne narodziny, powrót do łona Ziemi - matki rodzicielki. Obok mężczyzny spoczywały ciała; kobiety i dziecka. Być może zostali oni złożeni w ofierze, ale uczeni dopuszczają także możliwości, że dobrowolnie zdecydowali się "towarzyszyć" mężczyźnie w podróży do krainy umarłych. Pozostali członkowie społeczności usypali zmarłym grób z kamieni, który przyozdobili kwiatami. Prawdopodobnie urządzili też stypę połączoną z czuwaniem przy mogile.

Reklama

Do grobu z całym dobytkiem

Rozbudowane i drobiazgowo przestrzegane ceremonie grzebalne istniały także w wielkich starożytnych cywilizacjach. Starożytni Egipcjanie balsamowali zwłoki, wierząc, że jedynie zachowanie ich w nienaruszonym stanie może zapewnić odpowiedni "standard" życia po tamtej stronie. Wyposażali również grobowce w kosztowne, najczęściej wykonane ze złota, przedmioty codziennego użytku. A ponieważ nawet tam bardzo przydatna bywała służba, w grobowcu umieszczano gliniane figurki przedstawiające służących.

Często jednak przemyślnie skonstruowane korytarze, tajemne przejścia i grube mury grobowców, nie były w stanie uchronić mumii przed zniszczeniem. Zwabieni wizją łatwego łupu rabusie grobów potrafili pokonać wszelkie zabezpieczenia, a rabując kosztowności, zazwyczaj niszczyli także zabalsamowane ciało. Większość królewskich grobów została obrabowana już w czasach faraonów, tuż po dokonaniu pochówku. W Egipcie całe wioski utrzymywały się wyłącznie z rabowania grobów. I dlatego, jak na ironię, do naszych czasów przetrwało wiele zmumifikowanych zwłok biedaków, których ciała grzebane w piasku pustyni.

Balsamowanie zwłok praktykowali także Scytowie. Chińczycy natomiast wierzyli w właściwości konserwujące nefrytu i rtęci. Dlatego ciała dostojników pokrywano czymś w rodzaju pancerza, zbudowanego z maleńkich kawałeczków nefrytu lub konserwowano przy pomocy rtęci.

Piekło nie musi być gorące

Współczesne religie bardzo różnie opisują życie pozagrobowe. Jedne mówią o krainie wiecznej szczęśliwości, inne opowiadają o reinkarnacji - wielokrotnym wcielaniu się duszy w coraz to nowe ciało. Są i takie, które starają się połączyć obie te wizje w spójny system filozoficzny.

Hindusi wierzą w boga podziemnego królestwa - Jamę. To on prowadzi zmarłych w zaświaty, sądzi ich uczynki i odsyła do nieba zwanego Swarga lub strąca do jednej z dwudziestu jeden sfer piekła. Jest jeszcze trzecie wyjście - dusza zmarłego może odrodzić się w innym ciele. Hinduistyczne niebo i piekło bardzo przypominają te znane nam z tradycji chrześcijańskiej. Niebo jest krainą wiecznej szczęśliwości, piekło miejscem nieopisanego cierpienia.

Jedyna różnica polega na tym, że hindusi mają dwie "wersje" piekła. Mieszkańcy środkowych i południowych Indii, gdzie panują wysokie temperatury, uważają, że piekło jest miejscem, w którym panuje trudny do opisania i zniesienia skwar, a potępieni nieszczęśnicy są gotowani w kadziach z płynnym metalem. Zamieszkujący znacznie chłodniejsze obszary kraju mieszkańcy północy, wnieśli do kultury podania o zimnych kręgach piekielnych. Znajdują się one na skraju wszechświata otoczone przez ogromne góry lodowe. Tutaj, dla odmiany, nieszczęśników zanurza się w lodowatej wodzie, która powoduje całkiem "ziemskie" odmrożenia. Do najlżejszych tortur, które zadawano mniej zatwardziałym grzesznikom, należały męki głodu i niedającego się ugasić pragnienia.

Także islam roztacza przed swymi wiernymi wizje raju i piekła. Ludzie żyjący według przykazań Allacha mogą mieć nadzieję na wieczną radość w przepięknej, przypominającej ogród krainie. Dla ludzi pustyni szczególnie uspokajające wydawało się zapewnienie o tym, że w raju już nigdy nie będzie im dokuczał słoneczny skwar.

Kult przodków i święto młodości

Chińczycy wierzą, że człowiek posiada trzy dusze niebiańskie i siedem dusz ziemskich. Za życia człowieka wszystkie one współdziałają ze sobą. Jeśli jednak harmonia między nimi ulegnie zakłóceniu, człowiek zaczyna chorować. Po śmierci dusze ziemskie wracają do ziemi wraz z ciałem pochowanym w grobie, a dusze niebiańskie rozdzielają się. Jedna z nich wraz z ciałem spoczywa w grobie, druga odbywa wędrówkę w zaświaty, a trzecia pozostaje w tabliczce zmarłego umieszczonego na domowym ołtarzyku przodków. Tą troistość niebiańskiej duszy rozumiano następująco: pierwsza była duchem z poprzedniego wcielenia powracającym po odbyciu kary z piekła i uzyskująca możliwość ponownych narodzin. Druga rodziła się wraz z człowiekiem. Trzecia była duszą rodu. Wszystkie dusze pozostawały ze sobą w kontakcie.

Wierzono, że duchy przodków potrafią odwdzięczyć się za pamięć o nich. Kiedy oczekiwano od nich pomocy, albo starano się je przebłagać, palono na ołtarzykach imitacje banknotów, składano ofiary z napojów i jedzenia i bito czołem przed tabliczkami zmarłych. Dniami, w czasie których trzeba było szczególnie starannie zaspokoić potrzeby duchów, był dzień Nowego Roku i święto Ts'ing-ming, które pierwotnie było dniem uroczystości związanych z odradzaniem się życia po zimowej śmierci natury. To z pozoru dziwne połączenie kultu przodków ze świętem młodości tłumaczy chińskie pojmowanie świata, gdzie duchy przodków zapewniają odradzanie się przyrody, ciągłość rodu i jego pomyślność.

Byle nie urazić ducha przodków...

Japończycy wierzą, że po śmierci dusza rozpoczyna wędrówkę przez Krainę Cieni w stronę Przestrzeni Wysokich Niebios. Podobnie jak Chińczycy, przywiązują wielką wagę do kultu duchów przodków. Wierzą, że duchy, które czują się urażone sposobem, w jaki potraktowano ich pamięć, mogą srodze mścić się na członkach rodziny, a czasem na całych społecznościach. Do dzisiaj istnieje instytucja egzorcysty - detektywa, który stara się wytropić duchy sprawiające szczególnie wiele kłopotu. Niektóre z nich udaje się przebłagać wznosząc im świątynie i wynosząc je na ołtarze. Dotyczyło to m.in. działacza politycznego Sugawary Michizane, który na skutek intryg został odsunięty od władzy i wygnany. Kiedy po jego śmierci kraj zaczęły nękać różnego rodzaju klęski żywiołowe, cieszący się szacunkiem społeczeństwa wróżbici orzekli, że jedynie rehabilitacja i poświęcenie mu świątyń mogą zdjąć z narodu kolejne nieszczęścia. Obwołano go więc bóstwem kaligrafii i nauki, a na rezydencję wyznaczono mu świątynie Kiano w Kioto.

Agnieszka Zommer

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: wierząca | nie żyje | ciało | Chińczycy | dusze | duchy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy