Końska kupa szczęścia. Dosłownie kupa...

Naszym przodkom w Wigilię najwięcej radości i zadowolenia przynosiło, gdy koń zostawił na środku izby pamiątkę w postaci swoich odchodów! Dawniej na Podkarpaciu uważano bowiem, że to kupa szczęścia. Ciekawe, jak taki prezent zostałby odebrany dziś...?

Ten mało przyzwoity - jak się współczesnym wydaje - zwyczaj kiedyś praktykowany był, w tradycji ludowej, niemal na całym Podkarpaciu, a dziś jest zupełnie zapomnianą i - prawdę mówiąc - dość zdumiewającą tradycją okresu Bożego Narodzenia.

W różnych okolicach regionu zwyczaj ten różnił się jedynie dniem, w jaki wprowadzano konia do izby - w większości miejscowości była to Wigilia, ale gdzieniegdzie koń wprowadzany był do domu drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia.

Reklama

Etnografowie opowiadają, że zwierzę po wprowadzeniu do izby częstowano owsem, a osobę, która go przyprowadziła - wódką. Dobrze, że nie czyniono odwrotnie, np. dla lepszego efektu!

Konia następnie oprowadzano trzykrotnie wokół izby. Oczywiście ważny był też kierunek takiego spaceru - zwierzę musiało iść zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Czynności te miały zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku dla gospodarza i jego rodziny.

Ale było to szczęście jedynie umiarkowane. Bowiem szczęścia pod dostatkiem, czyli kupę szczęścia przynosiło tylko, gdy taki koń załatwił w izbie swoje potrzeby fizjologiczne. O, taki prezent to było coś!

Nie dziwi więc popularność tej tradycji wśród ludzi, bo któż by nie chciał szczęścia dla siebie i bliskich, a jeżeli przy tym zapobiegliwość nic nie kosztowała to już samo w sobie było szczęściem! No i nie trzeba było wymyślać prezentów dla rodziny

Co prawda, podania ludowe nic nie mówią o tym, czy sam zwyczaj podobał się koniowi, wiadomo zaś na pewno, że podobał się ludziom.


Agnieszka Pipała

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy