Czy wierzysz w egzorcyzmy?

Hongkong, 29 kwietnia 2001 roku. Grupa mieszkańców jednego z budynków czeka z niepokojem na wynik... egzorcyzmów. W ich domu dzieje się coś złego: od początków 1998 roku zanotowano cztery samobójstwa.

Do ostatnich dramatycznych zgonów doszło kilka dni wcześniej. Wtedy to dorosły mężczyzna zabił siebie i swojego syna, wzniecając w domu ogień. Mieszkańcy posesji zebrali 1300 dol. na honorarium dla egzorcysty, i w skupieniu oczekują skutków ceremonii wypędzania złego ducha z ich kamienicy. A także dusz ostatnio zmarłych tam ludzi. Niestety, egzorcyzmy nie odniosły skutku - odprawiający je miejscowy święty mąż dał za wygrana. Jako jeden ze znaków porażki egzorcysty w starciu ze złymi duchami potraktowano fakt, że podczas ceremonii na niebie pojawiły się czarne chmury.

Reklama

Nawiedzony dom, opętani ludzie, którzy w samotności odbierają sobie życie. Tego rodzaju miejsca są, a zajścia występują, na całym świecie, nie tylko w odległym Hongkongu. Sprawą zaś zajmują się teologowie, filozofowie, lekarze. No i przede wszystkim osoby podejmujące bezpośrednią walkę: egzorcyści.

Zło osobowe - diabeł, demon, zła dusza zmarłego człowieka, znane są w każdej z kultur. Dlatego działania egzorcystów przybierają różnorakie formy, jednak cel jest taki sam: wygnać Zło, przywrócić spokój człowieczej duszy. Złym istotom nadano wiele imion, niektóre jednak są szerzej znane. Na przykład Pazuzu, demon z czasów starożytnego Babilonu, spopularyzowany przez powieść i film "Egzorcysta". Pazuzu to

"demon południowo- wschodniego wiatru,

burzy, przynoszący choroby (...), nieprzychylny ludziom" - czytamy w "Babilońskich zaklęciach magicznych" autorstwa Krystyny Łyckowskiej. Co ważne, na glinianych tabliczkach zapisanych 4 tys. lat temu i odnalezionych przez archeologów w ruinach miasta Aszur, zapisano rytuały egzorcyzmów, w tym dotyczące wypędzania Pazuzu. Demon ten nie jest więc filmową i literacką fikcją, lecz należy do tradycji.

Wiele o egzorcyzmach według tradycji chrześcijańskiej mówi przypadek opętania omówiony w roku 1949 na łamach dziennika "Washington Post". Że sprawa ta nie była kaczką dziennikarską potwierdził Thomas B. Allen, który zebrał na jej temat obfitą faktografię, a wyniki swych badań przedstawił w książce opublikowanej w 1993 roku. Allen zrekonstruował wypadki na podstawie zeznań świadków oraz treści pamiętnika nieżyjącego już jezuity, jednego z egzorcystów.

Opętanym był czternastoletni podówczas chłopak, urodzony w 1935 roku, pochodzący z miejscowości Mount Rainier w stanie Maryland, którego prawdziwe personalia ukryto pod pseudonimem Robie Mannheim. Pół stulecia temu, nad wypędzeniem demona z Robbiego, pracowała w klasztorze zakonu aleksjanów cała ekipa egzorcystów: jezuici, ksiądz katolicki i luterański pastor. Proces egzorcyzmowania trzeba było przeprowadzić dwukrotnie. Jak dramatyczny był przebieg zdarzeń, oddają sceny manifestacji władzy demona nad człowiekiem: wkrótce po tym, jak wszyscy znowu zaczęli odmawiać różaniec, Robie krzyknął powtórnie. Tym razem na jego piersi pojawiły się

wydrapane krwawe litery

EXIT (ang. - wyjście). (...) Robbie wpadł w szał. Aleksjanie w pokoju przytrzymali go i szybko przypięli pasami do łóżka. Tej nocy chłopiec, jak zwykle, nosił szpitalny strój. Kiedy wygiął ciało w łuk, okrycie opadło, odsłaniając zadrapania i znamiona na jego ciele. Na klatce piersiowej wyskoczył mu napis HELL ( w języku angielskim piekło ), potem taki sam na udzie.

Nie tylko ludzie bywają opętani. Hałasy, uderzenia o ściany, taniec mebli, upadające przedmioty to działania duchów zwanych czasem burzycielami, które należy egzorcyzmować. Dlatego też egzorcyści mają czasem do czynienia również z nawiedzonymi domami. W takich budynkach dochodzi do zabójstw i samobójstw, jak we wspomnianym na wstępie domu w Hongkongu, a także do ustawicznych awarii i wypadków. Zdarza się, że ze ścian wypływa cuchnąca ciecz. Rzadko zdarza się jednak, aby wszystkie te "objawy" wystąpiły w jednym miejscu. Choć jest to możliwe. Dowodzą tego zajścia, które miały miejsce w jednym z domów mieszkalnych w amerykańskim miasteczku Amityville. Mrożące krew w żyłach wypadki, do których tam doszło, zostały szeroko opisane przez prasę, analizowali je również badacze spraw paranormalnych. Sam budynek do dziś jest swego rodzaju wabikiem na turystów, do czego przyczyniły się osnute na faktach powieść i film.

Wedle relacji świadków zajść oraz wyników prac parapsychologów, wydarzenia w Amityville miały następujący przebieg.

W grudniu 1975 roku,

do domu w Amityville, miejscowości położonej na Long Island, wprowadziła się rodzina Lutzów. Zaraz po tym, przez dwadzieścia osiem dni, George i Kathy Lutz, wraz z trójką swoich dzieci, poddawani byli oddziaływaniom jakiejś agresywnej siły - do czasu, gdy poddali się i opuścili budynek. Nie był to więc poltergeist - sprawcą tajemniczych wypadków nie było któreś z dorastających dzieci Lutzów. Uznano, że dom w Amityville jest nawiedzony, a przyczynę tego upatrzono w wydarzeniach, jakie kilka lat wcześniej zaszły w tym budynku. Wtedy to tragedia dotknęła rodzinę De Feo, poprzednich właścicieli posesji. Dwudziestoczteroletni Ronald De Feo zamordował nocą swych rodziców oraz czwórkę rodzeństwa, gdy ci pogrążeni byli we śnie. W nawiedzeniu budynku, co odczuła rodzina Lutzów, dopatrywano się oddziaływania dusz zamordowanych ludzi, a nawet ingerencji Zła osobowego: Szatana. Dom w Amityville poddawano wielokrotnie egzorcyzmom, jednak wciąż brak chętnych, którzy chcieliby w nim zamieszkać.

Egzorcyzmy w Kościele katolickim, najlepiej znane w kulturze europejskiej, stanowią sumę modlitw i obrzędów mających za cel wypędzenie złego ducha z człowieka, zwierzęcia, przedmiotu lub też miejsca, na przykład budynku. Jednak egzorcyzmowanie praktykowano i nadal praktykuje się na całym świecie. Bo wiara w możliwość owładnięcia człowieka lub domu przez demona, czy duszę zmarłego, łączący wszystkie religie i ma prastarą tradycję.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: wierząca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy