Czy one naprawdę istnieją?

Im bardziej nieprawdopodobne jest istnienie jakiegoś zwierzęcia, tym większe jest nim zainteresowanie. Nasza redakcja na bieżąco informuje was o nowych, zazwyczaj "przełomowych" odkryciach w tej materii. Poniżej przedstawiamy Wielką Trójkę, czyli stwory, które najbardziej zaprzątają umysły zarówno poważnych badaczy, jak i amatorów.

Najbardziej tajemniczym zwierzęciem Himalajów jest Yeti. Z relacji kilkudziesięciu naocznych świadków wynika, że Yeti miał być wysokim na trzy metry, dwunożnym stworem, pokrytym rudą, bądź szarą sierścią. Najczęściej pojawiał się na terenie Indii i Tybetu. Ludność zamieszkująca tamte tereny jest przekonana, że "groźny człowiek z gór" istnieje naprawdę, ale, w przeciwieństwie do zachodnich podróżników, nie szuka z nim kontaktu. Według lokalnych wierzeń, spotkanie z Yeti grozi śmiercią, a w najlepszym wypadku ciężkimi ranami, ponieważ przypominające małpę stworzenie nie toleruje ludzi.

Reklama

Opiekuńczy Yeti

Nieco inny obraz mitycznego zwierzęcia wyłania się z opowieści kapitana d'Auvergne, który w 1938 roku samotnie przemierzał Himalaje. Po powrocie z ekspedycji twierdził, że podczas choroby, jakiej nabawił się w górach, opiekował się nim ponad trzymetrowy stwór o przyjaznym usposobieniu. Pomimo tego, że pierwsze obserwacje górskiego stworzenia miały miejsce jeszcze przed 1830 rokiem, do dziś nie udało się ustalić, czy Yeti istnieje naprawdę.

Dowodami są w znacznej większości zeznania naocznych świadków, które trudno uznać za wiarygodne biorąc pod uwagę trudne warunki panujące w Himalajach, szczególnie częste śnieżyce i mgły. Dokładniejsze badania potwierdziły też, że często znajdowane kawałki futra, mające pochodzić z ciała Yeti, należały do niedźwiedzi. Podobnie ze odciskami stóp. Zazwyczaj są to ślady niedźwiedzi, choć pochodzenia części śladów nie udało się ustalić. W 1960 roku sir Edmund Hillary wyruszył na 10 miesięczną ekspedycje mającą potwierdzić istnienie zwierzęcia. Mimo zastosowania najnowocześniejszego sprzętu nie natrafiono na żaden ślad legendarnego (póki co) Yeti.

Gumowa Wielka Stopa

Amerykańskim kuzynem Yeti, uważanym czasem za jego podgatunek, jest Wielka Stopa. Najczęściej widywano go w rejonie Gór Skalistych i Wielkich Jezior, a także w północnej Kalifornii, w okolicach miasteczka Willow Creek (gdzie co roku organizowana jest parada ku czci mitycznego stworzenia). Zamieszkujący te tereny Indianie od wieków wierzyli w istnienie człekokształtnego zwierzęcia, jedno z plemion wybrało nawet Wielką Stopę na swoje zwierzę totemiczne. Około roku 1811 natrafiono na pierwsze wyraźne ślady stóp. Do dziś odciski stóp zwierzęcia są najpoważniejszym dowodem na jego istnienie, ponieważ przedstawiają linie papilarne, trudne do sfałszowania.

Inne dowody, jak niedojedzone pożywienie czy odchody, nie są uznawane za wiarygodne. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat wielokrotnie próbowano udowodnić istnienie Wielkiej Stopy, jednak zazwyczaj były to mistyfikacje. Latem zeszłego roku Matthew Whitton i Rick Dye, aktywni poszukiwacze zwierzęcia - legendy, przedstawili wyraźną fotografię stworzenia przypominającego Wielką Stopę. Jednak naukowcy, którym odsprzedano trumnę ze zwłokami, szybko odkryli, że wewnątrz znajduje się wyłącznie gumowy kostium małpy.

Porywacz kóz z Loch Ness

Jednym z najbardziej tajemniczych stworzeń jest potwór ze szkockiego jeziora Loch Ness. Historia obserwacji zwierzęcia, w porównaniu do Yeti i Wielkiej Stopy, jest niezwykle długa, ponieważ pierwsze wzmianki na ten temat pochodzą z 565 roku. Wtedy to św. Kolumb miał ocalić miejscowego pastuszka z paszczy wodnego potwora (inna wersja mówi, że wskrzesił nieszczęśnika). Pojawiające się w ciągu wieków zeznania świadków są zadziwiająco podobne. Zamieszkujące największe jezioro wysp Brytyjskich zwierzę miało mieć około 10 metrów długości, płetwy przypominające rybi ogon i bardzo długa szyję, która wystawała ponad poziom wody.

Choć obserwacje były zwykle czynione ze znacznej odległości, wszyscy wtajemniczeni twierdzili, że skóra stwora była brązowa i błyszcząca. W XX wieku potwór ponownie dał o sobie znać. Widywano go nie tylko w wodzie, ale także na lądzie. Z czasem relacje stawały się coraz bardziej niewiarygodne. W lipcu 1933 roku małżeństwo Spicerów zobaczyło pełznące przez drogę stworzenie, które z tyłu szyi miało przewieszoną "jakąś rzecz" . Prasa szybko zidentyfikowała ową "rzecz" jako łup potwora w postaci kozy lub sarny.

Potwór straszny jak sosna

Do dziś zachowało się wiele fotografii mających przedstawiać Nessie (tak nazwano potwora), jednak często podważa się ich autentyczność. Ale część dowodów, w tym pochodzący z 1954 roku odczyt z ekranu echosondy, która na głębokości ponad 100 metrów zarejestrowała obraz dużego, jednolitego obiektu, budzi stałe zainteresowanie badaczy. W XX wieku odbyło się kilkanaście naukowych ekspedycji mających ustalić, czy Nessie istnieje naprawdę czy jest tylko legendą. Żadna nie przyniosła zadowalającej odpowiedzi.

Na podstawie zebranego materiału naukowcy uważają, że stworzenie z jeziora Loch Ness przypomina wymarłego w kredzie ogromnego (mierzącego ponad 20 metrów), gada wodnego - plezjozaura. Jednak nie wszyscy zgadzają się z tym stanowiskiem. Leslie No, pracownik muzeum w Cambridge podważył te hipotezę udowadniając, że budowa kręgów szyjnych plezjozaura nie pozwalała na wynurzanie części szyi, co stało się znakiem rozpoznawczym mieszkańca jeziora Loch Ness. Dr Maurice Burton, także zajmujący się potworami z brytyjskich wysp stwierdził, że obiekty identyfikowane jako potwory to zwykłe pnie sosny, które fermentują pod wodą i pod wpływem gwałtownie uwalniających się gazów dosłownie "wyskakują" ponad taflę jezior.

Katarzyna Pruszkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jeziora | yeti
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy