​Australia: Diabły tasmańskie rozmnożyły się pierwszy raz od 3000 lat

To była spektakularna i medialna akcja. W wypuszczaniu diabłów tasmańskich w kontynentalnej Australii brały udział gwiazdy kina takie jak Chris Hemsworth, wydarzenie transmitowała telewizja. Teraz diabły mają młode po raz pierwszy od starożytności. Część zoologów się cieszy, część chwyta się za głowę.

Dzisiaj media australijskie donoszą, że zwierzęta wypuszczone w zeszłym roku w stanie Nowa Południowa Walia, niedaleko Sydney doczekały się potomstwa. To pierwsze małe diabły w kontynentalnej Australii od 3000 lat, odkąd torbacze te tutaj wymarły.

Wiadomość ta poruszyła całą Australią i jest przedstawiana jako spektakularny sukces w ochronie tego zagrożonego zwierzęcia. Pytanie, czy to prawda.

Diabeł tasmański - relikt megafauny

Diabły tasmańskie są reliktem dawnej megafauny Australii, w skład której wchodziły dwumetrowe kangury, krewni wombatów wielkości nosorożca, siedmiometrowe jaszczurki i wreszcie także drapieżne torbacze, które tylko pozornie przypominały znane nam spoza Australii lwy, tygrysy, wilki czy hieny, ale w gruncie rzeczy nadal pozostawały bliższymi krewnymi kangurów, koali czy lotopałanek niż tych drapieżników.

Reklama

Największy drapieżny torbacz kontynentu australijskiego, którym był Thylaloleo zwany lwem workowatym, wymarł w plejstocenie, około 25 tysięcy lat temu. Do czasów współczesnych przetrwał wilkowór tasmański, zwany wilkiem workowatym - ostatni osobnik zmarł w zoo w Hobart na Tasmanii we wrześniu 1936 roku, a w 1986 roku oficjalnie uznano go za zwierzę wymarłe, chociaż w opowieściach i mitach Tasmańczyków żyje on do dzisiaj. Mieszkańcy wyspy święcie wierzą w to, że to rudawe zwierzę nadal kryje się w ich lasach.

W tej sytuacji, nie licząc przywleczonego jeszcze w pradawnych czasach łożyskowego psa dingo, największym drapieżnym torbaczem został diabeł tasmański - zwierzę, które przetrwało tylko na Tasmanii i tam otacza go mnóstwo mitów i przesądów. Do tego stopnia, że jego dawna angielska nazwa brzmiała "Belzebub’s pap" czyli "szczenię Belzebuba".

Diabeł tasmański - piekielny głos, czarne futro

Diabeł tasmański jest zwierzęciem wielkości jamnika, więc może nieco dziwić, że mieszkańcy Tasmanii autentycznie się go boją. Powodem mogą być zwyczaje, wygląd i zwłaszcza niesamowity głos tego zwierzęcia. Gdy się go usłyszy w tasmańskim lesie, trudno się nie wystraszyć. To rzeczywiście niemal piekielny jazgot, charkot, w każdym razie głos dość przerażający.

Te torbacze są prawie całe czarne z białą pręgą na piersi, a w dawnym ekosystemie Tasmanii odgrywały rolę podobną do hien. Podstawa ich diety jest bowiem padlina, którą skutecznie usuwają z lasów. Muskularne, choć nieduże ciała pozwalają przeciągnąć na duże odległości kawały mięsa większe od nich - dawniej diabły podprowadzały je często większym drapieżcom.

Te zwierzęta to także relikt dawnej epoki. Są częścią rodziny niełazowatych, w skład której wchodzą mięsożerne torbacze. Wyewoluowały one niegdyś z praprzodka podobnego do ryjówki czy jeża, który żywił się owadami. Dzisiejsze diabły skutecznie polują, ale najchętniej zjadają resztki, łącznie z kośćmi, ścięgnami i sierścią. Czyszczą teren do zera.

Diabły tasmańskie żyły w całej Australii

Malowidła aborygeńskie np. w Naracoorte w Australii Południowej wskazują na to, że dawne gatunki diabłów żyły kiedyś w kontynentalnej Australii, a nie tylko na Tasmanii. Były one nieco większe od obecnych, osiągały rozmiary owczarka. Wyginęły, jak się szacuje, około 3000 lat temu, chociaż wiek zębów tych zwierząt wykopanych w okolicach Augusta w Australii Zachodniej oceniono na 430 lat, co by znaczyło, że mieszkały w kontynentalnej Australii jeszcze w XVI wieku. Większość paleontologów kwestionuje jednak prawidłowość tych pomiarów i potwierdza, że diabłów nie ma na kontynencie od czasów starożytnych.

A zatem ich wypuszczenie na wolność w zeszłym roku było sporym wydarzeniem. Najpierw w marcu 2020 roku uwolniono 15 zwierząt w rejonie Sydney, a w październiku australijska gwiazda kina Chris Hemsworth (znany z filmów "Thor" czy "Wyścig") uwolniła w Nowej Południowej Walii kolejne 11. Towarzyszyła temu spora pompa, a projekt realizowała Aussie Ark, czyli australijska Arka Noego, zajmująca się przywróceniem przyrodzie wymarłych gatunków. Chce ona zwiększyć obszar występowania diabłów tasmańskich, gdyż na Tasmanii słaba różnorodność genetyczna i chów wsobny prowadzą do wielu niebezpiecznych chorób, w tym demolującego ten gatunek strasznego raka pyska.

Nikt nie wiedział, co się teraz stanie.

Na razie zwierzęta zaczęły się rozmnażać, co wskazuje na to, że nowe okoliczności im odpowiadają i poczuły się dobrze. To prognostyk na to, że na stałe zaczną zamieszkiwać Nową Południową Walię, a z czasem może i resztę Australii. Ludzie z Aussie Ark się cieszą, ale inni naukowcy przestrzegają, że to ruch niepoparty dostatecznymi badaniami, który może naruszyć równowagę ekosystemu kontynentu. To nierozważne wprowadzenie nowego drapieżnika do świata, w którym go dotąd nie było.

W wydanej w zeszłym roku książki "Australia, no worries!" o Tasmanii czytamy: 

"Czy diabły przetrwają i wrócą do australijskiego ekosystemu, to jedna z niewiadomych. Nie wiemy również, czy to w ogóle dobry pomysł. Diabły zniknęły z kontynentalnej Australii, odeszły wraz z jej megafauną. Przez tysiące lat zmienił się ekosystem. Dzisiaj nie są już w nim gatunkiem rodzimym. Nie da się ich ot tak przeszczepić, na zasadzie przenoszenia się w czasie i zawracania rzeki, która płynie od tysięcy lat. To wielce ryzykowne o może nie różnić się niczym od inwazji obcego gatunku. Wreszcie, nie wiemy także, jak Australijczycy spod Sydney zareagują na to, czego nigdy nie poznali. Dzisiaj wypuszczane diabły to atrakcja, ale wkrótce mogą się stać przedmiotem oskarżeń i ataków, które znamy z Tasmanii. Wywołają lęk."

Radosław Nawrot

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ciekawostki | natura | sydney | tasmania | radosław nawrot
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy