Artesonraju. Filmowy sześciotysięcznik z Peru

Malarz Dario Campanile i jego obraz przygotowany na 75-lecie Paramount Pictures. Widok dobrze znany filmowcom i… wspinaczom /Wikimedia Commons /domena publiczna
Reklama

Jest jak łąka z tapety Windowsa. Znają ją wszyscy, chociaż mało kto wie, że istnieje naprawdę, gdzie się znajduje i jaka jest jej nazwa. Artesonraju, czyli góra z logo Paramount Pictures, to sześciotysięcznik położony w peruwiańskich Andach. I prawdopodobnie najczęściej oglądany szczyt świata.

Są góry, które na dłużej zostają w pamięci. Wizytówki miejsc, regionów, a nawet państw. Wystarczy przywołać Matterhorn, Kilimandżaro, Mount Everest, Fudżi, czy bliższe nam Krywań i Giewont, a już mamy przed oczami ich sylwetki, a w znaczeniu symbolicznym - coś więcej niż tylko litą skałę i kupę kamieni.

Równie znaną górą, chociaż z zupełnie innych powodów, pozostaje Artesonraju. Właściwie powszechnie rozpoznawalna jest jedynie sylwetka majestatycznego szczytu, jej nazwę, lokalizację i historię znają przede wszystkim miłośnicy alpinizmu i górskich wypraw. To wystarczający powód, by lepiej ją poznać.

Reklama

Wyżej niż kondory

Polskie wątki w historii eksploracji Andów sięgają XIX wieku i działalności o charakterze odkrywczo-naukowym podróżnika Ignacego Domeyki. Pierwsza ważna wyprawa naszych wspinaczy miała miejsce przed II wojną światową. 

W 1933 roku w Andy pojechali: Konstanty Narkiewicz-Jodko (kierownik wyprawy), Stefan Daszyński, Jan Kazimierz Dorawski, Adam Karpiński, Stefan Osiecki i Wiktor Ostrowski. Panowie wdrapali się na szereg wierzchołków, a ich najważniejszym osiągnięciem było pierwsze wejście na Mercedario (6720 m). 

Zainteresowanych opisem przebiegu wyprawy odsyłamy do świetnej książki Wiktora Ostrowskiego pt. “Wyżej niż kondory", gdzie skrupulatnie, a do tego z literackim zacięciem przedstawił andyjskie przygody uczestników ekspedycji.

Wróćmy do historii Artesonraju. Pierwszymi zdobywcami szczytu zostali w 1932 roku Erwin Hein oraz Erwin Schneider z Klubu Alpejskiego zrzeszającego wspinaczy niemieckich i austriackich. 

Polacy na szczycie Artesonraju

Pięć dekad później Klub Wysokogórski w Katowicach zorganizował wyprawę w dolinę Santa Cruz. 

W Andy w 1986 roku ze Śląska ruszyli: Adam Zyzak (kierownik) oraz Andrzej Bara, Jerzy Dudała, Bogdan Frączek, Andrzej Popowicz i Joachim Przebierała.

“Z bazy w dolinie Quelkaywnanka (4200 m) i założonego 4 lipca obozu na wysokości 5200 metrów atakowano Nevado Chinchey (6222 m), niestety ciężkie warunki (mgły i wichury) pozwoliły dotrzeć tylko do wysokości 6100 m. W dniu 13 lipca Popowicz i Bara weszli wprost z bazy na Chopiraju (5513 m)" - relacjonował później na łamach “Taternika" Adam Zyzak. 

22 lipca bazę przeniesiono w rejon doliny Santa Cruz. Dwa dni później duet Przebierała-Zyzak po trwającym 17 godzin ataku zdobył północną granią Nevado Quitaraju (6040 m). Było to pierwsze polskie wejście na ten szczyt.

Tydzień później ta sama dwójka w trudnych lodowych warunkach wspięła się na Artesonraju, również niezdobyty wcześniej przez wspinaczy z Polski wierzchołek. 

“Na tym działalność sportową zakończono. Fatalne warunki atmosferyczne i śniegowe oraz szczupłość zespołu (przewidywano wyjazd 16 uczestników) uniemożliwiły pełną realizację programu wyprawy" - skwitował Adam Zyzak.

Jak łąka z tapety Windowsa

Góra od początku była symbolem Paramount Pictures, amerykańskiej wytwórni filmowej założonej w maju 1912 roku. 

Pierwotny szkic nie odnosił się jednak do żadnego istniejącego szczytu. Sytuacja zmieniła się w 1951 roku za sprawą Jana Domeli, artysty i ilustratora odpowiedzialnego za zmianę logo filmowego giganta.

Zainspirowany andyjskim szczytem stworzył nową grafikę, bardzo przypominającą w kształtach Artesonraju. Logo przetrwało do 1975 roku, kiedy - idąc z duchem czasu - wytwórnia zdecydowała się na bardziej minimalistyczne rozwiązanie, ale wciąż nawiązujące do peruwiańskiej góry.

Nieprzypadkowo zaczęliśmy ten tekst od łąki ze słynnej tapety Windowsa. Podobnie jak Artesonraju, nie jest ona dziełem wyobraźni grafika, lecz zdjęciem. Proste, ale i kojące połączenie kalifornijskiej zieleni traw z błękitem nieba i bielą chmur uwiecznił na kliszy Charles O'Rear, fotograf przez lata związany z  "National Geographic".

Resztę historii znacie z monitorów swoich komputerów...

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy