20-metrowy morski potwór

Wydawać się mogło, że syreny odeszły wraz z epoką legend. Znów jednak pojawiły się doniesienia o zaobserwowaniu wodnych stworzeń podobnych do człowieka.

Japońscy kryptozoolodzy donieśli o kilkakrotnym zaobserwowaniu w wodach Oceanu Spokojnego w pobliżu Antarktydy niezwykłego stworzenia, nazwanego Ningen. Nazwa ta nawiązuje do japońskiego słowa "człowiek", bo wielkie wodne stworzenie przypomina skrzyżowanie wieloryba z ludzką istotą.

20-metrowy morski potwór

Jak zapewnia kryptozoologiczna strona internetowa Forgetomori, w ostatnich miesiącach 2007 roku japońscy rybacy wielokrotnie widzieli to wielkie stworzenie, o którym podobno od stuleci krążą morskie legendy. Ningen ma mieć od 20 do 30 metrów długości, nibyludzką twarz i humanoidalną formę, z tym że przystosowaną do życia w wodzie. Istota została sfilmowana, sfotografowana, a także, na podstawie relacji świadków, sporządzono jej portrety pamięciowe.

Reklama

Ningen nie jest typowym morskim potworem, stąd krążące o nim rozmaite opinie. Jedna z hipotez mówi, że to hominid, który, jak walenie, przeniósł się z lądu do wody, a tam ewoluował i dał początek opowieściom o syrenach oraz innych człekopodobnych morskich istotach. Inne koncepcje zakładają, że to przybysz z kosmosu lub nawet istota demonicznej natury. A niektórzy kryptozoolodzy stwierdzają wprost, że Ningen to nic innego, jak nowoczesna legenda zrodzona w internecie.

Czytaj na następnej stronie o syrenie znalezionej na wybrzeżu Meksyku

Mumia syreny na wybrzeżu Meksyku

Podobnie jest z pewnymi zdjęciami oraz mumiami syren. Chodzi o krążące od pewnego czasu w internecie zdjęcia wodnego stworzenia wyrzuconego przez morskie fale na brzeg. Informacje na temat tej istoty, długiej na ok. 2 metry i przypominającej skrzyżowanie człowieka z rybą, były sprzeczne. Podawano, że zdjęcia tej "syreny" wykonano na wybrzeżu Meksyku, Dominikany lub Malezji. Śledztwo w tej sprawie przeprowadził Loren Coleman, amerykański kryptozoolog o światowej sławie.

Coleman twierdzi, że "syrena" to humbug. Wiele wskazuje, że ten obiekt został spreparowany i sfotografowany przez Amerykanina Juana Cabana, być może na terenie jego posiadłości na Florydzie. Cabana, o czym przypomina Coleman, ma już na koncie inne fałszywe syreny, człekopodobne wodne stworzenia inspirowane słynną "syreną z Fidżi" wystawianą od 1842 roku w słynnym cyrku Barnuma - ta mumia syreny spłonęła 20 lat później podczas pożaru cyrku.

Ruszając śladem Lorena Colemana łatwo ustalić, że Juan Cabana, amerykański całkiem zdolny rzeźbiarz, oferuje w sieci podobne niezwykłe dzieła. Między innymi kupić można od niego zamkniętą w szklanym słoju mumię "oryginalnego morskiego potwora". Taka "syrena" kosztuje 600 dolarów USA.

Dlaczego niektórzy ludzie wciąż szukają syren, a gdy ich nie znajdują, to tworzą fałszywki? Dlaczego inni z wypiekami na twarzy czytają o człekopodobnych wodnych istotach i kupują repliki takich stworzeń? Jasno widać, że przez stulecia nic się nie zmieniło i potrzeba obcowania z legendą o syrenach żyje nadal.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy