Wampir z Bytowa: Najbardziej niebezpieczny seryjny zabójca w Polsce

Leszek P. tzw. Wampir z Bytowa przed Sądem Okręgowym w Gdańsku /East News
Reklama

​Mówił, że popełnił 90 przestępstw na tle seksualnym. Potem liczbę tę ograniczył do 70. Prokurator oskarżył go o 17 morderstw, ale skazano go tylko za jedno. Mimo wielu niejasności w jego sprawie jest najbardziej niebezpiecznym seryjnym zabójcą w Polsce.

27 czerwca 1991 roku dyżurujący funkcjonariusz Komendy Rejonowej Policji w Bytowie otrzymał zgłoszenie o znalezieniu 17-letniej Justyny T. Na ciało natknęli się jej rodzice w pobliskim lesie, gdy zaniepokojeni przedłużającą się nieobecnością córki wyszli, by poszukać dziewczyny.

Na podstawie oględzin ciała na miejscu zdarzenia lekarz jednoznacznie stwierdził, że doszło do morderstwa na tle seksualnym. Późniejsza sekcja zwłok potwierdziła wstępne ustalenia. Była tylko jedna różnica w obu protokołach: patolog sądowy orzekł, że ofiara została wykorzystana seksualnie dopiero po śmierci. Nie doszło do klasycznego gwałtu, ale do nekrofilii.

Tydzień później w tej samej okolicy doszło do kolejnego napadu na tle seksualnym. Był 4 lipca 1991 roku, dochodziła godzina 22.30. Maria Z. szła ścieżką przez las, wracała z odwiedzin u siostry. Kobieta znała tę drogę, ale mimo to, gdy chodziła tędy samotnie, zawsze odczuwała niepokój. Teraz, by dodać sobie otuchy, zaczęła nucić piosenkę. W pewnej chwili poczuła na sobie czyjś wzrok.

Reklama

Zaniepokojona odwróciła się. W dali zauważyła mężczyznę. Ubrany był w gruby golf, nosił beret. Maria Z. przyspieszyła. Potem usłyszała jego kroki i zdała sobie sprawę, że nieznajomy również zaczął iść szybciej... Maria Z. była coraz bardziej zdenerwowana, zaczęła biec. Czuła jednak, że mężczyzna zaczyna ją doganiać. W końcu przestraszonej kobiecie zaczęło brakować tchu. Zatrzymała się i krzyknęła na cały głos:

- Czego pan ode mnie chce?!

W odpowiedzi usłyszała:

- Czy zostanie pani moją żoną?

Maria zaprzeczyła, a wtedy mężczyzna wydukał:

- To ja panią zamorduję.

Napastnik rzucił się na nią, powalił na ziemię i brutalnie zgwałcił. Potem pobił. Kobieta z trudem dotarła do domu. Maria Z. opowiedziała o tym, co ją spotkało, swojej koleżance, a ta namówiła ją do złożenia doniesienia na policji. 

Napadnięta zapamiętała sprawcę, więc policja nie miała trudności z jego odszukaniem. Okazał się nim lekko upośledzony 26-latek, Leszek P. Mieszkał w sąsiedniej wiosce. Mężczyzna został aresztowany, oskarżono go o gwałt i brutalne pobicie. 24 listopada 1992 roku sąd skazał go na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na lat pięć. Maria Z. nie przypuszczała wtedy, że cudem uniknęła śmierci z rąk, jak się później miało okazać, najbardziej niebezpiecznego seryjnego mordercy grasującego w powojennej Polsce.

Śledztwo w sprawie zabójstwa Justyny T. utknęło w martwym punkcie. Prowadzący je nie mieli żadnych punktów zaczepienia, które mogłyby doprowadzić ich do zboczonego napastnika. W końcu, rok po popełnionej zbrodni, postępowanie umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. Jednak nie oznaczało to jego zamknięcia. Kilka tygodni później pracownica prokuratury w Bytowie połączyła niewyjaśniony przypadek śmierci dziewczyny z gwałtem dokonanym na Marii Z.

Do obu zdarzeń doszło w tej samej okolicy i krótkim odstępie czasu. Postanowiono jeszcze raz, tym razem dokładniej, przyjrzeć się osobie Leszka P. Prokuratura wydała nakaz jego zatrzymania i doprowadzenia na przesłuchanie. Mężczyzna został ponownie aresztowany w grudniu 1992 roku. Dość szybko przyznał się do zabójstwa 17-latki. Jak wyjaśnił, dziewczynę znał ze sklepu, w którym odbywała praktykę. Leszek P. w tym okresie nie miał gdzie się podziać i często głodny błąkał się po lesie.

Justynie było go żal. Po praktyce spotykała się z nim. Przynosiła mu jedzenie, wielokrotnie długo rozmawiali. Znajomość tę ukrywała z obawy przed wyśmianiem. Lubiła Leszka jako kolegę, nic poza tym. W dniu swojej śmierci również się z nim umówiła. Spotkali się w lesie, miała dla niego kilka kanapek. Kiedy je zjadł, zapytał Justynę, czy zostanie jego żoną. Dziewczyna odmówiła, nie zgodziła się również na pocałunek.

Zaniepokojona natrętnym i zbyt lubieżnym zachowaniem mężczyzny zerwała się z miejsca i zaczęła uciekać. Leszek dogonił ją, przewrócił na ziemię i zaczął dusić, potem uderzył kilkakrotnie w głowę przyniesionym wcześniej kosturem do sadzenia drzewek. Kiedy dziewczyna przestała się bronić i dawać oznaki życia, mężczyzna wykorzystał jej zwłoki.

Zeznania złożone przez podejrzanego utwierdziły śledczych w przekonaniu, że mają przed sobą "właściwego człowieka". Ale nikt z nich wówczas nie domyślał się, że to dopiero początek krwawej opowieści, której głównym bohaterem jest on sam.

Leszek P. urodził się 12 lutego 1966 roku we wsi Osieki nieopodal Bytowa. Na świat przyszedł jako nieślubne dziecko z ciąży bliźniaczej. Jego matka była pracownicą rolną. Kiedy chłopiec miał niespełna rok, matka oddała go na wychowanie do domu małego dziecka. Córka została przy niej. Ojciec nie interesował się żadnym z dzieci. Kiedy Leszek miał 10 lat, jego matka zażądała "zwrotu syna".

Gdy zmarła, chłopaka przyjął do siebie wuj - brat matki. Leszek był lekko upośledzony, jednak nie wymagał stałej opieki. Utrzymywał się z przyznanej mu renty. Ponadto bardzo chętnie podejmował się różnych prac dorywczych, często w miejscowościach oddalonych od jego domu.

Wielką pasją Leszka P. było podróżowanie po Polsce. Jak się później okazało, te eskapady nie zawsze były związane z pracą zarobkową. Leszek pakował w reklamówkę kilka najpotrzebniejszych rzeczy, trochę jedzenia i znikał na kilka dni. I właśnie ta informacja z życia mordercy dała policjantom wiele do myślenia. Prowadzący śledztwo postanowili dokładnie przyjrzeć się temu, co robił podejrzany, kiedy znikał z domu.

Funkcjonariusze zaczęli sprawdzać policyjne kartoteki z miast, w których w danym czasie przebywał P. Szybko okazało się, że w tych rejonach Polski właśnie wtedy dochodziło do morderstw i gwałtów na kobietach. Na dodatek sprawców tych przestępstw nigdy nie ujęto. Zapytany w trakcie przesłuchania o zabójstwa w innych częściach kraju, Leszek P. nieoczekiwanie rozpoczął swoją szczegółową, niebywale barwną i precyzyjną spowiedź.

Leszek opowiadał o czynach popełnionych w poszczególnych częściach kraju. Jego historie brzmiały bardzo wiarygodnie - często podawał informacje, które znać mógł tylko sprawca zbrodni. Przesłuchujący go funkcjonariusze początkowo zastanawiali się, czy jego zeznania to nie wymysł chorego psychicznie człowieka lub wyczytane w prasie informacje.

Jednak ich wątpliwości rozwiały się, kiedy podejrzany zaczął podawać szczegóły, o których nie wspomniano ani w aktach sprawy, ani tym bardziej w artykułach. I tak np. Leszek mówił m.in. o zagadkowej śmierci pewnej dziewczyny. Prowadzący tamtą sprawę policjanci zakwalifikowali ją jako samobójstwo. Po wysłuchaniu zeznań ponownie przyjrzano się tamtemu zdarzeniu i okazało się, że Leszek powiedział prawdę - dziewczyna nie targnęła się na własne życie, tylko została zamordowana.

Z jego opowieści wynikało, że swoją zbrodniczą działalność rozpoczął w roku 1982, gdy był uczniem drugiej klasy zawodowej szkoły specjalnej. Zabijał i gwałcił wszędzie tam, gdzie dotarł. A na swojej trasie miał między innymi Toruń, Wrocław, Warszawę, Kraków i Zieloną Górę. Chętnie opowiadał o popełnionych morderstwach, nie odmawiał też udziału w wizjach lokalnych.

Okazały się one bardzo pomocne w wyjaśnieniu niektórych okoliczności zdarzeń. Wspomniane oględziny miejsc przestępstw z udziałem podejrzanego miały jeszcze jeden cel. Śledczy chcieli ustalić, co jest prawdą w opowiadaniach, a co wymysłem. Coraz więcej wskazywało na to, że rzeczywiście podawał policjantom fakty.

Wraz z kolejnymi rewelacjami wydłużała się lista zamordowanych przez niego kobiet. Prowadzący dochodzenie zaczęli zadawać sobie pytanie, czy te wszystkie makabryczne zabójstwa mogła popełnić osoba zdrowa psychicznie. Dlatego podejrzanego skierowano na badania psychiatryczne.

Leszek P. trafił na obserwację do szpitala w Krakowie. Przebywał w nim ponad osiem miesięcy. Biegli psychologowie i psychiatrzy w wydanej przez siebie opinii określili podejrzanego jako osobę w lekkim stopniu upośledzoną, o cechach charakteropatycznych. Uznali również, że na skutek tych ograniczeń działał on w warunkach ograniczonej poczytalności.

Ponieważ zarzucane Leszkowi P. czyny dokonane zostały na tle seksualnym, podejrzanego poddano również badaniom przeprowadzonym przez biegłego seksuologa. Jego opinia wykazała, że cierpi na bardzo silne zaburzenia sfery seksualnej. Sam podejrzany wyjawił, że nie radzi sobie z popędem, który dominuje w jego życiu i często jest aż tak silny, że żadne hamulce nie są w stanie go powstrzymać.

W pewnym momencie w trakcie śledztwa Leszek P. przyznał się do popełnienia ponad 90 (!) przestępstw na tle seksualnym. Potem liczbę tę zredukował do 70. Jednak przygotowany akt oskarżenia przeciwko niemu objął "zaledwie" 23 przestępstwa, w tym 17 morderstw.

Proces wampira z Bytowa, jak okrzyknęłago  prasa, rozpoczął się w połowie 1996 roku. Odczytanie samego aktu oskarżenia zajęło ponad pięć godzin. Wzburzeni ogromem zbrodni ludzie czekali z niecierpliwością na wydanie wyroku w tej sprawie. Nikt nie miał wątpliwości, że oprawcy należy się kara śmierci. Jednak wszyscy wiedzieli, że od 1988 roku obowiązywało w Polsce moratorium na wykonywanie kary śmierci.

Oznaczało to, że choć sądy nadal orzekały najwyższy wymiar kary, egzekucje nie odbywały się. Po wejściu w życie nowego kodeksu karnego wszystkie wyroki śmierci zostały zmienione na najwyższe kary pozbawienia wolności przewidziane w starym kodeksie karnym - 25 lat więzienia.

Sąd wziął pod uwagę wyłącznie "mocny" materiał dowodowy, w wielu przypadkach bowiem oskarżenia opierały się jedynie na poszlakach. W obszernym akcie oskarżenia znalazły się na przykład takie absurdy jak zarzut popełnienia zbrodni w tym samym czasie w różnych miejscach Polski, co oczywiście było fizycznie niemożliwe.

Zauważone przez sąd liczne błędy proceduralne, błędy na etapie prowadzonego śledztwa, podczas wizji lokalnych, w trakcie okazania oraz przy przesłuchaniach wpłynęły na decyzję o wymiarze kary. Kolejne dowody mające świadczyć o winie mężczyzny były obalane. Sąd nie miał innego wyjścia, jak tylko uznać, że oskarżony nie jest winny zarzucanych mu czynów. Zresztą, sam podsądny odwołał wszystkie swoje dotychczasowe zeznania i nie przyznał się do winy.

Został skazany tylko za jedno z zarzucanych mu morderstw - za zabójstwo 17-letniej Justyny T. Otrzymał karę 25 lat pozbawienia wolności. To oznaczało, że na wolność będzie mógł wyjść pod koniec 2017 roku.

Po ogłoszeniu wyroku szybko pojawiły się spekulacje, że śledczy wykorzystali człowieka chorego umysłowo, aby zamknąć śledztwa w sprawie zabójstw na tle seksualnym i w ten sposób poprawić sobie statystyki wykrywalności sprawców. Podejrzewano również, że sam bardzo chętnie przyznawał się do wielu zbrodni, prawdopodobnie nawet tych, których nie dokonał, ponieważ imponowało mu zainteresowanie jego osobą mediów - w tym również zagranicznych. Ten upośledzony, zaniedbany, odtrącony przez rodziców mężczyzna nagle znalazł się w centrum uwagi i stał się gwiazdą z kronik policyjnych lat 90. Przyznając się do zbrodni, czasami dawał upust swojej fantazji i najzwyczajniej w świecie zmyślał.

Z jednej strony prowadzący dochodzenie wyłapywali te momenty, dlatego też akt oskarżenia nie zawierał zarzutów dokonania 90 czy 70 przestępstw, a "jedynie" 23. Z drugiej zaś, opowieści, choć barwne, utwierdziły śledczych w przekonaniu, że popełnił on wiele przestępstw, za które nie został ukarany.

Co ciekawe, mimo że "wampir z Bytowa" na sali rozpraw odwołał swoje zeznania i nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, to po latach, w rozmowie z Edwardem Miszczakiem, dziennikarzem TVN prowadzącym program "Cela nr", przyznał, że zabił i wykorzystał seksualnie ponad 20 kobiet. 

Od dawna wiele osób obawia się momentu, kiedy ten oto uważany przez Polaków za najsłynniejszego seryjnego mordercę (a przez polskie prawo tylko za zabójcę) mężczyzna pojawi się na naszych ulicach. Czy ich strach jest uzasadniony? Czy jest możliwe, że leszek P. znów z reklamówką w ręku wyruszy w morderczy rajd po Polsce? Jak wysokie jest prawdopodobieństwo, że znów zabije? Czytając opinie biegłych - wynika z nich, że Leszek P. cierpi na zaburzenia seksualne, które dominują nad jego życiem, odbierając mu zdolność zdroworozsądkowego rozumowania i brak jakichkolwiek hamulców - można przypuszczać, że nawrót morderczych skłonności byłby prawdopodobny.

Jak mówi kryminalistyk, Ewa Gruzy, w jednym z odcinków serii dokumentalnej emitowanej na kanale Discovery Historia pt. "Seryjni mordercy. Opowieść o Leszku P.":

- Refleksja przyjdzie wtedy, kiedy będzie trzeba zdecydować, co dalej i czy człowiek, który odbył karę, nie powinien wyjść na wolność (...). To może mieć swój ciąg dalszy (...), nie możemy go trzymać w zakładzie karnym w nieskończoność, bo został skazany za jedną zbrodnię. Więc któregoś pięknego dnia on się pojawi na naszych ulicach. Biorąc pod uwagę również jego problemy z popędem seksualnym - był leczony, ma problemy i sam je zresztą zauważa, że jest mu trudno utrzymać i zahamować swój popęd seksualny - może się okazać taką bombą zegarową, biegającą znowu po ulicach! (...)

19 czerwca br. sąd w Gdańsku podjął decyzję dotyczącą dalszych losów Wampira z Bytowa. Leszek P. nie wyjdzie na wolność. Trafi do zamkniętego ośrodka w Gostyninie, gdzie przebywa inny seryjny morderca Mariusz Trynkiewicz.

Kinga Przyborowska

Niektóre personalia oraz szczegóły zostały zmienione. Cytat i niektóre informacje zaczerpnięto z serii filmów dokumentalnych "Seryjni mordercy. Opowieść o Leszku P.".

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy