Mafia w Watykanie

Co łączy znanego mafiosa, arcybiskupa i zaginioną dziewczynę? Na styku włoskiej wielkiej finansjery i tajnych lóż wciąż istnieje wiele mrocznych sekretów...

Enrico De Pedis przez długie lata szefował potężnemu gangowi Banda della Magliana. W 1990 r. boss zginął w mafijnych porachunkach - zastrzelono go na jednej z ulic stolicy Włoch. Kilka lat po śmierci gangstera okazało się, że jego ciało z jakiegoś powodu spoczęło w bazylice św. Apolinarego...

Ścisłe kontakty

Ta rzymska świątynia jest miejscem pochówku duchownych i wybitnych ludzi związanych z Kościołem, dlatego, kiedy kilka lat temu media ujawniły, że został tam złożony De Pedis, we Włoszech zawrzało. Mafioso, znany również pod pseudonimem Renatino, rozdawał karty w rzymskim półświatku - przez wiele lat, od drugiej połowy lat 70. aż do swojej śmierci. Rządzony przez niego gang Banda della Magliana utrzymywał ścisłe kontakty z innymi organizacjami mafijnymi (Cosa Nostra, Cammora, `Ndrangheta), ugrupowaniami neofaszystowskimi oraz ze światem tajnych służb i polityki. To właśnie Bandę Pedisa łączono z nieudaną próbą zamachu na Jana Pawła II, do której doszło w 1981 roku na placu Świętego Piotra w Rzymie. Grupa miała też być zamieszana w szereg porwań i zabójstw (m.in. premiera Włoch Aldo Moro i Roberto Calviego, szefa Banco Ambrosiano).

Przyparte przez media do muru władze kościelne tłumaczyły podjętą w 1990 roku decyzję uczynkami Pedisa - gangster rzekomo pomagał ubogim mieszkańcom Rzymu i hojnie obdarowywał miejscowe parafie. Zbulwersowanym Włochom trudno było jednak uwierzyć, że mogło to mieć większe znaczenie niż związki Renatino z mafią, które trudno uznać za tajemnicę. Budząca ogromne emocje i wywołująca kontrowersje na całym świecie sprawa pochówku gangstera niedawno powróciła na pierwsze strony gazet w związku z ciągnącym się od lat 80. śledztwem w sprawie zaginięcia Emanueli Orlandi (15-latka zniknęła bez śladu w 1983 roku). Kilka miesięcy temu prowadząca dochodzenie prokuratura podjęła starania o zgodę na otwarcie grobu De Pedisa. Zaczęły do siebie pasować kolejne elementy układanki...

Reklama

Gdzie jest Emanuela?

Zaginiona Emanuela Orlandi była córką papieskiego urzędnika. Chodziła do jednego z rzymskich liceów oraz do szkoły muzycznej (w pobliżu bazyliki św. Apolinarego), gdzie uczyła się gry na flecie. 22 czerwca 1983 roku przyszła na popołudniowe zajęcia spóźniona. Podobno wcześniej rozmawiała z kimś, kto zaproponował jej dorywczą pracę - sprzedaż kosmetyków - i umówiła się z nim na kolejne spotkanie.

Po lekcji wyszła ze szkoły z jedną z koleżanek. Uczennice rozstały się na przystanku autobusowym. Ale zamiast do autobusu Emanuela wsiadła do bmw, którym przyjechał młody, przystojny mężczyzna. Kiedy Emanuela nie wróciła do domu, zaniepokojeni rodzice zawiadomili policję. Funkcjonariusze doradzili im, by wstrzymali się jeszcze z rozpoczęciem poszukiwań. Mijały jednak kolejne godziny, a dziewczyny wciąż nie było. Nie odezwała się też następnego dnia. 23 czerwca piętnastolatka została oficjalnie uznana za zaginioną.

W lokalnych gazetach pojawiły się wykupione przez rodzinę ogłoszenia. Proszono w nich o kontakt wszystkich, którzy mieli jakiekolwiek informacje o Emanueli. Telefon zadzwonił przynajmniej dwa razy. Rozmówcy - jeden podawał się za nastolatka o imieniu Pierluigi, drugi był mężczyzną przedstawiającym się jako Mario - zarzekali się, że widzieli dziewczynę w różnych miejscach Rzymu. Rodzice dowiedzieli się od rozmówców, że ich córka sama zdecydowała się na ucieczkę z domu. Gdy ją widzieli, wyglądała na całą i zdrową...

Anonimowy telefon

Tydzień po zaginięciu Emanueli głos w jej sprawie zabrał papież Jan Paweł II, który zaapelował o uwolnienie dziewczyny (policja uznała, że było to porwanie). W tym czasie w całym Rzymie rozwieszono zdjęcia nastolatki, można było je znaleźć niemal na każdym kroku, na słupach ogłoszeniowych, murach, rozdawano ulotki z jej podobizną w restauracjach. Ale córka państwa Orlandi przepadła bez śladu. 5 lipca rodzina Emanueli odebrała kolejny anonimowy telefon.

Męski głos w słuchawce poinformował, że dziewczyna jest w rękach ludzi, którzy w zamian za jej życie żądają wypuszczenia z więzienia Ali Agcy, zatrzymanego za próbę zastrzelenia Jana Pawła II.

Anonimowe połączenie (i seria kilkunastu następnych) potwierdziło wcześniejsze podejrzenia policji i rodziny. Stało się jasne, że Emanuela została porwana. Na czyje zlecenie ją uprowadzono - to wciąż pozostawało zagadką. W grę wchodziła nie tylko włoska mafia, ale i wschodnioeuropejskie służby specjalne, którym nie podobała się polityka Kościoła, wspomagającego materialnie ruchy antykomunistyczne, w tym polską "Solidarność".

Po latach media spekulowały, że zniknięcie 15-latki było sygnałem ostrzegawczym gangsterów kierowanym do tych wszystkich, którzy wiedzieli o ich powiązaniach z katolickimi bankami.

Masoni i brudne pieniądze

W tle dramatycznych wydarzeń z 1983 roku od pewnego czasu toczyła się gra o wielkie pieniądze. Rok przed zaginięciem Emanueli Orlandi pod jednym z londyńskich mostów znaleziono ciało włoskiego bankiera Roberto Calviego. Mimo wielu wątpliwości co do przyczyn jego śmierci policja uznała wówczas, że popełnił on samobójstwo. Powodem targnięcia się na własne życie miała być depresja związana z olbrzymimi problemami finansowymi, z jakimi borykał się zarządzany przez niego katolicki Banco Ambrosiano, ściśle powiązany z Instytutem Dzieł Religijnych (to oficjalna nazwa Banku Watykańskiego).

Taka wersja śmierci Calviego obowiązywała przez długie lata. Dopiero w 2002 roku niezależny raport, który sporządzono po ekshumacji zwłok Włocha, potwierdził podejrzenia jego rodziny.

Bliscy już wcześniej przypuszczali, że bankier padł ofiarą morderstwa. Szybki rozwój Banco Ambrosiano w latach 70. ubiegłego wieku, a potem jego równie spektakularny upadek to zresztą historia rodem z powieści Dana Browna lub hollywoodzkich thrillerów. Główne role odgrywają w niej bezwzględni gangsterzy, masoni, służby specjalne i wysocy rangą hierarchowie kościelni.

Bankier boga

Roberto Calvi szefował Banco Ambrosiano od początku lat 70. ubiegłego wieku. Protegowany wpływowych osób związanych z mafią i członek nielegalnej loży masońskiej Propaganda Due (to ona miała być odpowiedzialna za porwanie i zamordowanie w 1978 roku premiera Aldo Moro) doskonale poradził sobie w roli reformatora niewielkiego katolickiego banku. Pod jego kierownictwem założony w 1896 roku Ambrosiano stał się jedną z najprężniej działających prywatnych instytucji finansowych we Włoszech. Calvi stworzył tę potęgę, korzystając ze zbudowanej specjalnie w tym celu sieci spółek.

Ich macki sięgały rajów podatkowych (m.in. Bahamów). Dzięki współpracy z Bankiem Watykańskim (akcjonariuszem Ambrosiano) "boży bankier", jak nazywano Calviego, mógł wyprowadzać z Włoch olbrzymie sumy, unikając płacenia haraczu fiskusowi, i zarabiać krocie na utajnionych międzynarodowych przelewach. Z bezcennych usług Calviego korzystali m.in. mafia, masoni z Propaganda Due, włoscy przedsiębiorcy oraz skorumpowani politycy.

Upadek Banco Ambrosiano

Calvi współpracował również z arcybiskupem Paulem Marcinkusem, byłym ochroniarzem papieża Pawła VI (w latach 70. obronił głowę państwa watykańskiego przed atakiem nożownika; potem powtórzył ten wyczyn, w podobnych okolicznościach ratując Jana Pawła II w Fatimie), a w latach 80. trzecią najważniejszą osobą w Watykanie, zaraz po papieżu i sekretarzu stanu. Obaj panowie wspierali się w trudnych chwilach. Banco Ambrosiano pomógł Stolicy Apostolskiej, kiedy ta borykała się z problemami finansowymi. Marcinkus zadbał z kolei o wiarygodność instytucji finansowej Calviego, gdy na przełomie lat 70. i 80. groziło jej bankructwo (firmował wówczas działalność Ambrosiano swoim nazwiskiem i renomą Banku Watykańskiego).

Dobra passa Roberto Calviego dobiegła końca na początku lat 80. Na skutek licznych defraudacji i ryzykownych transakcji, związanych m.in. z praniem brudnych pieniędzy mafii, Banco Ambrosiano stanął na krawędzi upadłości (jak się wkrótce okazało, jego długi sięgały niemal 1,5 mld dolarów). W 1981 roku Calvi został zatrzymany i oskarżony o zakrojone na szeroką skalę oszustwo finansowe - z kasy zarządzanego przez niego instytutu finansowego miały wypłynąć dziesiątki milionów dolarów. Sąd skazał go na cztery lata więzienia, a jednak po złożeniu apelacji Calvi został zwolniony za kaucją. Czując na plecach gorący oddech śledczych z policji i fiskusa, a przede wszystkim niezwykle wpływowych wierzycieli, postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji i natychmiast po wypuszczeniu na wolność uciekł z kraju.

Zmowa milczenia

Roberto Calvi zniknął z Rzymu 10 czerwca 1982 roku. Dziewięć dni później zwłoki 62-letniego "bankiera pana Boga" znaleziono w Londynie. Jego ciało wisiało na sznurze pod mostem Blackfriars. Calvi miał w kieszeniach cegłówki (fakt ten, podobnie jak nazwę mostu - "Czarni Zakonnicy" - łączono później z symboliką zarezerwowaną dla loży Propaganda Due, do której należał finansista). Ponadto znaleziono przy nim równowartość kilkunastu tysięcy dolarów w trzech różnych walutach. Podobno podczas ucieczki z Włoch miał przy sobie teczkę z materiałami obciążającymi ludzi i organizacje współpracujące z Banco Ambrosiano, w tym wysokiej rangi hierarchów kościelnych oraz Bank Watykański. Tych dokumentów nigdy nie udało się odnaleźć.

We Włoszech wybuchł skandal związany z tajemniczą śmiercią Calviego i ostatecznym bankructwem prowadzonego przez niego Ambrosiano. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt udziału Kościoła w podejrzanych interesach. Jak się okazało, Bank Watykański pośredniczył w wielu transakcjach sygnowanych przez Banco Ambrosiano i czerpał z nich niemałe korzyści. Media podkreślały również rolę, jaką odegrał arcybiskup Marcinkus, długoletni szef Instytutu Dzieł Religijnych, mocno zaangażowany w działania upadłego banku.

Po ujawnieniu afery finansowej Watykan zdystansował się od całej sprawy. A jednak z jakiegoś powodu Kościół zdecydował się wypłacić prawie 250 milionów dolarów wierzycielom upadłej instytucji (podobno w ich zebraniu pomogło Opus Dei).

Mimo licznych kontrowersji Marcinkus pozostał na swoim stanowisku i zarządzał Bankiem Watykańskim aż do 1989 roku, kiedy na polecenie Jana Pawła II wrócił do rodzinnych Stanów Zjednoczonych. Kilka lat wcześniej z jego ust padło zdanie, które wiele mówiło o finansowych operacjach Watykanu i o samym Marcinkusie: - Kościołem nie można zarządzać jedynie za pomocą zdrowasiek. Zasłaniający się watykańskim immunitetem Marcinkus nigdy nie wypowiadał się publicznie o współpracy Instytutu Dzieł Religijnych i Banco Ambrosiano. Nie skomentował też rzucanych przez media oskarżeń pod swoim adresem (do tej pory przypuszcza się, że mógł być w jakiś sposób związany ze śmiercią Roberto Calviego).

Arcybiskup zmarł na początku 2006 roku i podobnie jak De Pedis zabrał ze sobą do grobu wszystkie tajemnice.

Biskup zlecił porwanie?

Kiedy w lipcu 2005 roku włoska stacja Rai 3 emitowała odcinek programu "Chi l'ha visto?", poświęcony tajemniczemu porwaniu Emanueli Orlandi, w telewizyjnym studiu zadzwonił telefon. Anonimowy rozmówca zasugerował dziennikarzom, aby, jeżeli chcą rozwiązać zagadkę zaginięcia dziewczyny, przyjrzeli się bliżej sprawie pewnego pochówku w bazylice św. Apolinarego. Dodał też, że warto zwrócić uwagę na powiązania Enrico De Pedisa ze zmarłym w 1997 roku kardynałem Ugo Polettim, który wydał zgodę na kuriozalny pogrzeb gangstera w kościele.

Dziennikarzom szybko udało się potwierdzić sensacyjną informację - w grobie rzeczywiście spoczywało ciało szefa gangu Enrico De Pedis. Wkrótce wyszło również na jaw, że to właśnie do jego samochodu wchodziła Emanuela Orlandi, kiedy widziano ją po raz ostatni. W 2008 roku Włochami wstrząsnęła kolejna sensacyjna informacja. Sabrina Minardi, niegdyś kochanka Enrico De Pedisa, wyznała, że za zniknięciem 15-letniej Emanueli rzeczywiście stał rządzony przez De Pedisa gang Banda della Magliana, ale zleceniodawcą porwania był... arcybiskup Paul Marcinkus, wówczas wciąż jeszcze prezes Banku Watykańskiego. Według Minardi uprowadzenie Orlandi stanowiło element toczącej się w tamtych latach walki o wpływy. Kochanka gangstera powiedziała również, że Emanuela została zamordowana kilka miesięcy po zaginięciu, a jej zwłoki wrzucono do betoniarki. Rodzina Orlandi nie uwierzyła w te rewelacje, a Watykan potępił podobne oskarżenia, nazywając je oszczerstwami. Hierarchowie kościelni podważali też wiarygodność Minardi, narkomanki powiązanej z gangsterem.

A jednak niewyjaśniona sprawa znalazła swój ciąg dalszy. Kilka miesięcy temu Watykan zgodził się na otwarcie grobowca i ekshumację zwłok pochowanego w bazylice św. Apolinarego Enrico De Pedisa (w chwili przygotowywania tego artykułu wciąż do niej nie doszło). Prokuratura ma nadzieję dowiedzieć się w ten sposób czegoś więcej o owianym tajemnicą zniknięciu Emanueli

Orlandi. Nikt nie wie na pewno, co się z nią stało. Śledczy snuli różne domysły, podejrzewali nawet, że została pogrzebana razem ze swoim porywaczem.

Wiele wskazuje jednak na to, że zagadka zaginionej w 1983 roku dziewczyny pozostanie nierozwiązana. Nikłe są także szanse na ujawnienie wszystkich powiązań Watykanu z mafią. Pytań jest coraz więcej, a wszyscy, którzy mogliby udzielić na nie odpowiedzi, albo milczą, albo umarli - nie zawsze śmiercią naturalną.

Bank Watykański

Oficjalnie Bank Watykański to Instytut Dzieł Religijnych (pod tą nazwą funkcjonuje od 1942 roku). Powstał, aby pomóc w zarządzaniu instytucjami religijnymi i charytatywnymi, podlegającymi Kościołowi. Jego prezesi odpowiadają tylko przed watykańskimi kardynałami i papieżem. Bank nie podlega zewnętrznemu nadzorowi, co pozwala na utajnianie jego kont - to jedna z głównych przyczyn kontrowersji, jakie od bardzo dawna budzi ta instytucja.

Już w latach 60. konsultantem Banku Watykańskiego był bankier Michele Sindona, znany także ze współpracy... z Cosa Nostrą. Sindona przyjaźnił się z niejakim Giovannim Battistą Montinim, który w 1963 roku wstąpił na tron św. Piotra jako papież Paweł VI. Świetnie znał też arcybiskupa Paula Marcinkusa, długoletniego prezesa Banku Watykańskiego, oraz Roberto Salviego, prezesa katolickiego Banco Ambrosiano. W latach 80. należący do nielegalnej loży masońskiej Propaganda Due Sindona został oskarżony o szereg oszustw finansowych, a także o morderstwo i skazany na 25 lat pozbawienia wolności. W 1986 roku zmarł nagle w więzieniu. Prawdopodobnie go otruto.

Pełną dyskrecję Banku Watykańskiego wykorzystywały m.in. mafia i masońska loża Propaganda Due. Niepodlegający żadnej jurysdykcji Instytut Dzieł Religijnych przez długie lata służył jako pralnia brudnych pieniędzy mafii i narzędzie do przeprowadzania tajnych przelewów (m.in. łapówek dla polityków). W latach 70. i 80. przez bank przepływały również olbrzymie sumy dla antykomunistycznej opozycji, m.in. w Nikaragui i Polsce. Kiedy w 1978 roku, zaledwie 33 dni od momentu objęcia urzędu, zmarł nagle Jan Paweł I (oficjalna przyczyna śmierci to atak serca), zaczęto podejrzewać, że papież został zamordowany, ponieważ planował zająć się nieprawidłowościami w Instytucie Dzieł Religijnych. Potem dobre imię Bankowi Watykańskiemu próbowali przywrócić Jan Paweł II i Benedykt XVI. Bez skutku.

Loża masońska p2

W 1976 roku Propaganda Due (P2) została zdelegalizowana, ale nie przestała działać. Jej założyciel i Wielki Mistrz Licio Gelli, niezwykle wpływowy finansista, miał za sobą faszystowską przeszłość i współpracę z tajnymi służbami (m.in. CIA). Przez wiele lat P2 wywierała olbrzymi wpływ na włoskie (i nie tylko) życie gospodarcze i polityczne. W jej szeregach znajdowali się politycy, wojskowi, przedsiębiorcy oraz redaktorzy i dziennikarze opiniotwórczych mediów (w latach 70. w ręce P2 trafiła znana na całym świecie gazeta "Corriere della Sera"). Lożę łączono m.in. z upadkiem Banco Ambrosiano oraz z morderstwami dziennikarza Mino Pecorelliego i Roberto Salviego. Członkiem Propaganda Due był m.in. Sylvio Berlusconi, obecny premier Włoch.

Michał Raińczuk

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy