"Cicero" - lokaj i... najskuteczniejszy niemiecki szpieg

W grze wywiadów, toczonej podczas II wojny światowej, sporo sukcesów odnieśli także Niemcy. Ich najbardziej skutecznym agentem najprawdopodobniej był niejaki Elyas Bazna, z zawodu... lokaj.

Bazna urodził się w 1904 roku w Prisztinie (obecnie Kosowo), jeszcze w czasach imperium osmańskiego, dlatego, choć zapewne z pochodzenia był Albańczykiem, podawał się za Turka. W początkach I wojny światowej zamieszkał wraz z rodziną w Stambule. Zatrudniony przez działające na Bałkanach wojska francuskie w charakterze kierowcy, za kradzież broni i samochodu trafił do więzienia. Potem próbował szczęścia w dyplomacji, pracował w ambasadzie jugosłowiańskiej i dla Amerykanów.

W 1943 roku przeczytał w prasie, że I sekretarz ambasady brytyjskiej poszukuje lokaja, który zarazem znałby się na samochodach. Elyas od razu pojął, że to coś dla niego. Uzyskał posadę i dość szybko zdobył zaufanie pryncypała. Wkrótce zwrócił na niego uwagę sam ambasador, sir Hugh Knatchbull-Hugessen. Rzutki mężczyzna zrobił na angielskim dżentelmenie doskonałe wrażenie i został zatrudniony bezpośrednio w placówce.

Brytyjski dyplomata darzył swojego kamerdynera praktycznie nieograniczonym zaufaniem. Bazna bez specjalnych problemów uzyskał dostęp do sejfu ambasadora, w którym przechowywano dokumenty zawierające najściślejsze tajemnice aliantów. Sprytny, a łasy na pieniądze lokaj zrozumiał, że nadarza mu się okazja do naprawdę wielkiego zarobku. I zgłosił się do strony przeciwnej, niemieckiego ambasadora w Turcji, Franza von Papena - od razu z kilkoma fotokopiami tajnych papierów z szafy pancernej swojego chlebodawcy.

Reklama

Materiały zrobiły na Niemcach odpowiednie wrażenie i opiekę nad agentem, któremu nadano kryptonim "Cicero", przejęli ludzie Waltera Schellenberga, szefa Sicherheitsdienst (SD), czyli wywiadu SS.

Elyas dostarczał nowym mocodawcom - za pośrednictwem attaché Ludwiga Carla Moyzischa - fotokopie niezwykle cennych dokumentów, m.in. dotyczących planowanego lądowania aliantów we Francji (operacja Overlord, otwarcie w Europie drugiego frontu), a także szczegółów trójstronnego spotkania Stalina, Roosevelta i Churchilla w Teheranie.

Lokaj fotografował materiały, kiedy jego pryncypał jadł, kąpał się lub spał. To, co dostarczał, było tak ważnie, że Niemcy zaczęli się zastanawiać, czy aby nie padli ofiarą prowokacji brytyjskiego wywiadu. Bazna nie znał bowiem zbyt dobrze angielskiego i zastanawiano się, skąd wie, które dokumenty zawierają istotne informacje. Zastrzeżenia budziła też znakomita jakość zdjęć - skąd amator posiadł tak dobrą umiejętność fotografowania? Może ktoś mu pomaga?

Na jednej z fotokopii, rzekomo wykonanej samodzielnie przez "Cicero", było widać rękę trzymającą kartkę. W końcu nawet Schellenberg, początkowo niezachwianie wierzący w prawdziwość materiałów szpiega, zaczął się zastanawiać, czy nie podsunął go turecki wywiad.

Dobra passa Bazny skończyła się wiosną 1944 roku, gdy Brytyjczycy dowiedzieli się - od Amerykanów, którzy otrzymali informacje od swojego szpiega - że w ich ambasadzie w Istambule działa niemiecki kret o kryptonimie "Cicero". Rozpoczęli śledztwo, ale Elyas nie czekał, aż zostanie zdemaskowany. Niespodziewanie zniknął wraz z 300 tys. funtów, które otrzymał od SD za swoje usługi.

Zamierzał się za te - jak na ówczesne warunki olbrzymie - pieniądze wygodnie urządzić po wojnie. Wyjechał do Ameryki Południowej, lecz kiedy zaczął płacić ze nowe luksusowe życie zarobionymi u Niemców funtami, okazało się, że banknoty są... fałszywe!

Nie wiedział, że hitlerowcy w ramach operacji Bernhard na masową skalę, przy pomocy zmuszanych do współpracy więźniów obozów koncentracyjnych, fałszowali funty, zamierzając zdestabilizować brytyjską gospodarkę. Nie widzieli powodu, aby tymi pieniędzmi nie opłacać także swoich agentów.

Bazna próbował się odkuć, wydając w 1962 roku autobiograficzną książkę "I was Cicero" (To ja byłem Cicero), ale nie bardzo mu się to udało i 8 lat później zmarł w biedzie w Monachium. Do dziś nie wiadomo wszystkiego o działalności tego agenta (pracował czy nie dla obu stron równocześnie?), ponieważ część dokumentów dotyczących jego sprawy wciąż spoczywa w zamkniętych dla badaczy archiwach brytyjskiego wywiadu.

Jacek Inglot

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy