Bosonogi bandyta

Po raz pierwszy złamał prawo jako 12-latek. Potem kradł auta, łodzie, a nawet... samoloty!

Colton Harris-Moore urodził się 22 marca 1991 roku. Dorastał na wyspie Camano położonej kilkadziesiąt kilometrów na północ od Seattle, stolicy stanu Waszyngton. Chłopiec nie miał łatwego dzieciństwa. Jego ojciec, Gordon Moore, pił. O synu przypominał sobie chyba tylko wtedy, gdy po kilku szklankach whisky zaczynał szukać kogoś, na kim mógłby wyładować swoją złość.

Zwykle obrywał chłopiec

Awanturnik i pijaczyna wyniósł się w końcu z domu, pozostawiając matkę i syna. Pam Kohler, była hipiska, też nie stroniła od alkoholu. Po rozstaniu z Gordonem przez jej sypialnię przewinęło się kilku partnerów, którzy na jakiś czas zastępowali Coltonowi ojca. Pan Moore od czasu do czasu wracał do Pam, ale te próby ratowania związku zawsze kończyły się awanturami. Jak zwykle obrywał chłopiec.

Reklama

Kiedyś Gordon rzucił 12-latkiem o ziemię i zaczął go dusić. Po tym zdarzeniu znów tata zniknął. Tym razem na zawsze... Colton, choć niezwykle inteligentny, nie lubił szkoły. Nie przepadał za towarzystwem rówieśników. Już jako siedmioletni brzdąc wiele czasu spędzał na samotnych wędrówkach. Jego jedynym przyjacielem, a potem sprzymierzeńcem, stał się las. Chłopiec od małego uczył się, jak w nim przetrwać. Kiedy chciał ukryć się przed światem, właśnie tam szukał schronienia. Później, gdy podrósł, umiejętności survivalu bardzo mu się przydały.

Brał tylko to, co potrzebne

Uciekinier całymi tygodniami musiał koczować pod gołym niebem, jak najdalej od ludzi. Harley Davidson Ironwing, jedyny bliski kolega Coltona, twierdził, że to od niego chłopak nauczył się "fachu". Chłopcy spędzali razem dużo czasu, włóczyli się po wyspie i... włamywali do domów letniskowych, zwykle opustoszałych po wakacjach. Zabierali to, co dawało się szybko spieniężyć, i znikali w lesie. Jeżeli wiedzieli, że właściciele nie pojawią się w najbliższym czasie, zostawali na miejscu włamania całą noc lub parę dni, urządzając sobie coś w rodzaju pikniku.

Colton nigdy nie był zainteresowany kradzieżą drogich przedmiotów. Brał tylko to, co było mu potrzebne: jedzenie, trochę gotówki. Kilka razy skorzystał z karty kredytowej zwędzonej jednemu z właścicieli domów. Zamawiał wtedy przez internet gadżety pozwalające na przetrwanie w dziczy (m.in. gaz odstraszający niedźwiedzie).

W pogoni za cieniem

W wieku 12 lat, po tym, jak znaleziono przy Coltonie rzeczy pochodzące z kradzieży, chłopak trafił do policyjnej kartoteki. Tym razem sędzia potraktował go pobłażliwie i skazał jedynie na kilkadziesiąt godzin prac społecznych. Wpadka nie zmieniła jego sposobu życia. Przeciwnie. Z czasem kradzieże i ucieczki przed policją zaczął traktować jak wyzwanie i wielką przygodę. Był tak pewny siebie, że w jednym z domów został dłużej. Wtedy powinęła mu się noga. Ktoś zobaczył światło w oknie i zawiadomił policję. Wkrótce potem budynek otoczyło kilkunastu funkcjonariuszy, odcinając drogę ucieczki. Colton wpadł na gorącym uczynku.

W tym czasie miał już na koncie kilka mniej lub bardziej poważnych przestępstw, ale wszystkie sprawy trafiały do sądu dla nieletnich, a ten wymierzał mu symboliczne kary. Tym razem było inaczej: Colton przyznał się do trzech włamań i otrzymał karę trzech lat pobytu w zamkniętym zakładzie poprawczym Chehalis. Chłopak miał wówczas piętnaście lat.

"Tu jestem! Złapcie mnie..."

Znajomi Coltona opowiadali, że jeśli chciał, potrafił być niesłychanie ujmujący i przekonujący. Zapewne dzięki temu wkradł się w łaski opiekunów i zapracował sobie na ich dobrą opinię. Po krótkim pobycie w poprawczaku przeniesiono go z oddziału zamkniętego w Chehalis do Renton, gdzie miał więcej swobody. Colton tylko czekał na taką okazję. W kwietniu 2008 roku, po odbyciu roku z wyznaczonych trzech lat kary, zwiał przez okno i wrócił na Camano Island.

W lipcu 2008 roku, trzy miesiące po ucieczce, zwrócił na niego uwagę patrol policji. Colton prowadził czarnego mercedesa. Jechał za szybko i bez prawa jazdy. Gdy zorientował się, że ściga go policja, dodał gazu i zaczął uciekać. Szybko zrozumiał, że nie zgubi radiowozu, więc zwolnił, zjechał na pobocze i... wyskoczył z auta! Rozpędzony samochód uderzył w ścianę budynku, w którym mieściła się restauracja. Colton zaś pognał w kierunku drzew i po chwili zniknął w lesie. Policjant nie zdążył nawet wysiąść z auta.

Szybko okazało się, że mercedes został skradziony sąsiadce chłopaka. Policjanci znaleźli w środku rzeczy należące do zbiega i przedmioty pochodzące z włamań. Był tam też aparat cyfrowy. Funkcjonariusze, przeglądając zdjęcia, natrafili na jedną fotografię Coltona. Chłopak leżał gdzieś w lesie ze słuchawkami od iPoda w uszach i uśmiechając się wpatrywał się w obiektyw. Wydawał się przy tym mówić: Tu jestem. Złapcie mnie, jeśli potraficie. Wkrótce właśnie to ujęcie miało trafić na łamy większości gazet i stać się wizytówką Coltona.

Zbieg nie zamierzał się zmienić

Jeżeli chłopak wyciągnął jakiekolwiek wnioski z pobytu w poprawczaku, to tylko takie, żeby w przyszłości zachowywać większą ostrożność i nie dać się złapać. Na wolności szybko powrócił do dawnego życia. Z czasem okazało się, że na Camano Island i okolicznych wyspach żaden dom nie posiadał takich zabezpieczeń, które mogłyby zatrzymać nastoletniego włamywacza. Posiadłości obrabowane przez Coltona liczono już w dziesiątkach. Wkrótce miało ich być niemal sto. Zostawił ślady... stóp Po znalezieniu fotografii Coltona mieszkańcy wyspy i miejscowa policja nie mieli już żadnych wątpliwości, że zbieg z poprawczaka nie zamierza się zmienić. Od tej pory każde włamanie i każdą kradzież przypisywano właśnie jemu.

O nastoletnim przestępcy lokalna prasa pisała już wcześniej. Teraz brawurowa ucieczka trafiła na pierwsze strony gazet. Łase na sensację media prześcigały się w zamieszczaniu kolejnych rewelacji na temat "dokonań" Coltona, a on dbał o to, by o nim nie zapomniano. Często włamywał się do domów tylko po to, by wziąć w nich kąpiel lub sięgnąć do lodówki po lody. Zdarzało

mu się zostawiać kartki z wiadomością dla właścicieli - dziękował za gościnę. Kiedy zrobiło się o nim naprawdę głośno, zaczął dołączać do notek własne zdjęcia. Podobno niektórzy z okradzionych odbili sobie później straty, sprzedając fotografie na aukcjach internetowych.

Mniej więcej w tym czasie Colton dorobił się chwytliwego pseudonimu "Bosonogiego Bandyty". Media nazwały go tak, bo w jednym z okradzionych sklepów zostawił odciśnięte w mące ślady stóp. Jak potem wyjaśniał - dla żartu. Podobne "autografy" znajdowano także w miejscach innych kradzieży przypisywanych Coltonowi. Pewnemu siebie nastolatkowi przestały w końcu wystarczać włamania do domów. Samochód również wydał mu się zbyt pospolitym środkiem lokomocji i niepraktycznym ze względu na częste wypady na pobliskie wyspy. Dlatego zaczął kraść najpierw motorówki, a potem... samoloty.

Pilot samouk

Samoloty kochał od dziecka. Kiedy jeszcze mieszkał w domu, miał kolekcję plastikowych modeli. Pochłaniał książki o lotnictwie, uwielbiał komputerowe symulatory lotu. Kiedyś ściągnął nawet z internetu podręcznik dla pilotów. Ale lekcji pilotażu nigdy nie brał. W listopadzie 2008 roku Coltonowi udało się zrobić coś, w co wielu zawodowym pilotom nadal trudno uwierzyć.

17-letni wówczas chłopak przez dłuższy czas obserwował niewielkie lotnisko na Orcas, jednej z Wysp San Juan, położonej niedaleko Camano Island. Czekał, aż wszyscy pracownicy skończą pracę i pójdą do domu. Kiedy teren w końcu opustoszał, chłopak zakradł się do jednego z hangarów. W środku stała cessna 182, niewielki czteroosobowy samolot, należący do didżeja radiowego z Seattle. Colton wsiadł do środka i uruchomił silnik. Nie mając żadnego praktycznego doświadczenia w pilotażu, zdołał wyjechać na pas startowy i poderwać maszynę do góry. Poleciał! Z lądowaniem nie poszło już tak łatwo. Kiedy po 300 milach w samolocie skończyło się paliwo, rozbił się na terenie rezerwatu Indian Yakima.

Cessna była zupełnie zniszczona, Colton tylko posiniaczony. I bardzo zadowolony, bo właśnie zaliczył pierwszy samodzielny lot. Na kolejny czekał ponad rok. Przez ten czas nadal dokonywał włamań i kradł, co się dało, wpływając na wzrost współczynnika przestępczości na Wyspach San Juan. Kiedy we wrześniu 2009 roku przebywał we Friday Harbor, stolicy hrabstwa, znów nadarzyła się okazja do polatania. Tym razem upatrzył sobie wartego pół miliona dolarów cirrusa SR22 (model zbliżony rozmiarami do cessny). Colton nie miał większych problemów ze startem, ale podobnie jak kilkanaście miesięcy wcześniej zupełnie nie wyszło mu lądowanie. 11 września rozbił się na pobliskiej Orcas Island. Szczęście go nie opuściło: z wypadku wyszedł bez szwanku, uciekł policji i znowu przepadł jak kamień w wodę.

Kryminalista czy bohater?

Wtym czasie sława Coltona Harrisa-Moore'a wykraczała już daleko poza granice jego rodzinnego stanu Waszyngton. Zuchwały, działający z fantazją nastolatek dla wielu stał się uosobieniem romantycznego, wyjętego spod prawa bohatera na miarę kowbojów z Dzikiego Zachodu: Billy The Kida, Jesse Jamesa czy Butcha Cassidy'ego. Użytkownicy popularnego portalu społecznościowego Facebook założyli fanklub Coltona (w krótkim czasie dołączyło do niego kilkadziesiąt tysięcy osób), sprzedawano koszulki z jego wizerunkiem.

Na popularności chłopaka skorzystała jego matka, którą zapraszano do rozmaitych programów telewizyjnych. Colton stał się gwiazdą popkultury, niezależnie, czy chciał tego, czy nie. Pisano o nim nawet piosenki. Jednak nie wszyscy uważali go za bohatera. Duża część mieszkańców rodzinnej wyspy Coltona miała po dziurki w nosie zarówno jego wyczynów, jak i zjeżdżających na Camano Island reporterów. Ich zdaniem na absurd zakrawał fakt, że z pospolitego przestępcy zrobiono gwiazdę. Dlatego założyli własną stronę internetową, na której piętnowali występki zbuntowanego przeciw całemu światu nastolatka i zbierali fundusze na wynajęcie kogoś, kto mógłby go schwytać.

Tymczasem Colton robił to, co potrafił najlepiej. Pod koniec września 2009 roku w Bonners Ferry w stanie Idaho, niedaleko granicy z Kanadą, ukradł kolejną cessnę. Najprawdopodobniej chciał nią wrócić na Camano Island, ale po drodze zabrakło mu paliwa. Rozbity samolot znaleziono na terenie stanu Waszyngton w niewielkim Granite Falls. Pilot jak zwykle zniknął, zanim przyjechała policja.

100 dolarów na zwierzęta

Wlutym 2010 roku z lotniska w Anacortes (stan Waszyngton) zniknął cirrus SR22. Kiedy samolot został porzucony na Orcas, policja natychmiast zaczęła podejrzewać, że za kradzieżą stoi Colton. Wkrótce potem na wyspie urządzono spektakularną obławę. Wzięło w niej udział kilkudziesięciu policjantów i agentów FBI. Ściągnięto śmigłowiec, do akcji użyto psów tropiących. Wszystko na nic. Zbiega nie odnaleziono. Coltonowi prawdopodobnie udało się przedostać na pobliską Whidbey Island, a tam ukraść kolejną łódź. Kilka tygodni później dał znać o sobie zupełnie gdzie indziej...

1 czerwca 2010 roku zaskoczeni pracownicy kliniki weterynaryjnej w Raymond znaleźli pod drzwiami sto dolarów i kartkę z wiadomością: Przejeżdżałem obok, miałem zbędną gotówkę. Proszę, użyjcie tych pieniędzy dla dobra zwierząt. Colton Harris-Moore (Bosonogi Bandyta). Policja potwierdziła, że odciski palców na kartce należały do nastolatka. Później ślady jego linii papilarnych zabezpieczono również na dwóch samochodach i łodzi, skradzionych, a następnie porzuconych.

Po przekazaniu stu dolarów na rzecz zwierząt Colton zyskał jeszcze więcej fanów, jego popularność sięgnęła zenitu. Ale im głośniej było o Bosonogim Bandycie, tym szybciej zaciskała się pętla na jego szyi. Żarty skończyły się, kiedy chłopaka oskarżono o kradzież broni z policyjnego radiowozu, co z miejsca kwalifikowało go jako uzbrojonego i niebezpiecznego przestępcę. Za nastolatkiem rozesłano międzystanowy list gończy, FBI ustanowiło nagrodę w wysokości 10 tys. dolarów za informacje o miejscu pobytu uciekiniera.

Kierunek: Bahamy

Czy ten dzieciak wpadł na to, jak się sklonować? - pytał w czerwcu na forum "The Seattle Times" jeden z internautów. I rzeczywiście. Coltona "widywano" niemal wszędzie. Porzucone przez niego samochody lub łodzie znajdowano m.in. w Oregonie, Idaho, Dakocie Południowej, Nebrasce, a nawet w Kanadzie. W każdym z tych miejsc był podejrzany o dokonanie przynajmniej kilku włamań i kradzieży. Na początku lipca 2010 roku Colton pojawił się w Indianie. Dotarł do miasteczka Bloomington, gdzie ukradł kolejną cessnę - tym razem warty przeszło 600 tys. dolarów model 400 corvalis. Przeleciał nią ponad 1000 mil, by ostatecznie rozbić się na mieliźnie przy jednej z wysp należących do Bahamów. Po twardym lądowaniu natychmiast wsiadł do pierwszej lepszej łodzi i ukrył się.

Kiedy matka Coltona dowiedziała się, że jej syn został namierzony przez policję na Wyspach Bahama, skomentowała to krótko: - Powinien wybrać kraj, który nie ma umowy ekstradycyjnej ze Stanami Zjednoczonymi. Przekażcie mu to - powiedziała. Już wcześniej za pośrednictwem mediów apelowała do syna, by... zabierał ze sobą spadochron za każdym razem, jeśli zechce ukraść samolot. Postępków Coltona nie potępiła ani razu. Przeciwnie: była dumna, że wychowała dziecko, które samo nauczyło się latać. Kiedy on ukrywał się w lasach i opuszczonych domach, ona przyjmowała agentów wydawnictw i hollywoodzkich producentów filmów. Wszyscy zabiegali o prawa do wydania historii Bosonogiego Bandyty i zekranizowania jej.

"Nie jestem wzorem"

Jedenastego lipca 2010 roku, po dwóch latach nieustającej ucieczki, szczęście opuściło Bosonogiego Bandytę. Colton został zatrzymany na Bahamach. Aresztowanie przebiegało jak w filmie. 19-letniego kryminalistę złapano po dramatycznym pościgu z udziałem łodzi motorowych. Zdesperowany nastolatek miał przy sobie pistolet i w pewnym momencie przyłożył sobie lufę do skroni. Na szczęście po trwających kilkanaście minut negocjacjach poddał się. Colton został przewieziony do stolicy Bahamów, Nassau.

Kilka dni później był już w USA. Trafił do Seattle, gdzie czeka obecnie na rozpoczęcie procesu. W rozmowach z prasą prawniczka Coltona przekonywała, że chłopak nie chce być postrzegany jako wzór do naśladowania i nie oczekuje pobłażliwego traktowania (by tego dowieść, nie złożył wniosku o zwolnienie za kaucją). Dodała również, że jej klient nie ma zamiaru zarabiać na swojej historii i nie życzy sobie, by robił to ktokolwiek inny. Mniej więcej w tym samym czasie media podały wiadomość o planowanej przez 20th Century Fox ekranizacji niewydanej jeszcze książki o Coltonie, autorstwa Boba Friela... Scenariusz napisze zdobywca Oscara Dustin Lance Black.

Tuż po zatrzymaniu Coltona jego matka, Pam Kohler, mówiła na antenie stacji KIRO 7: - Jest teraz bezpieczny. A ja szczęśliwa. Kocham go i tęsknię za nim. Nie widziała syna przez dwa lata. A jednak podczas pierwszego z publicznych przesłuchań zabrakło jej na sali sądowej.- Bardzo chciała tu być - przekonywał jej prawnik O. Yale Lewis, cytowany przez stację CNN. - Ale miała trudności z dojazdem.

Kohler zatrudniła wcześniej Lewisa, prawnika znanego ze współpracy z ludźmi show-biznesu (wcześniej reprezentował m.in. piosenkarkę rockową Courtney Love oraz rodzinę Jimmiego Hendriksa), by ten doradził jej, w jaki sposób zadbać o interesy związane z prawami do historii jej syna.

Michał Raińczuk

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: prawo | łodzie | Auta | samolot | bandyci | kradzież
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy