Bestia z Tokio

Brytyjka Lucie Blackman jechała do Japonii, by zobaczyć kawałek świata - tak przynajmniej powiedziała swoim rodzicom. W rzeczywistości liczyła na dobrze płatną pracę w otoczeniu bogatych mężczyzn. Wszystko szło zgodnie z planem póki nie poznała potwornego Japończyka.

Dziewczyna miała niespełna 22 lata, wiele szalonych pomysłów i wielką chęć przeżycia czegoś ekscytującego. Ale tak naprawdę Lucie nie zamierzała poznawać kultury Wschodu. Blackman od swojej przyjaciółki Louise Phillips, której siostra przez kilka lat mieszkała w Tokio, usłyszała, że można tam łatwo zarobić niezłe pieniądze. Zwłaszcza jeśli jest się atrakcyjną, białą dziewczyną...

Rozbierana wiza

A Lucie, niegdysiejsza stewardesa w British Airways, miała właśnie ten atut. Lucie i Louise odebrały 90-dniowe wizy turystyczne, spakowały się i na początku maja 2000 roku wylądowały w Tokio. Bez problemów znalazły pracę w Roppongi, dzielnicy tętniącej życiem, zwłaszcza po zachodzie słońca, przyciągającej tłumy obcokrajowców. Przyjaciółki zatrudniły się na czarno jako hostessy w jednym z licznych w tej okolicy barów ze striptizem. Miały umilać czas klientom i umawiać się z wybranymi osobami na tzw. douhan, płatne randki poza klubem. 1 lipca, prawie dwa miesiące po przybyciu do Japonii, Lucie nie wróciła do domu na noc. Wcześniej co prawda zadzwoniła do przyjaciółki i powiedziała, że wybiera się na spotkanie z miłym i bogatym Japończykiem, którego poznała w pracy, ale potem już się więcej nie odezwała. Kilkadziesiąt godzin później Phillips odebrała bardzo dziwny telefon. Nieznajomy męski głos w słuchawce poinformował ją, że Lucie jest bezpieczna. Nie będzie więcej kontaktować się ze swoją rodziną oraz znajomymi, bo postanowiła dołączyć do sekty. Wstrząśnięta dziewczyna powiadomiła o zajściu brytyjską ambasadę, a potem telefonicznie przekazała wiadomość o tym, co się stało, rodzicom koleżanki.

Policja bagatelizuje sprawę

Tokijska policja przyjęła zgłoszenie, ale jej działania były opieszałe. Miejscowi detektywi aż za dobrze znali przypadki młodych kobiet z zagranicy, które pojawiały się w mieście, a potem znikały, bo poznały mężczyznę, lub zwyczajnie ruszały w dalszą drogę, nie racząc nikogo o tym poinformować. Fakt, że obie Brytyjki pracowały na czarno w barze ze striptizem, również nie pomagał. Nielegalnie zatrudniane hostessy nie mają w Tokio niemal żadnych praw. Niedługo po zniknięciu Lucie do Japonii przyleciała jej siostra Sophie, a potem ojciec, Tim Blackman. Mężczyzna natychmiast zwołał konferencję prasową, na której domagał się oficjalnego oświadczenia policji dotyczącego tej sprawy i podjęcia konkretnych działań, umożliwiających odnalezienie jego córki.

Premier apeluje

Kiedy nie doczekał się pożądanej reakcji, rozpoczął poszukiwania na własną rękę, nagłaśniając zniknięcie Lucie w mediach. Starał się też dotrzeć do brytyjskich dyplomatów i skłonić ich, by sprawą zainteresowały się brytyjskie władze. Jednym z efektów jego starań było publiczne oświadczenie Tony'ego Blaira, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii, który obiecał, że zażąda od Japończyków wyjaśnień w związku z toczącym się leniwie śledztwem. Wysiłki Tima Blackmana, rozwiedzionego z matką Lucie, oraz bliskich zaginionej przypominały jednak uderzanie głową w mur. W rozwikłaniu sprawy nie posunięto się ani o krok. Szanse na odnalezienie 22-latki żywej malały z dnia na dzień. Miesiąc po jej zniknięciu policja otrzymała list, w którym ktoś, podając się za Lucie i nawiązując do wcześniejszych rewelacji o jej rzekomym dołączeniu do sekty, utrzymywał, że dziewczyna ma się dobrze i nie chce, by jej szukano. Policja szybko wykluczyła, by autorką listu była poszukiwana Brytyjka.

400 kaset z gwałtami

Do przełomu doszło dopiero w październiku 2000 roku, kiedy po kilku miesiącach niemrawego dochodzenia aresztowano 48-letniego biznesmena Joji Obarę. Mężczyznę podejrzewano o zgwałcenie kilku kobiet, w tym 21-letniej modelki z Australii, Carity Ridgway, która zaginęła w 1992 roku w niemal identycznych okolicznościach jak Lucie Blackman. Carity przyjechała do Tokio na wakacje, by dorobić jako hostessa. Któregoś dnia wyszła z klubu, w którym pracowała, ze znanym bogaczem. Mieli razem wypić drinka w jego luksusowym mieszkaniu. Kilka godzin później nieprzytomna modelka trafiła do szpitala. Obara sam ją tam zawiózł. Lekarzom przyjmującym dziewczynę powiedział, że zatruła się jedzeniem.

Owczarek w lodówce

Potem odjechał. Po kilku dniach hostessa zmarła, jako przyczynę jej śmierci podano poważne uszkodzenie wątroby. Znacznie później, po nagłośnieniu sprawy przez media, wyszło na jaw, że do zatrucia doszło na skutek działania chloroformu, za pomocą którego Obara obezwładnił 21-latkę. Joji Obara został zatrzymany dopiero wtedy, gdy jego nazwisko zaczęło się pojawiać w zeznaniach kobiet, które ośmielone medialną burzą wokół sprawy zaginięcia Lucie Blackman odważyły się zgłosić na policję i opowiedzieć o tym, jak zostały naszpikowane narkotykami i zgwałcone przez poznanego w klubie japońskiego biznesmena. Schemat działania sprawcy zawsze był ten sam. Bogaty, na pierwszy rzut oka czarujący mężczyzna zapraszał kobietę do swojego domu i proponował drinka. Podstępem podawał jej silne tabletki usypiające lub obezwładniał chloroformem, a kiedy ofiara traciła przytomność, brutalnie ją wykorzystywał seksualnie. Podczas przeszukania jednego z mieszkań należących do Obary zaskoczeni policjanci odkryli w lodówce przybrane różami zwłoki owczarka niemieckiego. O wiele ważniejsze dla sprawy było jednak zabezpieczenie około czterystu kaset wideo ze zwyrodniałymi praktykami seksualnymi. Na nagraniach oprócz Obary udało się zidentyfikować wiele ofiar (m.in. Caritę Ridgway). Śledczy nie odnaleźli natomiast żadnych śladów Lucie Blackman.

Playboy i milioner

Życiorys Obary przypomina scenariusz filmu fabularnego. Urodził się w 1952 roku w Osace jako Kim

Sung Jong. Jego rodzice pochodzili z Korei. Ojciec, biznesmen, dorobił się majątku na handlu nieruchomościami, firmie taksówkarskiej i - przede wszystkim - niezwykle popularnych w Japonii automatach do gry. Synowi zapewnił edukację na najwyższym poziomie. Joji Obara uczył się w najlepszych prywatnych szkołach, potem studiował prawo i politologię na prestiżowym Keio University w Tokio. Kiedy Joji miał zaledwie siedemnaście lat, stracił ojca. Mężczyzna został zamordowany prawdopodobnie przez yakuzę - japońską mafię. Chłopak odziedziczył miliony. Posiadacz nieoczekiwanej fortuny szybko zaczął korzystać z życia. Intensywnie pracował na wizerunek playboya, kupując najdroższe samochody, był stałym bywalcem modnych tokijskich klubów. Podobno już wtedy zaczął przejawiać skłonność do ekscesów seksualnych... Lubił na przykład, kiedy kobieta udawała nieprzytomną lub martwą. Z czasem samo udawanie przestało mu wystarczać.

Reklama

Perwersyjne praktyki

Rozrzutność, chybione inwestycje i krach finansowy w Japonii na przełomie lat 80. i 90. doprowadziły go do bankructwa. Po fortunie ojca nie zostało ani śladu, długi sięgały setek miliardów jenów. To wtedy Obara miał związać się z yakuzą i zacząć prać jej pieniądze. Dzięki współpracy z jednym z najsilniejszych klanów japońskiej mafii nie musiał rezygnować z dotychczasowego trybu życia, a także z perwersyjnych praktyk. Nadal pławił się w luksusie i niczego sobie nie odmawiał. Poza tym kontakt z japońską mafią zapewniał mu nietykalność. Kiedy nagłośniono sprawę Lucie Blackman, okazało się, że już wcześniej na policję zgłaszały się kobiety, twierdzące, że Obara podał im narkotyki i zgwałcił. Na posterunkach zazwyczaj odprawiano je z kwitkiem. Podobnie postąpiono z członkami rodziny Carity Ridgway, którzy w 1992 roku musieli zadowolić się oficjalnym protokołem policji, w którym zanotowano, że 21-letnia, zdrowa dziewczyna zmarła nagle z powodu zatrucia pokarmowego. O śladach chloroformu w jej organizmie nie wspomniano.

Bogaty może więcej

Wlistopadzie 2000 roku, miesiąc po aresztowaniu, Obara przyznał, że spotkał się z Lucie Blackman, ale zaprzeczył, by miał cokolwiek wspólnego z jej zaginięciem. Według jego relacji rzeczywiście poznał ją w klubie. Razem wypili kilka drinków i spędzili w lokalu trochę czasu, ale zdaniem biznesmena, nie zdarzyło się nic więcej. Japończyk przekonywał śledczych, że kiedy widział hostessę po raz ostatni, była cała i zdrowa. Prokuratura nie posiadała przeciwko niemu dowodów w tej sprawie, ale podejrzewano Obarę o inne przestępstwa, w tym gwałty i nieumyślne spowodowanie śmierci Carity Ridgway. Biznesmen nie przyznawał się do winy, twierdząc, że wszystkie kobiety, z którymi uprawiał seks, realizowały jego fantazje dobrowolnie - za pieniądze. - Ktoś próbuje mnie wrobić - przekonywał śledczych. Kolejne tygodnie nie przyniosły żadnej nowej informacji o zaginionej Brytyjce. Tim Blackman raz po raz publicznie atakował miejscową policję, twierdząc, że ta nie robi wszystkiego, co w jej mocy, by odnaleźć jego córkę. Zarzucał też śledczym skandaliczne traktowanie swojej rodziny. To nieludzkie i poniżające. Nie otrzymujemy żadnych informacji, które pomogłyby nam poradzić sobie z tą straszliwą tragedią - mówił, cytowany przez "The Independent". Blackman nie wierzył, że Lucie uda się odnaleźć żywą, ale za wszelką cenę chciał dotrzeć do prawdy o wydarzeniach z lipca 2000 roku.

Zmowa milczenia

Walcząc o to, zwracał przy okazji uwagę na trudną sytuację wielu innych młodych dziewcząt, które przyjechały do Tokio w poszukiwaniu pracy. Nielegalnie zatrudnione w miejscowych klubach nocnych, często obawiały się prosić o pomoc policję, co zdaniem Blackmana sprawiało, że zwyrodnialc y pokroju Obary mogli czuć się bezkarni. Obara powinien trafić do więzienia już wiele lat temu. Ale jest bogaty. Jest ważny dla właścicieli klubów, dlatego unika odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Czy szefowie tych miejsc i yakuza opłacają policję oraz urządimigracyjny? Bo przecież policja i urząd imigracyjny wiedzą, że dziewczęta pracują w klubach nielegalnie, ale w żaden sposób nie reagują. W tej sytuacji Brytyjczycy i Japończycy łatwo mogą dojść do wniosku, że japońskie władze i policja są skorumpowane - mówił gazecie w styczniu 2001 roku Blackman.

Szczątki w jaskini

Na początku lutego 2001 roku w pobliżu Tokio znaleziono poćwiartowane ciało kobiety. Szczątki, wraz z zatopioną w betonie, ogoloną głową zostały zamurowane w jaskini przy plaży niedaleko jednego z apartamentów należących do Obary. Zwłoki były w takim stanie, że określenie przyczyny śmierci okazało się niemożliwe. Udało się jednak zidentyfikować ofiarę - była nią zaginiona siedem miesięcy wcześniej Lucie Blackman. Stacja CNN wkrótce podała informację, że w apartamencie Obary policja natrafiła na zdjęcie zrobione 1 lipca 2000 roku, na którym widać zaginioną tego dnia Brytyjkę. Śledczy podejrzewali, że biznesmen najpierw podał dziewczynie środki odurzające, potem brutalnie zgwałcił, a kiedy na skutek odniesionych obrażeń i zatrucia narkotykami zmarła, rozczłonkował jej ciało piłą łańcuchową i ukrył je w jaskini.

Nie było spermy

Na szczątkach nie udało się jednak zabezpieczyć ani śladów spermy, ani jakichkolwiek innych próbek DNA, które jednoznacznie potwierdziłyby, że to Obara jest sprawcą śmierci dziewczyny. W 2002 roku Joji Obara w końcu został oficjalnie oskarżony. Wśród postawionych mu zarzutów znalazło się osiem gwałtów (na cudzoziemkach i Japonkach), nieumyślne spowodowanie śmierci Carity Ridgway (w 1992 roku), ponadto porwanie, zgwałcenie i doprowadzenie do śmierci 21-letniej Lucie Blackman, a także zbezczeszczenie i porzucenie jej zwłok. W listopadzie 2003 roku rozpoczął się oczekiwany od dawna proces Japończyka. Prawnicy Obary próbowali przekonać sąd, że ich klient korzystał tylko z "usług" profesjonalistek, a każda z nich wiedziała, na co się decyduje, biorąc udział w reżyserowanej "zabawie". Oskarżony bronił się, twierdząc, że Carita Ridgway cierpiała na dolegliwości związane z wątrobą, a jej śmierć była przypadkowa - skutek zatrucia najpierw jedzeniem, a potem silnymi, obciążającymi wątrobę lekami podanymi w... szpitalu. Z kolei Lucie Blackman nadużywała, według niego, narkotyków i alkoholu (by to potwierdzić, prawnicy cytowali na sali sądowej fragmenty jej dziennika, w którym wspominała o intensywnym imprezowaniu), a także cierpiała na zaburzenia psychiczne.

Ojciec bierze pieniądze

Proces wciąż się toczył, kiedy pod koniec 2006 roku na konto ojca Lucie przelano 100 milionów jenów (równowartość 450 tys. funtów). O sprawie natychmiast zrobiło się głośno, bo pieniądze pochodziły od osób bezpośrednio związanych z... Obarą. Nie pomogły wyjaśnienia Tima Blackmana, który twierdził, że to często praktykowana w Japonii forma składania kondolencji, specyficzna dla kultury tego kraju, z prawnego punktu widzenia daleka jednak od przyznania się do winy. Niemal pół miliona funtów miało wspomóc fundusz imienia jego córki, który założono w celu edukowania i zachęcania młodych ludzi do dbania o własne bezpieczeństwo. Z mojej wiedzy wynika, że Tim przyjął 100 milionów sztuk srebra. Judaszowi wystarczyło trzydzieści srebrników - komentowała wściekła Jane Steare, matka Lucie, jasno dając do zrozumienia, co myśli o decyzji swojego byłego męża. Zarzuciła mu pójście na rękę prawnikom potwora podejrzanego o zabójstwo ich córki.

Odważna matka

Sama odrzuciła wcześniej propozycję przyjęcia podobnej kwoty. Zrobiła to zresztą jako jedyna. Pieniądze oferowane przez otoczenie Obary przyjęły w końcu rodziny wszystkich kobiet zgwałconych przez Japończyka. Przyjęli je również bliscy zamordowanej Australijki Carity Ridgway. Wątek 100 milionów jenów przekazanych ojcu zamordowanej Brytyjki rzucił jednak cień na całą sprawę. Prasa przypomniała ten fakt kilka miesięcy później, kiedy w kwietniu 2007 roku Obara został oczyszczony ze wszystkich zarzutów związanych z zaginięciem i śmiercią Lucie Blackman. Ogłaszając wyrok, tokijski sąd zapewniał, że finansowe "zadośćuczynienie nie miało wpływu na jego decyzję, a ta wynikała tylko z braku dowodów jasno wskazujących na winę Obary". Jestem zdruzgotana. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Moje największe obawy stały się rzeczywistością - mówiła matka Lucie.

Bark sił na nienawiść

Jojiego Obarę uznano natomiast za winnego popełnienia pozostałych czynów, czyli ośmiu gwałtów oraz spowodowania śmierci Carity Ridgway. Skazano go na dożywocie. Krewni Australijki przyjęli werdykt sądu z ulgą, choć, jak matka Lucie Blackman, nadal głośno wyrażali swoje zastrzeżenia na temat pracy tokijskiej policji oraz japońskiego wymiaru sprawiedliwości. Gdyby śledztwo w sprawie Obary ruszyło w 1992 roku, powstrzymałoby falę zbrodni, jakie popełnił w ciągu następnych ośmiu lat - mówiła bez ogródek Annette Foster, matka Carity, cytowana przez BBC.

Morderca?

Lucie Blackman, złożyła apelację. Na następną decyzję sądu trzeba było czekać przez kolejnych kilkanaście miesięcy. 16 grudnia 2008 roku sędzia w Tokio orzekł, że Joji Obara porwał 21-letnią Brytyjkę i okaleczył jej zwłoki, a następnie pozbył się ciała. Z braku dowodów wciąż nie nazywał go jednak mordercą. Prawda i godność dzisiaj zwyciężyły - nie tylko w imieniu Lucie, ale także wszystkich ofiar zbrodni na tle seksualnym - mówiła po ogłoszeniu wyroku wyraźnie wzruszona matka Lucie Blackman. Chociaż nie jest to dokładnie taki wyrok, jakiego oczekiwaliśmy, to wciąż oczywiste uznanie winy - powiedział mediom nieobecny tego dnia na sali rozpraw Tim Blackman. Sophie, siostra Lucie, była podobnego zdania: Nieważne, za co dokładnie został oskarżony - mówiła. - Liczy się sam fakt, że po tak długim czasie w końcu spada na niego odpowiedzialność za popełnione czyny. 58-letni Joji Obara, skazany prawomocnym wyrokiem, resztę życia spędzi w więzieniu. Kiedy w 2007 roku BBC zapytało ojca Lucie, czy czuje nienawiść do oprawcy swojej córki, ten odpowiedział: Wszystkie uczucia, jakie miałem, przelałem na Lucie. Dla Obary już nie starczyło. Wiem, że Sophie (siostra Lucie - red.) odczuwa podobnie. Tak mocno pochłonęła nas strata, że wyczerpaliśmy wszystkie nasze

emocje. Nic więcej nie pozostało.

Michał Raińczuk

Kultura przemocy?

Joji Obara nie jest jedynym zwyrodnialcem z Japonii. W 1981 roku zatrzymano we Francji pochodzącego z bogatej rodziny Isseiego Sagawę (pisaliśmy już o nim w "Śledztwie"), wówczas studenta Sorbony, który zabił i... zjadł swoją znajomą z Holandii. Uznany za niepoczytalnego zamiast do więzienia trafił z powrotem do Japonii, gdzie do tej pory wiedzie żywot celebryty. Również w latach 80. aresztowano innego odrażającego mordercę. Tsutomu Miyazaki, fanatyk pornograficznych kreskówek, został oskarżony o zabicie czterech dziewczynek w wieku od czterech do siedmiu lat. Mężczyzna pił krew swoich ofiar, spał z ich zwłokami i częściowo zjadł ciała dwóch z nich (szczątki jednej wysłał do jej rodziny). W 2008 roku Miyazakiego stracono. W marcu 2007 roku 22-letnia Brytyjka Lindsay Hawker, mieszkająca w Tokio nauczycielka jęz. angielskiego, została brutalnie zgwałcona i zamordowana przez swojego niedoszłego ucznia. 28-letni Tatsuya Ichihashi umówił się z Hawker na prywatną lekcję w kawiarni. Potem zaprosił kobietę do siebie. W mieszkaniu pobił, a następnie udusił. Jej zwłoki ukrył w wypełnionej piaskiem wannie na balkonie. Kiedy do jego drzwi zapukała policja, zdołał uciec. Przez dwa lat się ukrywał. Został zatrzymany dopiero w 2009 roku. "Nie ma żadnego innego winnego poza mną. Wezmę pełną odpowiedzialność za moje czyny. Nigdy nie zapomnę o niej (Lindsay Hawker - red.) i o tym, co zrobiłem jej i wam. Będę nosił ten krzyż aż do śmierci" - napisał w liście, który wysłał do rodziny zamordowanej Brytyjki. Obrońcy Ichihashiego zapowiedzieli, że ich klient podczas procesu przyzna się do brutalnego gwałtu, ale nie do morderstwa - miał rzekomo udusić Hawker przez przypadek, próbując ją uciszyć. Kwalifikacja jego czynu nie jest bez znaczenia. Za gwałt i zadanie śmiertelnych obrażeń grozi mu od trzech do dwudziestu lat pozbawienia wolności. Za zabójstwo - kara śmierci.

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: tokio | gwałt | chlor | tabletki | pigułka gwałtu | morderca | Japonia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama