"Dobry tatuś" okazał się być potworem cz. I

Emigracja miała być szansą na odmianę losu dla młodej Ukrainki i jej syna. Zamiast tego chłopca spotkał w Polsce koszmar, od którego włos jeży się na głowie...

Życie Marianny H. i jej rodziny w Iwano-Frankowsku (zachodnia Ukraina) przypominało nędzną wegetację. W tym mieście, gdzie na porządku dziennym było bezrobocie, bieda, a brak perspektyw wpędzał ludzi w depresję, uważano, że choćby brakowało na chleb, na alkohol zawsze musi wystarczyć. Nic więc dziwnego, że kobieta dość wcześnie, bo zaledwie w wieku 41 lat została wdową. Jej mąż, który stracił pracę w miejscowym przedsiębiorstwie, w ciągu kilku miesięcy zapił się na śmierć.

Oglądała się za najgorszymi chłopakami

Po tym wydarzeniu Marianna zajęła się drobnym handlem. Zarabiała niewiele, z trudem wiązała koniec z końcem. Pomagała jeszcze swojej córce, Tatianie. Ta dziewczyna od małego sprawiała kłopoty, źle się uczyła i ledwo była w stanie przyswoić sobie podstawową wiedzę. Nauczycielom w końcu znudziło się przepychanie jej z klasy do klasy, więc edukację zakończyła dość wcześnie. I szybko zaczęła się interesować chłopakami. Zdaniem matki, najbardziej beznadziejnymi, jakich można sobie wyobrazić. Każdy z nich wykorzystywał naiwność dziewczyny, a potem bez skrupułów porzucał.

Sytuacja nie zmieniła się, gdy Tatiana stała się dorosłą kobietą. Co i rusz wdawała się w związki z nieodpowiednimi mężczyznami. Wśród jej licznych kochanków nie znalazł się ani jeden normalny, uczciwy. Trafiały jej się wyłącznie typy spod ciemnej gwiazdy: lenie, pijaki i lekkoduchy, czasem też drobni przestępcy. Aż wreszcie spotkała Andrieja, który kumulował w sobie wszystkie najgorsze cechy. Marianna widziała w kandydacie na zięcia jedynie zbira i to wyjątkowo niebezpiecznego.

Reklama

Wbrew woli matki

- Córeczko, zastanów się, to przecież zwykły bandyta - szepnęła Marianna Tatianie na ucho, gdy znalazły się same w kuchni. - Ten ubiór, tatuaże, te rozbiegane oczy? Czy ty nie widzisz, z kim masz do czynienia? - dodała.

- Jaki tam bandyta, mamo! - oburzyła się młoda kobieta. - Nie pracuje, jak wielu innych, bo roboty w naszym mieście brakuje. Coś tam kombinuje, ale ma pieniądze, a to najważniejsze. A poza tym ja go kocham.

Tatiana wyszła za Andrieja wbrew woli matki. Nawet nie zaprosiła jej na ślub. Przez wiele miesięcy nie przyznawała się, że pijany mąż lubił ją często uderzyć, by odreagować i rozluźnić stargane życiem nerwy. Całe dnie, a czasem i tygodnie, spędzał poza domem. Gdy wreszcie wracał, przyprowadzał ze sobą kumpli. Jedli, pili, a potem zamykali się w pokoju. Tatianę wołali jedynie wtedy, gdy zabrakło jedzenia lub alkoholu. Wnosząca butelki i talerze z kanapkami kobieta często widywała stosy banknotów, które biesiadnicy dzielili między sobą. Nigdy nawet nie próbowała zapytać, skąd pochodzą te pieniądze, choć nietrudno było się domyślić, że nie są owocem uczciwej pracy. Jednak dla Tatiany liczyło się tylko to, że ciemne interesy męża przynosiły dochody.

Choć Andriej skrupulatnie wydzielał żonie pieniądze i nie przesadzał z hojnością, w domu niczego nie brakowało. Tatiana wkrótce zaszła w ciążę, nie myślała jednak ani o przyszłym dziecku, ani o jego potrzebach, bo myślenie w ogóle nie było jej najmocniejszą stroną.

Bezduszny automat, a nie kochająca matka

Mariannie nie udało się przekonać córki, by ta rzuciła Andrieja, nim zdarzy się jakieś nieszczęście. Wkrótce na świat przyszedł Oleg. Dziecko urodziło się słabe i chorowite, bez przerwy płakało. Tatiana w roli matki wypadała bardzo źle. Czasem sprawiała wrażenie, że nie słyszy w ogóle płaczu małego. Siedziała wtedy przed telewizorem, tępym wzrokiem śledząc losy bohaterów seriali albo snuła się po mieszkaniu bez celu. Rzadko brała synka na ręce, prawie go nie przytulała. Owszem, przewijała go, myła, karmiła. Robiła to jednak niczym bezduszny automat, a nie jak kochająca matka. Babcia Olega widząc, co się dzieje, chciała zabrać małego do siebie. Prawie udało jej się namówić do tego córkę.

- Sama widzisz, że nie radzisz sobie najlepiej - przekonywała ją, kiedy pewnego razu przyszła w odwiedziny. - A na swojego męża w ogóle nie możesz liczyć. Ja zajmę się Olegiem. A ty się nim będziesz opiekować wtedy, kiedy pojadę na bazar - tłumaczyła.

Wydawało się, że córka się z nią zgadza. I decyzja została już podjęta. Wtedy jednak do domu wpadł rozwścieczony Andriej. Gdy usłyszał, co żona chce zrobić, wpadł w szał.

- Wara ci, suko, od mojego syna! - wrzeszczał, wymachując Mariannie pięściami przed nosem. - Tylko spróbuj go zabrać, a dom ci spalę i samochodem rozjadę! I won stąd, zanim ci zrobię krzywdę! - krzyczał.

Kobieta wiedziała, że zięć nie żartuje. I jest w stanie spełnić swoje groźby. Przemilczała atak furii i z ulgą opuściła mieszkanie córki.

Marzenia o Polsce

Po tym wydarzeniu Marianna zrozumiała, że nie powinna wtrącać się w życie Tatiany, bo to może się źle skończyć. Było to dla niej trudne, lecz postanowiła zostawić sprawy ich własnemu biegowi. Usiłowała nie przejmować się za bardzo córką i wnuczkiem, a zadbać wyłącznie o siebie.

Marianna pochodziła z polskiej rodziny i kraj przodków zawsze wydawał się jej prawdziwym rajem na ziemi. Ach, gdyby tak można było tam wyjechać, znaleźć jakąś pracę i żyć jak człowiek - myślała coraz częściej. Te marzenia podsycały opowieści znajomych, którzy jeździli do Polski na kilkumiesięczne saksy. Nawet w tak krótkim czasie zarobili tyle, że wystarczało im na długo.

Marianna zrealizowała swój plan w ciągu roku. Przyjaciele umożliwili jej nawiązanie pierwszych kontaktów z Polakami. Wkrótce wyjechała do kraju nad Wisłą. Dzięki pomocy polskiej rodziny zamieszkała w Oławie, gdzie poznała Ryszarda, porządnego starszego mężczyznę, za którego wkrótce wyszła. Niedługo potem otrzymała polskie obywatelstwo.

Małżeństwo okazało się całkiem udane. Ryszard był wdowcem, emerytowanym kolejarzem, nie nadużywał alkoholu, miał poukładane w głowie i po długich latach samotności potrafił docenić obecność kobiety w domu. Ten okres był dla Marianny najpomyślniejszy w życiu. Poczucie szczęścia i spełnienia zakłócało tylko jedno: troska o córkę.

Roztrzaskał czaszkę staruszkowi

Wieści, które wkrótce nadeszły z Ukrainy były przerażające. Zięcia Marianny aresztowano za podwójne zabójstwo. I nie było to przypadkowe zadźganie nożem kolegów podczas pijackiej burdy, ale morderstwo z zimną krwią.

Z rąk Andrieja zginęło dwoje staruszków - właścicieli okradanego mieszkania. Ofiary niespodziewanie wróciły z miasta wtedy, kiedy Andriej z kumplem plądrowali ich dom. Zięć Marianny zareagował błyskawicznie: dopadł do przerażonych starszych ludzi i nim ci zdążyli krzyknąć, ogłuszył oboje metalowym drągiem. Następnie kobietę udusił, a mężczyznę jeszcze przez dłuższą chwilę katował, na koniec roztrzaskując mu czaszkę.

- Daj spokój, oni już nie żyją - powstrzymywał go kolega. Ale Andriej przestał dopiero wtedy, gdy miał pewność, że staruszkowie są martwi.

Bandyta w więzieniu, a dziecko głoduje

Po aresztowaniu zięcia Marianna poczuła ulgę.

- On posiedzi wiele lat, przynajmniej Tatianka trochę odetchnie - mówiła Ryszardowi. - I dziecko nie będzie miało kontaktu z bandytą, może więc nie wyrośnie na takiego samego. Dobrze, że rodziny nie pozabijał. Od pierwszego dnia, gdy go poznałam, gdy tylko spojrzałam w jego oczy, wiedziałam, że to zły, bardzo zły człowiek i córka nie będzie z nim miała łatwo - tłumaczyła.

Życie Tatiany bez męża diametralnie się zmieniło. Nie miała pracy ani pieniędzy, codzienność ją przerastała. Dostawała wprawdzie niewielki zasiłek z opieki społecznej, ale nie wystarczył on nawet na podstawowe opłaty. Coraz częściej ona i dziecko głodowali.

Informacje te były tak bardzo niepokojące, że Marianna musiała wziąć sprawy we własne ręce.

- Trzeba ściągnąć Tatianę do Polski - postanowiła. - To jedyne wyjście. I rozwieść ją z tym draniem, póki siedzi w więzieniu.

Tatiana gnuśnieje przed telewizorem

Ryszard poparł ten pomysł, ale miał pewne wątpliwości. Nasiliły się, gdy osobiście poznał Tatianę, kiedy ta po raz pierwszy odwiedziła ich z synem w Oławie. Zrobiła na nim fatalne wrażenie. Otyła, zaniedbana, z tłustymi włosami, zwisającymi jej w strąkach do ramion. Niewiele mówiła, głównie siedziała przed telewizorem, prawie nie zajmowała się dzieckiem. Tak niemrawej, biernej osoby jeszcze w życiu nie widział. Stanowiła całkowite przeciwieństwo energicznej, pełnej życia matki.

- Może ona tak otępiała z powodu aresztowania męża? Może to depresja? - próbował przekonywać sam siebie.

Za to od razu polubił małego Olega. Był ładnym, miłym i dość rezolutnym dzieckiem. Gdy tylko poświęciło mu się trochę uwagi i maluch nabierał ufności, potrafił się bawić, śmiać. Ciekawy świata, w mig przyswajał nowe wiadomości. Ryszard nie miał własnych wnuków, więc chłopczyk natychmiast zdobył jego serce i wywołał opiekuńcze instynkty. Mąż Marianny postanowił pomóc Tatianie właściwie tylko z powodu malca.

- Szkoda dziecka - myślał. - Taka matka go zmarnuje. Dzięki nam ma szansę na normalne życie - uważał.

Na garnuszku matki i ojczyma

Mając na względzie dobro Olega, przystąpił do działania. Znalazł jemu i jego matce mieszkanie do wynajęcia. Jednopokojowe i w obskurnej kamienicy, ale za to tanie. Kilkakrotnie szukał Tatianie jakichś dorywczych zajęć - głównie "na czarno", jednak dzięki temu mogła zarobić na część własnych potrzeb. Mogła, lecz nie chciała. Każda praca była dla niej zbyt ciężka, w żadnej nie wytrzymała dłużej niż kilka dni.

Tatiana z dzieckiem żyła więc na garnuszku matki i ojczyma, co jakiś czas jeżdżąc na Ukrainę, by przedłużyć wizę. Z pomocą Marianny udało się jej uzyskać zaocznie rozwód z Andriejem, złożyła też dokumenty o przyznanie jej polskiego obywatelstwa. To jednak nie było takie proste.

Alicja Giedroyć

Personalia bohaterów oraz niektóre okoliczności zostały zmienione.

Koniecznie przeczytaj drugą część tej historii!

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: bandyci | matka | dziecko | tatuś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy