W tra(n)sie – gdy odległość przestaje mieć znaczenie

– Bycie kierowcą to bardzo ciężka praca. Jeśli tego nie kochasz, po prostu nie wytrzymasz – mówi Konrad, 28-letni kierowca TIR-a. Od dziewięciu lat pracuje za kierownicą. Zatrudniony był już w kilku firmach transportowych. Jeździ głównie po Polsce.

Przemierza dziennie setki kilometrów. Przewozi niemal wszystko to, czym otaczamy się na co dzień - meble, sprzęt elektroniczny, żywność, a nawet wodę. Kierowcy ciężarówek są zdecydowanie zbyt mało doceniani społecznie, często wręcz stają się tematem żartów. On sam śmieje się z zasłyszanych stereotypów, po czym podkreśla, że ta praca wymaga gigantycznego poświęcenia - ciężko znieść długie dni z dala od rodziny, w młodym wieku pojawiają się problemy z kręgosłupem i wzrokiem, do tego dochodzi zmęczenie, samotność i nuda. Jest jednak coś, za co kocha ten zawód: "Nikt nade mną nie stoi. Sam jestem sobie szefem".

Reklama

"Zrób sobie prawo jazdy, bo ty się nie nadajesz do układania płytek"

Przygoda Konrada z motoryzacją zaczęła się już w dzieciństwie. Miłością do warkotu silnika i wolności na drodze zaraził się od ojca. To on nauczył go jeździć samochodem, choć najbardziej pasjonowały go motocykle. Konrad wolał okrągłą kierownicę, jak sam mówi, od zawsze podobały mu się duże auta. Ojciec też namówił go do związania swojej przyszłości z motoryzacją, jako młody chłopak usłyszał: "Zrób sobie prawo jazdy, bo ty się nie nadajesz do układania płytek". Zrozumiał, że swoją przyszłość widzi za kółkiem.

Początki nie były łatwe, prawo jazdy kategorii C zdał za drugim razem. Egzaminator oblał go, bo w trakcie cofania wyjechał poza linię łuku o pół metra. Jednak to nie papier sprawił, że stał się doskonałym kierowcą, jak sam mówi: "Liczy się doświadczenie, poznanie i wyczucie samochodu". Nie od razu więc siadł za kierownicę 12-tonowego TIR-a. Jako 19-letni chłopak doskonalił swoje umiejętności, rozwożąc busikiem chleb z piekarni do sklepów. Potem, już większym autem, transportował bramy garażowe. Z czasem dojrzał do tego, żeby wsiąść do ciężarówki. Na pytanie, co czuł, gdy w końcu spełniło się jego marzenie, Konrad przyznaje szczerze:

- Strach i szok. Gdy usiadłem za kierownicą, nie byłem pewien, czy to jest to. Przerażało mnie, że moje życie zamknie się kabinie TIR-a. Po dwóch miesiącach zrezygnowałem, ale potem ze strachem wygrała ciekawość tego zawodu.

Jeśli tego nie kochasz, po prostu nie wytrzymasz

Konrad nie ukrywa, że jego zawód wymaga poświęcenia.

- Ta praca to ciągły stres. Kursy zaklepane jeden po drugim. Minimalne spóźnienie powoduje następne. Trzeba to kochać - przekonuje.

Zdarzało się, że przez półgodzinne spóźnienie musiał czekać na załadunek cały weekend. W drodze można złapać gumę, mieć problem z wymianą koła lub inną awarią. A rodzina czeka. Jak sam mówi, rozłąka z bliskimi to najbardziej bolesny aspekt tego zawodu. W domu spędza przeważnie tylko weekendy, resztę czasu przebywa w trasie.

- Cóż, praca sprawiła, że musiałem nauczyć się funkcjonować jako zdalny ojciec i zdalny mąż, ale cały dzień dajemy sobie znać z żoną Karoliną, co słychać. Robimy to telefonicznie lub przez komunikatory. Ja wysyłam jej filmiki z trasy, ona pokazuje, co dzieje się w domu. Nagrywa naszą córeczkę.

To właśnie dla rocznej Hani zwolnił się z pracy na całe dwa miesiące. Chciał mieć pewność, że gdy przyjdzie na świat, będzie przy żonie, a nie w trasie. Nikt by mu nie dał tak długiego urlopu, a przecież trzeba było pomóc przy córeczce. Nie miał problemów z odzyskaniem pracy, wrócił do tej samej firmy.

Teraz gdy ma własną rodzinę, stara się zachować jeszcze większą czujność na drodze. Ciągłe remonty i brawurowi kierowcy sprawiają, że na polskich drogach wciąż zdarza się wiele tragicznych historii.

- Ciężarówka nie zatrzyma się w miejscu. Osobówka nie ma szans z rozpędzonym TIR-em. Często mijam na drodze takie sytuacje: wywrócone ciężarówki, strzaskane samochody. Świadomość, że przed chwilą, tuż obok ciebie, ktoś zginął, nie należy do najprzyjemniejszych.

Już kiedyś przytrafił mu się "wystrzał" przedniej opony.  Na szczęście skończyło się szczęśliwie, ale takie sytuacje nie są rzadkością. Ucierpieć może nie tylko kierowca TIR-a, ale również pasażerowie samochodu osobowego, w który trafi rozerwana guma, a także osoby postronne. Awarie samochodów ciężarowych zdarzają się często, szczególnie gdy pracuje się w "dziadtransie" - tak zawodowi kierowcy nazywają małe przedsiębiorstwa, które na wszystkim oszczędzają. A przecież w tej pracy chodzi o to, by bezpiecznie i na czas dojechać do celu.

Z miłości do czterech kółek

Właśnie z powodu częstych awarii samochodu w pracy, dba o to, by prywatne auto było niezawodne. Nie ma ochoty spędzać czasu po pracy, grzebiąc pod maską.

- Auto musi pozwolić ci dojechać tam, gdzie chcesz. Musi być bezawaryjne. Nie chcę dokładać do samochodu, a jeśli już trzeba coś zrobić, to wymagam, żeby zaopiekowali się nim profesjonaliści - podkreśla, po czym dodaje: - W samochodzie przede wszystkim chcę czuć się dobrze. Posiadanie auta wiąże się z potrzebą bycia w ruchu. Ruch to pokonywanie odległości. Odległość to czas. Czas spędzany za kierownicą.

Przeważnie jednak jazda wiąże się z przyjemnością. Miłość do czterech kółek jest tak silna, że nawet w czasie prywatnym chętnie wsiada do auta. Pytany o przyszłość odpowiada:

- Nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu. Po dziewięciu latach za kółkiem ciężko byłoby mi przeskoczyć na coś innego. Wolę jeździć, ale gdybym wygrał w "totka", robiłbym to już tylko dla przyjemności.

Poza tym nie da się ukryć, że prowadzenie ciężarówki zwyczajnie się opłaca. Rozłąkę z rodziną i trudy trasy rekompensuje dobra wypłata. Niełatwo popaść w rutynę i poczuć wypalenie zawodowe. To nie jest praca w biurze, każdy dzień jest inny, ciągle zmienia się otoczenie, pojawiają się nowe wyzwania, ryzyko. Poza tym, jak mówi Konrad: "Prowadzenie dużego samochodu to po prostu fajne uczucie. Wszystko widzisz z góry".

Drugi dom

Kabina Konrada jest schludna, podkreśla, że lubi mieć porządek. Należy raczej do minimalistów, nie przepada za przepychem. Próżno u niego szukać plakatów z pism dla dorosłych i proporczyków z barwami ulubionej drużyny piłkarskiej. Woli oszczędzać miejsce na praktyczne wyposażenie kabiny - w końcu i tak jest ciasno, po co więc dodatkowo zagracać.

- Samochód jest wszystkim: sypialnią, kuchnią, miejscem pracy i odpoczynku. Dlatego lepiej nie utonąć w nadmiarze rzeczy. W trasę biorę ze sobą jedzenie. W ten sposób udaje mi się dodatkowo zaoszczędzić. Tutaj odpoczywam i śpię. W trakcie "wykręcania pauzy" czasami oglądam film, ale ten czas służy regeneracji, by następnego dnia znów usiąść za kierownicą. Wiem, że są kierowcy, którzy oddają się rozrywkom, ale ja wolę się wyspać.

Za to nie wyobraża sobie życia bez uchwytu na telefon, który zapewnia mu łączność ze światem. Śmieje się, że w długości i ilości wykonywanych połączeń spokojnie mógłby konkurować z call center. Jak każdy kierowca ciężarówki, Konrad posiada również CB-Radio. To niezbędne narzędzie w tej pracy. Nie służy do prywatnych rozmów:

- Informujemy innych kierowców, co się dzieje na trasie. Mówimy sobie, czy na danym odcinku jest czysto, czy miśki suszą (w slangu kierowców: policjanci sprawdzają prędkość), czy stoją krokodylki (Inspekcja Transportu Drogowego). Można tam też poprosić o pomoc. Kiedyś miałem poważną awarię naczepy i nie mogłem kontynuować trasy. Zawołałem na CB, czy ktoś jadący w moim kierunku może mi pomóc. Okazało się, że pomógł mi facet z innej firmy, bezinteresownie. Akurat miał przy sobie część, która była mi potrzebna. Oddał mi ją za darmo, nie spotkaliśmy się więcej.

Kierowca bez butów jeździ

O kierowcach ciężarówek krąży wiele stereotypów. Niektórzy z życzliwym uśmiechem wypominają im jazdę bez butów, inni już na poważnie zarzucają, że jeżdżą przemęczeni. Ile w tym prawdy?

- Ja nie ukrywam, że jeżdżę w skarpetkach - śmieje się Konrad. - Większość kierowców, których znam, tak prowadzi. Jeśli wiesz, że nie wysiądziesz z auta przez kilka godzin, to tak po prostu jest wygodniej. Czasem martwię się, co by było, gdybym musiał w jakiejś awaryjnej sytuacji szybko opuścić auto, ale komfort wygrywa.

Nie pozwala sobie za to na jazdę, kiedy jest zmęczony i, jak twierdzi, żaden profesjonalista tego nie robi. Poza tym trudno oszukać nowoczesne tachografy (urządzenie do mierzenia czasu pracy kierowcy). Kiedy ma gorszy dzień, otwiera okno, puszcza głośno muzykę i śpiewa. Najbardziej irytuje go hasło: "TIR-y na tory". Przecież gdyby nie kierowcy, półki w sklepach świeciłyby pustką.

 

Artykuł powstał we współpracy z marką Mitsubishi.

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama