Moja metamorfoza, cz.5: Tak wygląda rzeźnia

Boli? To bardzo dobrze, przynajmniej czujesz, że żyjesz! - rzuca wyraźnie rozbawiony trener pod koniec naszych zajęć, a raczej "rzeźni", bo tak zwykliśmy nazywać "Cross Combat" pod okiem Pawła Zaremby. Łatwo nie jest, ale przekonałem się że ostry wycisk też może być czymś niezwykle przyjemnym.

60 dni pracy w akademii Pawła Zaremby minęło błyskawicznie. Za mną dwie trzecie treningów w ramach "metamorfozy", choć wydaje się że dopiero co zaczynałem. Dziś chciałbym wam przybliżyć najciekawsze i najbardziej efektywne treningi w Akademii - Cross Combat. Spartański trening wytrzymałościowo-siłowy z elementami walki wręcz.

Plan ogólny moich zajęć nieco różni się od tego początkowego. Tydzień zaczynam od porannego poniedziałkowego biegu. Punktualnie o ósmej rano wraz z trenerem wyruszamy na skromną sześciokilometrową pętelkę. Trening nie jest wycieńczający, lecz chodzi o to, by rozruszać mięśnie po dwóch dniach bez ćwiczeń i gładko wejść "na obroty". Prawdziwa zabawa zaczyna się bowiem kolejnego dnia.

Wtorkowe wieczory to "Rzeźnia numer jeden", czyli pierwszy z dwóch grupowych treningów Cross Combat pod dowództwem Pawła Zaremby. Tak naprawdę już nie pamiętam, kto pierwszy rzucił to hasło, lecz trafił w samo sedno. Wtorkowo-czwartkowe zajęcia bywają prawdziwą rzeźnią. Czasem widzę, że niektórzy dość mają już po samej rozgrzewce.

Gdy patrzysz na zajęcia z boku, wszystko wydaje się dziecinnie proste. Jakieś skłony, podskoki, pompki, wymachy, przysiady - przecież każdy kiedyś to przerabiał. Teoria jednak to jedno, a praktyka drugie. Nawet najprostsze ćwiczenia, zaaplikowane w odpowiedni sposób, potrafią ostro dać się we znaki.

"Bieg!",  "Padnij, 20 pompek", "Bieg!", "Przysiad, podskok do góry", "Bieg na czworaka", "Bieg rakiem", "Podpór przodem! Wymachy obciążnikami, po 30 na każdą rękę" - to tylko niektóre składniki niezwykle treściwych rozgrzewek, jakie funduje nam Paweł. Po kilku tygodniach dynamicznych siłowo-wydolnościowych treningów organizm znosi je bez większego sprzeciwu, lecz ci którzy dołączają do grupy w trakcie, znacznie odstają od reszty.

Jak bardzo, przekonałem się, gdy facet na oko dwa razy ode mnie silniejszy miał kłopot z utrzymaniem półkilogramowych hantelek w powietrzu przez zaledwie minutę! Śmiałem się w duchu, bo takie lekcje pokory przechodziłem sam jeszcze kilka tygodni temu.

Bywa, że po zakończonej rozgrzewce niektórzy chcieliby już zwlec się pod prysznic, ale to dopiero początek "rzeźni" właściwej. Scenariusze rzecz jasna są różne, ale typowe zajęcia Cross Combat to trening obwodowy z kilkunastoma stacjami. Na każdej z nich ćwiczy się określoną ilość czasu - w zależności od stopnia zaawansowania grupy. Po dwóch miesiącach ulgowego traktowania, śruba została dokręcona - zwiększyła się liczba stacji i czas na wykonanie danego ćwiczenia.

Jeśli zastanawiacie się, jak i czym ćwiczymy, oto kilka przykładowych stacji:

- Próba harwardzka (wejście i zejście na stopień w szybkim tempie na przemian lewą i prawą nogą)

- podciąganie na drążku (różne konfiguracje uchwytu)

- ćwiczenia z piłką do fitnessu. Podciąganie kolan do klatki piersiowej, brzuszki, rozpiętki ze sztangami, bądź odważnikami kettlebels

- zapaśniczy worek bułgarski - ćwiczenia na biceps, triceps i plecy

Reklama

- swing - wymachy odważnikiem typu kettlebels. Na zmianę lewa i prawa ręka (prosta w łokciu)

- sztanga - podrzut i podniesienie na głowę

- pompki na poręczach

- pompki na piłce lekarskiej

- pompki na oponie

- brzuszki ze skrętem tułowia i ciosami lewa-prawa

- zwijanie odważnika (2.5 kg) na lince

- rura pod sufitem - małpi gaj/tarzan. Przejście z jednego końca sali na drugą i z powrotem

- zwis na drabince i podciąganie prostych nóg

- "pajacyk" z trzymaniem nad głową w wyprostowanych rękach opony

- hantle - ćwiczenia na biceps lub triceps

- wulkanizator - szybkie ściąganie ułożonych na stelażu samochodowych opon i ułożenie ich z powrotem w tej samej kolejności

- galera - ćwiczenie zespołowe. Dwie drużyny siadają naprzeciwko siebie, splatają się nogami i rękami i wykonują serię brzuszków w jednym tempie

- rozciąganie i... można iść do szatni! 

"Boli? To bardzo dobrze, że boli! Przynajmniej czujesz, że żyjesz" - śmieje się Paweł, gdy widzi jak słaniamy się na nogach po wycieńczającym treningu. Wierzcie lub nie, ale taki ostry wycisk to coś, co naprawdę można polubić. Nie jest łatwo, ale przecież łatwo być nie miało. Największą motywacją do ćwiczeń jest dobre samopoczucie i widoczne gołym okiem efekty pracy.

A efekty, choć nie spektakularne, widoczne są gołym okiem. Wzrosła moja siła i wytrzymałość, co widzę po ilości wykonywanych powtórzeń podczas ćwiczeń. Lepiej zasypiam, a mój organizm szybciej się regeneruje. Coraz rzadziej dręczą mnie zakwasy. Zrzuciłem około czterech kilogramów. Głównie z dolnych partii brzucha i ud. Większość par spodni jest na mnie o rozmiar za duża...

Gdy rozpoczynałem treningi, moim zmartwieniem było - "czy wytrzymam taką próbę". Dziś martwię się tym, że czas tak szybko mija i z trzech miesięcy metamorfozy został już tylko jeden...

***

Mam na imię Rafał. Wraz z kolegami redaguję dla Was serwis Facet w portalu INTERIA.PL Dotychczas w ramach moich zawodowych obowiązków miałem okazję brać udział w różnych ciekawych przedsięwzięciach, ale zaszczytu trenowania z prawdziwym mistrzem wcześniej nie dostąpiłem. Jeśli ciekawi was, jak przebiegać będą moje trzymiesięczne treningi pod okiem Pawła Zaremby w Akademii Sportu i Biznesu, zapraszam do lektury kolejnych relacji z cyklu "Metamorfoza: Krew, pot i łzy".

Zobacz także wcześniejsze wpisy:

1. Ból przemija, chwała trwa wiecznie

2. Jestem zwycięzcą!

3. Dieta, ach dieta...



INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rozciąganie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy