Pięć najbardziej spektakularnych zwycięstw na Red Bull BC One

Zasady są proste - 16 zawodników z całego świata, pięciu sędziów i bitwy jeden na jeden o tytuł najlepszego bboya lub bgirl. Red Bull BC One to miejsce dla absolutnej elity breakingu. W oczekiwaniu na tegoroczny finał przyjrzyjmy się najbardziej spektakularnym zwycięstwom poprzednich edycji.

2004 - Pierwsze uderzenie

Historia Red Bull BC One zaczyna się w szwajcarskim mieście Biel, gdzie zawody te zostały zorganizowane po raz pierwszy. Najlepsi z najlepszych starli się w centrum kultury Gaskessel, które już od lat 80. było miejscem spotkań pierwszy europejskich bboyów. W turnieju nie zabrakło reprezentantów krajów europejskich, Stanów Zjednoczonych, a także zawodników z Dalekiego Wschodu i Australii. Typowani na zwycięzców Sonic z Danii i Junior z Francji ustąpili jednak pola dwóm Amerykanom - 21-letniemu Ronniemu i Omarowi, który dopiero co stał się pełnoletni.

Finałowa potyczka z ich udziałem to w opinii wielu pokaz prawdziwego mistrzostwa. Walka na ruchy odbyła się w akompaniamencie kawałka "Apache" i żywiołowej reakcji publiczności. Wystarczyły trzy minuty, aby młodzi bboye udowodnili, że nie podlegają prawom grawitacji. Werdyktem sędziów zwyciężył Omar. Poza tytułem pierwszego mistrza Red Bull BC One reprezentant Stanów Zjednoczonych otrzymał również przygotowany specjalnie na tę okazję złoty strój sportowy. Tak zaczął się nowy okres w historii breakingu.

Reklama

- Wygrana w Europie wiele dla mnie znaczy. Wykorzystałem daną mi szansę i zatryumfowałem - powiedział Amerykanin po tym, jak opadł już bitewny kurz.

- Ale dlaczego musiałeś mnie pokonać? - zapytał go na antenie z przekąsem zdobywca drugiego miejsca, Ronnie.

- Świat może się tego nigdy nie dowiedzieć - odparł Omar próbując jednocześnie powstrzymać śmiech.

Pochodzący z Teksasu mistrz wziął udział jeszcze w dwóch edycjach BC One. Jego występy można było oglądać w 2005 i w 2013 r.

2009 - Bitwa o Nowy Jork

Bilety na finały tej edycji Red Bull BC One pojawiły się w sprzedaży o północy. Pół godziny później wykupiono wszystkie miejscówki. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak ważnym wydarzeniem było zawitanie turnieju do Nowego Jorku, miejsca, w którym narodziła się kultura hip - hop.

Po serii zaciętych walk do finałowego starcia doszło między reprezentującym Francję Lilou a Amerykaninem Cloudem. Zwycięzca mógł być tylko jeden.

- Cały stadion krzyczał "U-S-A, U-S-A", ale to tylko dodawało mi sił - powiedział Francuz, który ostatecznie udowodnił swoje mistrzostwo sędziom oraz zgromadzonej w Hammerstein Ballroom wielotysięcznej publiczności. Lilou, a właściwie to Ali Ramdani, to jeden z najbardziej utalentowanych bboyów ze Starego Kontynentu. Zawsze uśmiechnięty zawodnik często powtarza, że w breaking wkręcił się oglądając teledyski i... ćwicząc z bratem słynnego "moonwalka".

Wytrwałość w dążeniu do celu oraz nietuzinkowy styl  łączący innowację z tradycją zapewniły mu status prawdziwej gwiazdy bboyingu. Będący jednym z założycieli legendarnej grupy Pockemon Crew Lilou wystąpił w kilku teledyskach i filmie "StreetDance 2".

Towarzyszył też Madonnie w trasie koncertowej, a fani mogli się wcielić w jego postać w wydanej w 2008 r. grze wideo "B-Boy". Widywany w koszulce "Jestem muzułmaninem, nie panikujcie!" Ali jest dwukrotnym mistrzem Red Bull BC One. Pierwszy raz dokonał tego w 2005 r. W Nowym Jorku tylko potwierdził swoją pozycję.

2010 - Big in Japan

Finały Red Bull BC One po raz pierwszy zorganizowano w Azji - i to z jakim impetem! Wśród najlepszych bboyów, którzy zjechali do stolicy Japonii nie zabrakło reprezentanta Polski. Był nim pochodzący z Krakowa Tomasz "Kleju" Kuliś.

W walce o tytuł mistrza Tokio zmierzyli się Holender Niek oraz Brazyliczyk Neguin. Kiedy z głośników popłynęły bity serwowane przez DJ Mara, do których rapował legendarny Big Daddy Kane wiadomo było, że zawodnicy nie będą mieli dla siebie litości. Ostatecznie zwyciężyły naturalność i wrodzony dar Neguina do dawania show, przy którym publika nie może siedzieć w spokoju.

- Mogę tańczyć do wszystkiego. Nawet lecący ptak jest dla mnie inspiracją - mówił ze spokojem po finale Fabiano Carvalho Lopes. Sympatyczny, wyluzowany mężczyzna staje się prawdziwym wojownikiem, którego dominacja zaczyna się już od pierwszego spojrzenia rzuconego na przeciwnika. Na szczęście jego "złość" pryska w chwili zakończenia pojedynku. Tę sztukę opanował doskonale, gdyż w breaking wkręcił się już jako 14-latek.

- Tańcząc wszyscy jesteśmy zwycięzcami, w końcu robimy to by żyć - mówił z dumą w Tokio. To także cenna lekcja, którą daje swoim podopiecznym w São Paulo.

2015 - Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Wieczne miasto w listopadzie 2015 roku stało się światową stolicą breakingu, a wśród 16 zawodników, którzy zjechali do Rzymu na finał Red Bull BC One znalazł się Polak. Thomaz, reprezentant warszawskiej ekipy Rockafellaz pokazał, że kraj nad Wisłą nie ma się czego wstydzić.

Finał należał jednak do Amerykanina Victora i... Portugalczyka Bruce'a Almighty. Nawet wszechmogący nie miał szans w starciu z kipiącym od nadmiaru energii bboyem z Florydy.

Amerykanin każdy pojedynek zaczyna metodycznie, ruchami opracowanymi z aptekarską precyzją, by po chwili dać się ponieść chwili i płynnie przejść we freestyle. Tak też było podczas ostatniego starcia w Rzymie.

Sam podkreśla, że u dobrego tancerza nie ma miejsca na wybujałe ego.

- "Nie możesz przestać myśleć jak uczeń, tylko wtedy nauczysz się czegoś nowego".

W samym 2015 r. wygrał on w sześciu (sic!) zawodach breakingowych, ale tytuł mistrza Red Bull BC One jest jego największym osiągnięciem.

2017 - Holandia na prowadzeniu

Nie tylko mecze piłkarskie rozgrywane przed "własną" publicznością budzą największe emocje. Nie inaczej jest w świecie bboyingu, co potwierdził zeszłoroczny finał Red Bull BC One w Amsterdamie, który do historii przeszedł nie tylko z powodu występu pierwszej bgirl Ayumi.

Holenderski zawodnik Menno nie tylko wytrzymał ogromną presję, ale i zwyciężył w zaciętym pojedynku z reprezentantem Korei Południowej, Wingiem. Po raz kolejny dowiódł, że widzowie - nawet ci z jego ojczyzny - po jego występach mogą "oczekiwać nieoczekiwanego".

Menno Van Gorp wsiąknął w kulturę hip-hop po tym, jak po raz pierwszy zobaczył teledysk grupy Run DMC do kawałka "It's Like That!". Od tamtej pory jego życie wypełnił taniec.

Holender jest wszechstronnym bboyem, dla którego nie ma wręcz techniki nie do opanowania.

- Wychodząc na scenę, idziesz na wojnę. Musisz na niej dać z siebie wszystko i być oryginalnym - mówi słynący z zamiłowania do freestyle'u bboy. Słowa te zamienia w czyny w każdej bitwie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy