Czarna Pantera - Wakanda forever! [recenzja Blu-Ray]

Walkę o tron w Czarnej Panterze warto obejrzeć jeszcze raz /materiały prasowe
Reklama

Nie bez przyczyny "Czarna Pantera" zarobiła na świecie ponad 1,3 miliarda dolarów. Z jej fenomenem możecie zetknąć się (ponownie?) w swoich czterech ścianach.

Superbohaterowie ratują świat, tak? Produkcje studia Marvel od dobrej dekady udowadniają, że historie o "trykociarzach" mogą być głębsze i znacznie bardziej osobiste dla ich głównych bohaterów. T'Challa (Chadwick Boseman), książę fikcyjnego afrykańskiego państwa Wakanda, musi zmierzyć się nie tylko ze śmiercią ojca i sukcesją tronu, ale także wewnętrznymi, jak i zewnętrznymi wrogami bogatej w najcenniejszy ziemski surowiec ojczyzny.

Z pozoru prosta historia obudowana zapadającymi w pamięć sekwencjami akcji służy za zakamuflowany fundament pod dyskusję o takich kwestiach jak izolacjonizm, stosunek do uchodźców i szeroko rozumianą geopolitykę.

Nie zrozumcie mnie źle - "Czarna Pantera" nie jest produkcją, do zrozumienia której trzeba skończyć politologię, ale cieszę się, że z pozoru popcornowa rozrywka nie unika zadawania poważnych pytań. Zwłaszcza że "ci dobrzy" - w opinii wielu - wcale nie mają racji.

Reklama

Ucieleśnieniem drugiej strony medalu jest Erik Killmonger (Michael B. Jordan) - jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, czarny charakter z filmów Marvela. Jego postać "działa" tak dobrze, że widz sam zaczyna wątpić w słuszność decyzji podejmowanych przez T'Challę.

Bohaterem filmu, o którym muszę tu wspomnieć jest sama Wakanda. Na ekranie miejsce to dosłownie ożywa i jest śmiałą wizją tego, czym mogłaby być Afryka, gdyby nie kolonializm, wojny, ludobójstwa i niepotrzebne napięcia między różnymi narodowościami. Myśleliście, że Asgard jest najlepiej wykreowaną z krain w jakże pojemnym uniwersum Marvela? Możecie o nim zapomnieć.

Świetny, pełen niuansów scenariusz uzupełniają świetne kreacje aktorskie, zapierające dech w piersiach scenografie i wypełniająca pełne emocji sceny muzyka. Film Ryana Cooglera cierpi - momentami - tylko z powodu widocznego "gołym okiem" CGI. To, co jest zasługą komputera dostrzeżecie w przynajmniej kilku scenach. Format Blu-Ray bynajmniej nie pomaga w zatarciu złego wrażenia.

Na szczęście jest to jedyna rzecz, no może poza zbyt rozbuchanym finałem, do której mogę się przyczepić. Chcę więcej!

Wydanie Blu-Ray

"Czarna Pantera" na płycie Blu-Ray jest bogata w dodatki, ale nie aż tak, jak Wakanda w vibranium. Cieszą trwające nieco ponad 20 minut materiały poświęcone kulisom produkcji, chociaż muszę się przyczepić, że zabrakło mi w nich szczegółów dotyczących tworzenia efektów specjalnych.

Na plus zaliczam możliwość obejrzenia filmu z komentarzem reżysera. Ryan Coogler zabierze was w zupełnie inną podróż po fikcyjnej afrykańskiej krainie. Nie zabrakło też trwającego osiem minut podsumowania pierwszych dziesięciu lat kinowego uniwersum Marvela.

O jakości obrazu i dźwięku wspominam tylko z obowiązku - jest znakomita. "Czarna Pantera" wydawała mi się jeszcze bardziej kolorowa, niż na kinowym ekranie. W wersji angielskiej Wakandę usłyszymy w standardzie 7.1 DTS-HDMA, "po polsku" z dubbingiem w 5.1. Przeciwnikom tego rozwiązania polecam włączyć napisy.

"Czarna Pantera" nie jest może najlepszym filmem Marvel Studios, ale z pewnością jednym z najciekawszych. W skali od 1 do 10 oceniam ją na 8 z małym minusem. Przyznam, że za drugim razem, w domowym zaciszu, dzieło Cooglera spodobało mi się bardziej niż w multipleksie. Tym, którzy nie widzieli polecam seans z płyty Blu-Ray w pierwszej kolejności. Chcących odświeżyć sobie tę produkcję również do tego namawiam. Kto wie, może i wy uznacie, że film jest lepszy, niż go zapamiętaliście?

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy