Masochistyczne praktyki chrześcijan

- Wizja masochistycznego mnicha miłującego się w bólu, przedstawiona w "Kodzie DaVinci", nie ma nic wspólnego z chrześcijańską wizją umartwienia - mówi o. Mike Barrett, członek Opus Dei i zwolennik noszenia cilice.

Jednym z najbardziej znanych ascetów był, żyjący w V wieku, Szymon Słupnik. Zanim boży mąż zbudował wysoki na 18 metrów słup (na którym spędził blisko 40 lat), praktykował "krępowanie ciała sznurem z łyka palmowego, gęsto przetykanego cierniami". Opisy hagiograficzne wspominają także o "zamykaniu w cysternie na wodę" oraz "przykuciu się do skały kilkumetrowym łańcuchem". Podobnie postępował inny chrześcijański święty, żyjący dwa wieki przed Szymonem Aleksy Boży, bohater wspominanej w szkołach "Legendy o świętym Aleksym". Aleksy 16 lat swojego życia spędził na progu rodzinnego domu, gdzie żywił się pomyjami, spał na kamieniu, a cały wolny czas przeznaczał na modlitwę.

Reklama

Trzcina świętego

Polacy również mieli ascetów, którzy wyjątkowo okrutnie traktowali cielesne powłoki. Ksiądz Andrzej Skarga, w pracy "Żywoty świętych starego i nowego zakonu. Na każdy dzień przez cały rok" przytoczył życiorys św. Świerada, działającego w X wieku na terenach dzisiejszej Małopolski (szczególnie Czchowa), który sypiał na pniu otoczonym zaostrzoną trzciną, po to, by "jeśli się w nocy na którą stronę pochylił, na ostrą trzcinę padłszy i na niej się zraniwszy, obudzić się musiał". Św. Świerad męczył ciało również za dnia, krępując je ciasno łańcuchem. Jak pisze Sebastian Karwat, w pracy "Benedykt i Andrzej Świerad Pierwsi karpaccy święci", "z czasem łańcuch wpił się w ciało i obrósł skórą. Doprowadziło to do śmierci Świętego, gdyż po pęknięciu wewnętrznego naskórka wywiązała się gangrena". Ów łańcuch, będący przyczyną zgonu Św. Świerad, stał się później relikwią.

Pas łańcuszkowy za dusze

Zwolenniczką umartwiania ciała była także inna polska święta, św. Faustyna Kowalska. W swoim "Dzienniczku" (w którym zapisywała przeżycia duchowe), pisała, że "nosiła siedem godzin pas łańcuszkowy, aby uprosić danej duszy łaskę skruchy". Zdaje się, że św. Faustyna musiała mieć zgodę na stosowanie tego rodzaju praktyk, ponieważ w innym miejscu "Dzienniczka" zapisała również, że "otrzymałam pozwolenie na żądane pozwolenia: na pół godziny w czasie Mszy Św. bransoletki codziennie, a w tych chwilach wyjątkowych, na dwie godziny paska noszenie".

Umartwienie za 130 dol.

Mimo, że noszenie włosienicy, metalowego paska z kolcami (umieszczanego na udzie), czy samobiczowanie może wydawać się przestarzałe, podobne praktyki nadal mają, w Kościele katolickim, miejsce. Dowodem na to może być sklep internetowy www.cilice.co.uk, który w ofercie ma szereg metalowych pasków (zapinanych za pomocą tasiemek, skóry lub metalowych zapinek), w cenie od 40 (cena za pas pojedynczy o długości 58 cm i wadze 25g) do 70 dol. (pas podwójny).

Za niespełna 130 dol. można kupić podobny pas przeznaczony do noszenia w talii, a za 50 dol. - "cierniową koroną" (wykonaną oczywiście z metalu). Zwolennicy podobnych metod umartwiania się mogą także wybrać bicze, wykonane ze sznurka lub metalu przez włoskie zakonnice (najtańsze kosztują 25 dol.).

Kaleczenie w Opus Dei

Podobne pasy (metalowe, z kolcami), noszą niektórzy członkowie Opus Dei, organizacji katolickiej, która stała się sławna po publikacji książki Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". Rebecce Hardy, dziennikarce pracującej dla brytyjskiej gazety "Daily Mail" w artykule "She's respectable and intelligent ... so why does Sarah attach a painful barbed chain to her leg for two hours a day?", udało się porozmawiać z kilkoma zwolenniczkami tego rodzaju pokuty.

Kaleczą się kobiety

Sarah Cassidy, 43-letnia członkini Opus Dei, żyje w celibacie. Każdego wieczora nakłada na nogę cilice, który wbija się w ciało, chociaż zazwyczaj nie powoduje krwawień. Sarah mówi, że robi to, żeby odpokutować za swoje grzechy i ułagodzić targające nią pożądania. Nie do końca wiadomo, za jakie grzechy pokutuje Cassidy, ponieważ od lat nie pali, nie pije i nigdy nie uprawiała seksu.

Eileen Cole, 51-letnia koleżanka Sarah, która również jest numeraries (żyje w celibacie w domu Opus Dei), codziennie wieczorem, przed zmywaniem naczyń, przywiązuje do ciała cilice na całe dwie godziny.

- (Jest to - przyp. red) mniej bolesne niż depilacja bikini - tłumaczy Eileen. - Jeśli mam być szczera to post stanowi dla mnie większe wyzwanie.

- Żyjemy w świecie, gdzie dobra materialne i hedonistyczny styl życia sprawiają, że ludzie nie mogą zrozumieć, że odrobina niewygody może sprawić, że zaczną częściej myśleć o Bogu i się do niego zwracać - kontynuuje wyjaśnienia Eileen. - Umartwianie pomaga utrzymać swoje żądze pod kontrolą i ukierunkować swoją energię - kończy.

Cierpienie w darze Chrystusowi

Podobnego zdania jest ojciec Mike Barrett, członek Opus Dei mieszkający w Houston, który swoje zdanie na temat noszenia cilice przedstawił w wywiadzie "Opus Dei and Corporal Mortification".

- Umartwianie pomaga nam oprzeć się naszym naturalnym skłonnościom, do zapewniania sobie maksymalnego komfortu, który często przeszkadza nam w odpowiedzeniu na wezwanie Chrystusa, który wzywa nas do służenia Bogu bliźnim - mówi o. Barrett.

- Niektórzy z członków, którzy żyją w celibacie, noszą cilice. To taki mały i lekki metalowy łańcuszek. Cilice sprawia dyskomfort - bo taki jest jego cel - ale nie w sposób, jaki został pokazany w "Kodzie Leonarda daVinci", nie ogranicza wykonywania codziennych obowiązków - podsumował ojciec.

Ojciec zauważa też, że podobne formy umartwiania ciała znane są w Kościele katolickim od stuleci.

- Cilice i bicze, połączone z postem i innymi formami umartwiania ciała, znane się w Kościele katolickim od wieków. Wielu z najbardziej znanych i kochanych świętych, np. Franciszek z Asyżu, św. Ignacy Loyola, i Teresa z Lisieux, nosiło je i stosowało. W XX wieku zwolennikami byli ojciec Pio czy św. Teresa z Kalkuty.

Zimna woda na pedofilię

Zwolennikami umartwiania się z wykorzystaniem dawnych metod są nie tylko członkowie Opus Dei i zakonów, ale także osoby świeckie. Oto, jak zachęcał do ich stosowania Tomasz P.Terlikowski, w artykule "Szukając korzeni zła" opublikowanym w " Rzeczpospolitej".

"Wychowanie do modlitwy, ascezy, wyrzeczenia pozostać zatem powinny, poza formacją intelektualną, podstawowym elementem życia seminaryjnego. Nie ma powodów, by sprawdzone przez wieki sposoby radzenia sobie z pokusami (nawet jeśli są one tak nienowoczesne jak biczowanie, włosiennica czy lodowate prysznice), nie były nadal propagowane w seminariach. To, co pomagało w osiągnięciu świętości św. Franciszkowi czy Benedyktowi, może pomagać także ludziom współczesnym".

Katarzyna Pruszkowska

Wykorzystane w tekście zdjęcia zostały udostępnione przez sklep www.cilice.co.uk.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wielkanoc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama