Cafe Racers - wolność, prędkość, adrenalina

​Powstały ponad pół wieku temu. Symbolizowały wolność, bunt, szybkość i nieskrępowany przepływ adrenaliny. Cafe Racers - motocykle tych, którym w duszy grał Rock'n'roll!

Kawowy ścigacz - ta nazwa po przełożeniu na polski niespecjalnie ma sens. Dlatego zostańmy przy oryginalnej. Cafe Racer brzmi lepiej i o wiele dostojniej.

Co to takiego ten Cafe Racer? Można powiedzieć, że pomieszanie subkultury, rock'n'rolla, młodzieńczego buntu, prędkości i adrenaliny na dwóch kołach. A prościej? Rodzaj spersonalizowanego motocykla, dopasowany do stylu życia swojego właściciela. Ale tym samym mianem określano zarówno kierowcę, jak i sam motocykl. 

To gdzie tu miejsce na kawę? Otóż Cafe Racery używane były często do przemieszczania się pomiędzy poszczególnymi przydrożnymi barami i kafejkami. Sprawnego, szybkiego, a przy okazji niezwykle stylowego.

Narodziny tego gatunku motocykli miały miejsce w Wielkiej Brytanii w latach 60. ubiegłego wieku. Młodzi wyznawcy rock'n'rolla chcieli wyrażać swój bunt na wszelkie możliwe sposoby, nie pomijając żadnej istotnej sfery życia. Nic więc dziwnego, że "dostało" się także motocyklom.

Reklama

Rockersi nie zamierzali jednak upodabniać się do harleyowców, czy innych znanych wcześniej grup motocyklistów. Oni przerabiali seryjne maszyny po swojemu, nadając im nieznanego dotąd charakteru. Przeróbki te podporządkowane były jednemu: ulepszyć motocykl tak, aby ten pokonał barierę prędkości. Tą barierą było wówczas magiczne 100 mil na godzinę.



Co zatem robiono? Przede wszystkim pozbywano się wszystkich niepotrzebnych ozdób i detali. Przerabiano baki, siedzenia, montowano specjalne kierownice, pozwalające przybrać na motocyklu bardziej aerodynamiczną pozycję. W skrócie mówiąc - resztki komfortu zamieniano na odelżenie maszyny, co przekładało się na ulepszone osiągi. I jeśli modyfikacje przeprowadzane były właściwie - bariera 100 mil/h pękała!

Zbuntowani Cafe Racers nie zrzeszali się w automobilklubach, ani nie startowali w żadnych oficjalnych zawodach. Zamiast tego urządzali sobie nielegalne wyścigi. Jedna z legend głosi, że rozpoczynały się od wrzucenia monety do grającej szafy w przydrożnej kafejce. Następnie uczestnicy wsiadali na swoje maszyny i gnali wyznaczoną pętlą ulicami miasta. Kto pierwszy dotarł z powrotem do kafejki przed zakończeniem utworu - wygrywał. Brzmi jak fajna zabawa, ale we wczesnych latach 60. Rockersi budzili prawdziwy postrach na ulicach angielskich miast i miasteczek, pędząc na złamanie karku rozpędzonymi motocyklami. Bywało, że zatrwożeni mieszkańcy widząc młodych, odzianych w skórzane kurtki Rockersów, brali ich za zamaskowanych gangsterów.



Moda na "kustomizowane" motocykle w końcu opanowała także inne kraje. Poza Wielką Brytanią swoje maszyny przerabiali także Włosi, Francuzi, czy też Hiszpanie. Zatem "skalpowano" i modyfikowano już nie tylko Triumphy, i Nortony, ale także Ducati, Moto Guzzi, a w latach 70' także i motocykle japońskie.
 W końcu Cafe Racers przyjęły się także w USA, gdzie stały się alternatywą dla kultu Harleya Davidsona. Co ciekawe, jeden z modeli Harleya - XLCR stał się jednym z najchętniej przerabianych motocykli w Stanach Zjednoczonych.

Mekką posiadaczy Cafe Racerów jest od lat londyńska Ace Cafe. Istniejące od 1938 do 1969 roku przydrożne bistro w Stonebridge było miejscem, które upodobali sobie rockersi grasujący po stolicy Wielkiej Brytanii. Dlaczego akurat Ace Cafe? Bo było otwarte 24 godziny na dobę i posiadało spory parking. Wystarczy, aby przyciągnąć motocyklową klientelę.
 Historia miejsca jest dość burzliwa. W czasie II Wojny Światowej bistro zostało zniszczone, ale je odbudowano. Pod koniec lat 60. zniknęło z mapy Londynu, lecz ponownie udało się je wskrzesić w 1997 roku. Od tej pory do dziś funkcjonuje ze sporym powodzeniem. Rockersi z całego świata ściągają tu, niczym do ziemi obiecanej, żeby spotkać się z innymi maniakami prędkości na dwóch kółkach. Opowiedzieć swoje historie, obejrzeć piękne motocykle, albo po prostu posłuchać dobrego rocka i wypić kawę.



Dziś scena Cafe Racerów przeżywa swoją drugą młodość. Dostrzegają ten trend producenci, sprzedający motocykle stylizowane na wyścigówki z lat 60. Prężnie działają także warsztaty, oferujące zbudowane od podstaw maszyny. Jednak ci, którzy mają w sobie prawdziwego ducha Rock'n'rolla wiedzą, że najwięcej frajdy przynosi zbudowanie sobie wymarzonego Cafer Racera własnoręcznie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: motocykl | gangi | prędkość | wyścigi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy