Wściekła pogoda: Rozliczenie z fake newsami o zmianach klimatu

Coraz częściej zmiany klimatu są przedmiotem dyskusji światopoglądowych, a nie naukowych analiz. Jesteśmy zalewani falami opinii na temat tego, co przecież widać gołym okiem. Klimatolodzy ostrzegają już nie tylko przed ekstremalnymi zjawiskami, ale też przed fake news podważającymi wiarygodność tych informacji.

- Nasz zespół ma (...) dość ekskluzywny wgląd w to, w jaki sposób klimat przejawia się w pogodzie i na ile zmiany klimatyczne podniosły ryzyko wystąpienia pewnych rodzajów ekstremalnych zjawisk pogodowych. (...) Zmiany klimatu nie funkcjonują jak jakiś stymulator, który działałby równomiernie na wszystkie zdarzenia pogodowe na świecie i który wszędzie tak samo wpływałby na pogodę. (...) Przejawiają się w pogodzie bardzo nierównomiernie, niemal kapryśnie. - dzieli się swoimi spostrzeżeniami i wynikami badań fizyk Friederike Otto, która od lat przewodzi ekipą naukowców na Uniwersytecie Oksfordzkim.

Reklama

- Może być tak, że z ich powodu jakieś zdarzenie stało się bardziej prawdopodobne, inne mniej, a na częstotliwość występowania jeszcze innych nie mają żadnego wpływu. W obu pierwszych przypadkach zmiany klimatu wpływają na pogodę, ale z różną siłą i z bardzo zróżnicowanymi konsekwencjami - dodaje.

Oto fragmenty jej książki "Wściekła pogoda. Jak mszczą się zmiany klimatu, kiedy są ignorowane?", która ukaże się 4 września nakładem Wydawnictwa Otwarte.

Fale upałów w Europie: nowa letnia norma

W niczym zmiany klimatu nie przejawiają się tak sil­nie, jak w falach upałów. Na początku naszej pracy za­kładaliśmy, że ze wszystkich form ekstremalnej pogody najlepiej rozumiemy i potrafimy symulować okresy upa­łów (...). Jak się okazało, byliśmy w błędzie. Fale upałów okazały się niezwykle złożonymi oznakami zmian klimatycznych.

Latem 2003 roku całą Europę objęła fala upałów, która trwała tygodniami. W kilku miejscach w Niemczech od­notowano ponad 40 stopni Celsjusza, w południowej Por­tugalii nawet 47,5 stopnia. Osoby starsze przeżywały tortury. Dla wielu z nich upał okazał się zbyt dużym obciążeniem dla serca i układu krążenia. Upadali na uli­cach czy w swoich mieszkaniach. 

Zakłady pogrzebowe w Paryżu były tak przepełnione, że chłodnię na artykuły spożywcze na rynku hurtowym w Rungis przekształ­cono w kostnicę. Francuscy naukowcy szacują, że latem tego roku zmarło o 70 000 osób więcej niż zwykle2. Była to jedna z najbardziej niszczycielskich klęsk żywiołowych na kontynencie i dzwonek alarmowy ostrzegający, że fale upałów mogą być zabójcze również tutaj, w Europie.

Na kolejną dużą europejską falę upałów latem 2006 roku Francja była już lepiej przygotowana. Władze radziły lud­ności, by nie pozostawać na słońcu i pić odpowiednie ilości wody. 

Mieszkańcom miast, w których domach zrobiło się zbyt gorąco, udzielono też dostępu do budynków użytecz­ności publicznej. Wyglądało na to, że Europa do pewnego stopnia radzi sobie z nową sytuacją ekstremalnych upałów.

W innych częściach świata społeczeństwa przygotowane są jednak na takie fale upałów nieporównanie gorzej. Na przykład potworne upały w indyjskim stanie Andhra Pradesh w 2015 roku przy temperaturach sięgających 48 stopni Celsjusza spowodo­wały śmierć ponad 1800 osób, zwłaszcza w slumsach, gdzie nie ma klimatyzacji ani dających cień drzew. Stwierdzili­śmy, że z powodu zmian klimatycznych takie fale upałów stały się tam około dwukrotnie bardziej prawdopodobne.

Ekstremalne opady deszczu

Globalne ocieplenie oznacza nie tylko, że na całym świecie rośnie ryzyko upałów (choć w różnym stopniu w zależności od regionu), ale też że wyższe są średnie opady. Dzieje się tak, ponieważ cieplejsza atmosfera może pochłaniać więcej pary wodnej. Zasada jest następująca: jeżeli Ziemia nagrzewa się o 1 stopień, to opady deszczu zwiększają się średnio o 7 procent. (...)

W dniu św. Mikołaja 2015 roku w Wielkiej Brytanii padało. Oczywiście samo w sobie nie jest to niczym nie­zwykłym, ale padało naprawdę mocno. Bardzo mocno. Powodem była burza Desmond, która przetoczyła się nad całym krajem (największa od 70 lat - red.).

Również w naszych szerokościach geograficznych zmiany klimatyczne odpowiadają za wiele ekstremalnych opadów deszczu, choć w znacznie mniejszym stopniu niż za fale upałów. Budowa domu na terenach zalewowych zwiększa ryzyko zalania piwnic znacznie bardziej niż zmiany klimatu.

Nasze badania wykazują, że jeśli jakieś regiony i pory roku są do siebie podobne, to wyniki dla ekstremalnych opadów deszczu niemal się od siebie nie różnią. Przepro­wadzanie kolejnych badań wydaje się tu niemal zbyteczne, ale akurat ulewnymi deszczami wszelkiego rodzaju in­teresują się media.

Ciekawiej robi się za to, gdy przyjrzymy się obszarom położonym w strefach podzwrotnikowych, jak na przy­kład Luizjana. Ten położony na wschodnim wybrzeżu USA stan w sierpniu 2016 roku dotknięty został najgor­szą burzą deszczową w historii. Uszkodzonych zostało około 100 000 domów, a w powodziach zginęło 13 osób.

W naszym badaniu ekstremalnych zjawisk pogodo­wych byliśmy w stanie wykazać, że z powodu zmian kli­matu opady stały się o co najmniej 10 procent bardziej in­tensywne.

Zmiany klimatyczne łatwiej można zaobserwować w opadach subtropikalnych. W przypadku Luizjany stwierdziliśmy, że globalne ocieplenie spowodowało około dwukrotnie większe prawdopodobieństwo opadów deszczu, ale nasze analizy nie wykluczają, że za sprawą zmiany klimatu tak obfite opady stały się nawet do dzie­sięć razy bardziej prawdopodobne.

Brak fal mrozu

Zmiany klimatyczne pozostawiają również drama­tyczny ślad w postaci innego zjawiska, które mimo poważ­nych konsekwencji niemal w ogóle nie jest wspominane na pierwszych stronach gazet: to brak fal mrozu. Lu­dzie mówią o zimie tylko wtedy, gdy robi się naprawdę mroźnie.

Należałoby o wiele wyraźniej podkreślać, że z powodu zmian klimatu nasze zimy stają się coraz łagodniejsze, a mroźne dni coraz rzadsze. To takie zimy jak w listopa­dzie 2011 roku w Wielkiej Brytanii.

Było to jedno z naszych pierwszych badań w Oksfor­dzie. Metodycznie jeszcze trochę niedopracowane, ale z jednoznacznym wynikiem, który prawdopodobnie wy­trzymałby i krytyczną analizę. Takiego listopada bez noc­nych przymrozków jak w 2011 roku przy naszych zmia­nach klimatycznych oczekiwać można mniej więcej raz na 20 lat. Bez zmian klimatycznych zdarzałoby się to tylko raz na 1250 lat.

Brak nocnych przymrozków w listopadzie brzmi dość nudno i nie wydaje się żadną sensacją. Jeśli jednak mrozu nie ma przez całą zimę, rodzi to poważne konsekwencje. Są one zauważalne nie tylko jako większa liczba ukąszeń komarów wiosną i latem, ponieważ ginie wówczas mniej owadów niż podczas "normalnie mroźnych" zim. Częściej występują też pasożyty u zwierząt gospodarskich oraz szkodniki w uprawach zbóż, owoców i warzyw, więc aby utrzymać je w ryzach, rolnicy wysypują na pola i pastwi­ska więcej pestycydów. Jest jeszcze inny problem: wiele roślin uprawnych zaprogramowanych jest tak, by zawią­zywały pączki i kwitły po okresie mrozów. A jeśli nie ma mrozu, to... no cóż.

Zmiany klimatu są w ten sposób odczuwalne w po­godzie także w zdominowanych przez republikanów częściach Stanów Zjednoczonych. Ale musi jeszcze kilka razy tego mrozu zabraknąć, by naprawdę do wszystkich dotarło, że może wcale nie wynika to z pecha, czyli z na­turalnej zmienności pogody.

Fragmenty pochodzą z książki Friederike Otto "Wściekła pogoda. Jak mszczą się zmiany klimatu, kiedy są ignorowane?", która ukaże się 4 września nakładem Wydawnictwa Otwarte.


INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy