Szalone pomysły na wykorzystanie atomu, których na szczęście nie zrealizowano

Wykorzystanie atomu w elektrowniach jądrowych to akurat niezły pomysł. W przeciwieństwie do innych, które powstały przez lata... /Sefa Karacan/Anadolu Agency /Getty Images
Reklama

Latach 50. XX wieku to złota era prób jądrowych. Pojawiały się wówczas najróżniejsze pomysły na to, jak wykorzystać energię jądrową inaczej niż w niszczycielskich celach. Pomysły te były jednak dość dziwne i możemy się cieszyć, że nie doszło do ich realizacji. Co tak naprawdę kusiło naukowców?

W 1958 roku w Stanach Zjednoczonych narodził się program Plowshare, zajmujący się pokojowym wykorzystaniem energii jądrowej. Jednym z jego celów była eksploatacja ropy oraz gazu ziemnego czy też ułatwienie dostępu do surowców mineralnych. Pierwszy eksperyment z wybuchem jądrowym w celu pozyskania gazu ziemnego (Test Rio Blanco) odbył się w roku 1973 w Colorado pod Fawn Creek. W jego ramach przeprowadzono trzy detonacje na różnych głębokościach. Niestety powstałe otwory nie połączyły się, jak oczekiwano, a wydobyty gaz był silnie radioaktywny, a tym samym bezużyteczny.

Reklama

Do roku 1974 w projekty związane z wykorzystaniem energii atomowej w celu pozyskania gazu ziemnego zainwestowano aż 82 miliony dolarów. Szacowana stopa zwrotu zainwestowanych środków miała po 25 latach wynieść 15-40 proc.. Podobna sytuacja miała miejsce w wypadku odzyskiwania ropy w ramach projektu Culdron. Wybuchy miały zagrzać ropę, aby uczynić jej wydobycie efektywniejszym. Do realizacji projektu nigdy jednak nie doszło z powodu oporu opinii publicznej. 

Kolejnym projektem w ramach Plowshare było poszerzenie Kanału Panamskiego, którego budowa została rozpoczęta przez francuzów w latach 1880-1889, a dokończona przez amerykanów w latach 1901-1914. Aż do roku 1995 Kanał był jedną ze stref suwerennych USA. Kontrolowane eksplozje jądrowe miały go maksymalnie poszerzyć, tak aby był on dostępny również dla największych supertankowców. 

W tym celu była jednak konieczna wcześniejsza korekta śluz po obu stronach Kanału. Projektem jeszcze ambitniejszym był proponowany tzw. Kanał Pan-atomowy przez Nikaraguę, który miał połączyć Oceany Spokojny i Atlantycki na poziomie powierzchni wody bez konieczności użycia śluz. Miał on zostać "wykopany" z użyciem jądrowych eksplozji.

Amerykanie podjęli kilka innych prób wykorzystania atomu do kształtowania terenu. Pod nazwą Projekt Carryall przeprowadzono poważne badanie na temat wykorzystania energii pochodzącej z 22 wybuchów jądrowych w celu wytworzenia ogromnej autostrady prowadzącej przez masyw górski w Kalifornii. 

Kolejne przedsięwzięcie dotyczyło zbudowania podziemnych zbiorników wody w Arizonie, następne połączenie jeziora z doliną w Sacramento (Kalifornia) w celu wydajniejszego nawadniania pól. W ramach projektu Chariot amerykanie chcieli wykorzystać 5 bomb wodorowych do wytworzenia sztucznej przystani na przylądku Thompson na Alasce. Do realizacji projektu ostatecznie nie przystąpiono z powodu obaw o miejscową ludność, a także o to, czy inwestycja się zwróci.

Sowieci nie zostawali w tyle. W ramach Programu #6 i Programu #7 Sowieci odpalili łącznie 239 bomb jądrowych. Za ich pomocą chcieli wydobywać surowce mineralne czy też gasić niekontrolowane pożary. Także oni natknęli się jednak na problem radioaktywności (wybuch Kraton 3 doprowadził do kontaminacji wód podziemnych). Plany sowietów były ambitne. Chcieli np. zmienić kierunek nurtu trzech głównych rosyjskich rzek. Jak takie rzeczy mogą się skończyć, nawet gdy są przeprowadzane z pomocą metod konwencjonalnych, przekonali się podczas próby na Jeziorze Aralskim, gdzie przeprowadzono regulację dwóch rzek - Amu-daria i Syr-daria: do dziś wyschło... 80 proc. ich powierzchni. 

W roku 1954 Sowieci zbudowali pierwszą elektrownie wodną w znajdującym się ok. 100 km od Moskwy miasteczku Obninsk. Według zachodnioniemieckich inżynierów ze społeczności Lahmayer Inernational nie było to jednak dostatecznie ambitne wykorzystanie jądrowego potencjału. Wpadli więc na pomysł budowy 80 km kanału, doprowadzającego wodę z Morza Śródziemnego do Katarskiej Depresji na północy Afryki, która leży pod jego powierzchnią. 

Naukowcy obliczyli, że potrzebowaliby w tym celu zdetonować 200 bomb termojądrowych, a koszty przedsięwzięcia wyniosłyby 1,2 miliarda dolarów. Budowa takiej elektrowni metodą konwencjonalną kosztowałaby przy tym dwa razy tyle. Morska woda poruszałaby turbiny wodne umieszczone na końcu kanału, a następnie byłaby odparowywana na powierzchni rozległej depresji chroniąc w ten sposób elektrownię przed zatopieniem.

Inne pomysły wychodziły nawet poza naszą planetę. W ramach Zimnej Wojny USA i ZSRR starały się zastraszyć nieprzyjaciela na wszelkich możliwych frontach. Amerykanie chcieli więc olśnić Sowietów wybuchem bomby atomowej na Księżycu, który byłby widziany z Ziemi. W ten sposób narodził się projekt A119, którego celem było wysłanie na Księżyc rakiety z ładunkiem jądrowym. 

Ambitny plan będący bezpośrednią reakcją na wysłanie przez Rosjan sztucznej satelity Sputnik na orbitę ziemską ostatecznie nie doszedł do skutku, a USA długo zdecydowanie zaprzeczało jego istnieniu. Ostatecznie w roku 2012 na jego temat wypowiedział się sam jego autor - fizyk Leonard Reiffel.

Amerykanie ostatecznie nie przystąpili do realizacji swojego projektu z powodu strachu związanego z potencjalnym zanieczyszczeniem Księżyca materiałami radioaktywnymi oraz sprzeciwu opinii publicznej. Swój plan związany z "ostrzeliwaniem" Księżyca mieli również Sowieci. Nosił on kryptonim E4 i został opracowany przez fizyka Jakova Borisovica Zeldovica. 

Powstała już nawet makieta rakiety, która miała przetransportować radioaktywną substancję na Księżyc. Ostatecznie Sowieci nie zrealizowali projektu z podobnych powodów jak Amerykanie, a między mocarstwami rozgorzała rywalizacja o to, kto pierwszy wyśle astronautów w kosmos.

Księżyc to nie wszystko. Już w roku 1948 szwajcarski astronom pracujący w Technologicznym Instytucie w Kalifornii, Fritz Zwicky (1898-1974) mówił w trakcie swoich wykładów o tym, że przy użyciu energii jądra byłoby możliwe przemieszczenie planet Układu Słonecznego. Jego celem było przesunięcie Wenus dalej od Słońca, Marsa natomiast bliżej, tak żeby na ich powierzchni powstały warunki sprzyjające rozwinięciu się życia podobnego jak życie na Ziemi. Do wytworzenia tego korzystnego środowiska miałoby dojść w wyniku powtarzającego się ostrzeliwania tych planet.

Zwicky zaszedł w swych planach jeszcze dalej. Stwierdził mianowicie, że cały nasz Układ Słoneczny mógłby funkcjonować jak ogromny statek kosmiczny płynący w kierunku kolejnych gwiazd. Energia łodzi pochodziłaby z ostrzeliwania słońca, które powodowałoby powstawanie asymetrycznych fuzyjnych eksplozji zmieniających jego tor. W ten sposób Słońce "ciągnęłoby" za sobą wszystkie inne planety, a według teorii Zwicky’ego ludzkość miałaby być zdolna dosięgnąć gwiazdy Alfa Centauri już za 2500 lat. Badacz zapisał się również w historii astronomii dzięki kolejnej interesującej teorii, a mianowicie dzięki zaprzeczeniu istnienia ciemnej materii.

Z kolejnym śmiałym pomysłem na wykorzystanie energii jądrowej wystąpił w roku 1959 na konferencji meteorologicznej meteorolog Jack W. Right. Zgodnie z jego teorią gorące powietrze uwolnione w czasie wybuchu bomby atomowej w oku cyklony mógłby zastąpić cyrkulację zimnego powietrza i w ten sposób spowolnić go lub nawet zatrzymać. Powietrze to według Righta mogłoby być dostarczone do środka huraganu za pomocą łodzi podwodnej dużo efektywniej niż za pomocą bombowca. 

Problem w tym, że huragan w fazie epicentrum uwalnia co 20 minut energię równą 10 megatonom tej wytwarzanej przez bombę jądrową. Siła bomby zrzuconej na Hiroszimę to jedyne 16 kiloton. Tak więc do zatrzymania huraganu potrzebna byłaby więcej niż 1 bomba jądrową. Poza tym do wnętrza huraganu dostałby się w ten sposób radioaktywny materiał, który rozprzestrzeniałby się w powietrzu aż do jego zatrzymania. 

Swoją drogą, do tej idei odniósł się jakiś czas temu prezydent USA, Donald Trump, który stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem problemu huraganów jest wysadzenie ich za pomocą rakiet z głowicami jądrowymi. Jak razie całe szczęście, że zarówno ten, jak i inne plany wysadzania czegokolwiek z wykorzystaniem energii jądrowej nie doszły do skutku.

Treści popularno-naukowe z miesięcznika Świat na Dłoni wydawnictwa Amconex

Świat na Dłoni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy