Raport MIT o zmianach klimatu: Albo poprawiamy te pięć rzeczy i ratujemy ludzkość, albo się żegnamy

Naukowcy z MIT twierdzą, że musimy poprawić nasz sposób gospodarowania energią, jeśli chcemy przetrwać /David McNew /Getty Images
Reklama

Obserwując obecne zmiany, które zachodzą na naszej planecie, coraz więcej naukowców obiera stanowisko zarezerwowane jako dotąd tylko dla nadgorliwych profetów i twórców apokaliptycznych wizji przyszłości ludzkiego gatunku: nasze dni są policzone. Jeden z czołowych specjalistów renomowanej uczelni MIT twierdzi nawet, że znaleźliśmy się niebezpiecznie blisko miejsca, z którego nie ma już odwrotu. Pozostawia jednak światełko w tunelu, tłumacząc, jak możemy tego uniknąć. Ba, podaje pięć konkretnych kroków do uratowania ludzkości.

Coraz więcej ludzi przyłącza się ostatnimi czasy do chóru wieszczącego zagładę ludzi. Złośliwi sceptycy mogliby powiedzieć wręcz, że na całym świecie zapanowała moda na zapowiedzi apokalipsy. Z drugiej strony tym bardziej przejętym losem homo sapiens nie ma się co dziwić, bo całkiem sporo znaków na niebie i ziemi wskazuje na to, że jest kiepsko. Jeszcze poważniej robi się, kiedy o znakach tych mówi ktoś z najlepszej uczelni technicznej na świecie.

Doktor Asegun Henry, pracownik i wykładowca wydziału Inżynierii Mechanicznej słynnego Massachusetts Institute of Technology, opublikował w tym miesiącu raport ze swoich badań, przeprowadzonych we współpracy z dwoma innymi specjalistami z MIT, w którym stwierdził, że ludzkość jest już bardzo blisko granicy, zza której nie będzie już powrotu. 

Reklama

Z tej okazji udzielił wywiadu o tym, jak eksploatujemy zasoby Ziemi, tłumacząc, że jeżeli nie zawrócimy z tej drogi, czeka nas nieunikniona zagłada, a konkretnie "zemsta Matki Ziemi". Są tacy, których taka wizja mogłaby nawet ucieszyć, ale generalnie nie brzmi ona za wesoło. 

Dlatego Henry podał konkretną liczbę najważniejszych problemów, które musimy rozwiązać, póki nie jest jeszcze za późno. 

Jako specjalista w zakresie przetwarzania i akumulacji energii Henry założył w swoim wywodzie, że to właśnie wytwarzanie, przetwarzanie, transport i wykorzystanie energii są kluczowe dla naszego przetrwania. Do tych czterech elementów dodał jeszcze dywersyfikację źródeł zasilania, czyli wykorzystanie alternatywnych sposobów pozyskiwania energii, jak np. źródła termalne. 

Naukowcy zakładają, że ludzkość ma jeszcze około 20 - 30 lat zanim temperatura na Ziemi podniesie się na stałe o dwa stopnie w skali Celsjusza, co oznaczałoby początek globalnej katastrofy. Wychodzi na to, że do około 2040 roku musimy dokonać zmian w tych pięciu obszarach, aby uniknąć rozpoczęcia łańcucha globalnych kataklizmów, które siały będą spustoszenie aż do ostatniego żyjącego człowieka (i pewnie trochę dłużej).

W swoich analizach trójka naukowców doszła do wniosku, że sporym problemem, mającym znaczący wpływ na zmiany klimatu jest marnowanie energii. Zdaniem Henry’ego musimy stworzyć systemy przechowywania jej tak, aby móc zmniejszyć tym samym jej produkcję. Drugim istotnym problemem jest transport energii cieplnej, którego usprawnienie również mogłoby zoptymalizować zarządzanie nią.

Innym szkodliwym czynnikiem są według badaczy... systemy chłodzące. Większość klimatyzatorów, lodówek i zamrażarek na świecie działa dzięki technologii opartej na czynnikach chłodniczych, inaczej chłodziwach, które poważnie szkodzą środowisku. 

Kolejną przyczyną naszych problemów zdaniem Henry’ego jest cement, jako że jego produkcja wiąże się z gigantyczną emisją gazów cieplarnianych. Do tego wszystkiego dochodzi wspomniana konieczność dywersyfikacji źródeł pozyskiwania energii. 

- Potrzebujemy dramatycznych zmian i to nie na wczoraj, ale na parę lat wstecz - twierdzi Henry. - Każdego dnia boję się, że robimy za mało i za późno, i jako gatunek możemy nie przetrwać zemsty Matki Ziemi za nasze czyny.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: klimat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy