Potęga umysłu: ​Oszukać ciało, ból i śmierć

Wpływ medytacji na ludzki umysł ciągle zaskakuje naukowców /Wikipedia Commons /123RF/PICSEL
Reklama

Gdy naukowcy przyjrzeli się bliżej buddyjskim technikom medytacji, niespodziewanie dostrzegli zupełnie nowe metody leczenia groźnych chorób, szansę na zachowanie sprawności intelektualnej aż do późnej starości, a być może także sposób na to, by... oszukać śmierć. Najsłynniejszym przypadkiem "wiecznej nirwany" jest Lama Itigełow, który teoretycznie umarł w 1927 roku, ale tybetańscy mnisi uważają, że nadal żyje.

Pokaz umiejętności mnichów z klasztoru Shaolin to show, którego nie sposób zapomnieć. Nie codziennie ogląda się przecież występy, podczas których artysta przykłada sobie do głowy włączoną wiertarkę albo kładzie się na ostrzach włóczni.

Co najlepsze, takie przedstawienia wcale nie kończą się jak horrory klasy B - często jedynym śladem po ekstremalnych wyczynach jest tylko lekko zaczerwieniona skóra. To rezultat tysięcy godzin spędzonych na medytacji: dzięki niej adepci potrafią osiągnąć nadzwyczajny poziom koncentracji.

Medytacja na kozetce

Najważniejszy organ układu nerwowego ma niesamowitą zdolność: potrafi systematycznie wprawiać w osłupienie najwybitniejszych badaczy. Niektóre odkrycia są na tyle zaskakujące, że potrzeba wielu lat, by zdobyły akceptację środowiska naukowego. 

Reklama

Tak było np. w sprawie teorii o neuroplastyczności mózgu - wyznawcy dogmatu o niezmienności struktury tego narządu długo odrzucali dowody, iż odpowiednie impulsy także u dorosłych inicjują powstawanie nowych neuronów oraz sieci połączeń między nimi.

Z kolei dziś część uczonych o ból głowy przyprawiają inne ustalenia: że za pomocą myśli można... stworzyć materię. W 2011 roku opublikowano wyniki przełomowego eksperymentu przeprowadzonego przez zespół neurologów pod kierunkiem prof. Sary Lazar.

Najpierw zbadano mózgi uczestników metodą obrazowania magnetycznego (MRI), a następnie podzielono ich na dwie grupy, z których jedna odbyła ośmiotygodniowy kurs medytacji uważności. Po jego zakończeniu powtórzono test.

Wynik? U biorących udział w psychoterapii

odnotowano zwiększenie gęstości istoty szarej. Przede wszystkim wzbogacił się lewy hipokamp, ale korzystne zmiany zaobserwowano również w tylnej korze obręczy, połączeniu skroniowo-ciemieniowym oraz w móżdżku i niektórych jądrach w pniu mózgu.

Trening umysłu zainicjował tworzenie nowych komórek nerwowych.

Czy myśl może ugasić pożar?

Przewlekły stres może powodować zaostrzające się stany zapalne, które prowadzą np. do astmy, cukrzycy oraz choroby Alzheimera.

Co prawda niwelowanie zdenerwowania znajduje się w czołówce korzyści wymienianych w kontekście stosowania buddyjskich praktyk, ale dopiero zespół uczonych pod kierunkiem prof. Richarda J. Davidsona dowiódł, iż subiektywne odczucia mają obiektywną moc uzdrawiania.

Przełomowe ustalenia nie byłyby możliwe, gdyby nie jedno pikantne odkrycie. Otóż nałożenie na skórę "maści" z kapsaicyną (to związek chemiczny, który odpowiada za ostrość np. papryczek chili) powoduje, iż mózg wysyła sygnał wywołujący stan zapalny w posmarowanym nią miejscu.

Brały w nim udział dwie grupy ochotników. Okazało się, iż stany zapalne entuzjastów medytacji były mniej rozległe niż u tych, którzy jej nie praktykują.

Myśl o nieśmiertelności

Po 70. urodzinach proces umierania szarych komórek w mózgu przyspiesza. Perspektywy są niewesołe: kłopoty z pamięcią, problemy ze skupieniem i koncentracją...

Jest jednak nadzieja na zachowanie dobrej kondycji - światełko w tym tunelu zaświecił mistrz medytacji Mingyur Rinpoche. Naukowcy zaczęli badać go w 2008, kiedy miał już za sobą 62 000 godzin buddyjskiej praktyki, co oznacza, że spędził na niej ponad siedem lat życia!

8 lat później, w 2016 naukowcy dysponowali odpowiednią technologią, aby oszacować biologiczny wiek jego mózgu - okazało się, iż u 41-letniego mnicha cechy anatomiczne tego narządu były takie jak u... 33-latka.

Do podobnych wniosków doszli neurolodzy z Uniwersytetu Kalifornijskiego oraz Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. Na podstawie przeprowadzonych testów stwierdzili, że u 50-latków mających duże doświadczenie medytacyjne mózg był średnio o 7,5 roku "młodszy" w porównaniu z ich rówieśnikami, którzy nie oddawali się medytacji.

Zatrzymanie procesu starzenia się mózgu  to jedno. Mówi się, że niektórzy mnisi potrafią zatrzymać proces starzenia się... ciała. Wszystko dzięki osiągnięciu odpowiedniego stanu, specjalnej diecie i ćwiczeniom.

Jednym z ludzi, którzy ponoć tego dokonali był (jest?) Lama Itigełow. W 1927 roku wszedł w stan nirwany, z której nigdy już nie wyszedł. Jego ciało nie wygląda co prawda zbyt dobrze, ale technicznie nie nosi zbyt wielu śladów rozkładu. "Stawy i skóra są elastyczne, wszystkie mięśnie i narządy są na swoim miejscu (...), krew w żyłach nie wyschła" - komentowała stan Itigełowa profesor Galina Jerszowa prowadząca badanie mumii w 2002 roku.

Mocno kontrowersyjna i zakazana już od ponad 100 lat praktyka zwana sokushinbutsu to automumifikacja. Mnisi oddający się jej uważali, że jest to droga do osiągnięcia stanu buddy, w którym mogli pozostać nawet przez setki lat, podczas, gdy ich ciało ulegało powoli naturalnej mumifikacji.

Jednak naukowcy twierdzą, że doprowadzenie swojego ciała do samozagłodzenia i powolnego zasuszania wcale nie oznacza, że taki człowiek faktycznie "żył" jeszcze przez setki lat. 

Świat Wiedzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama