Ostrożnie z asteroidami

Coraz częściej słychać o dużych obiektach z kosmosu, które zderzają się z Ziemią. Część tych pocisków z przestrzeni może przynieść zagładę cywilizacji człowieka, a nawet zniszczyć życie na naszej planecie.

27 czerwca 2011 r. w odległości 12 tys. km minęła Ziemię asteroida nazwana 2011 MD. Obiekt ten miał ok. 20 m długości i gdyby uderzył w obszar uprzemysłowiony, to wiele tysięcy ludzi by ucierpiało. Można więc powiedzieć, że po raz kolejny dopisało ludzkości szczęście w kwestii skał spadających z nieba.

Miało być spokojnie

Co prawda to szczęście w kategoriach kosmicznych trwa zaledwie chwilę, bo od ponad 5 tys. lat żaden obiekt z przestrzeni nie spustoszył Ziemi w takim stopniu, by któraś z kultur upadła. Być może to właśnie ten trwający pięćdziesiąt stuleci etap "niebiańskiego spokoju" pozwolił ludziom rozwinąć cywilizację, która ma szansę osiągnąć technologiczną zdolność obrony przed zagrożeniem z kosmosu.

Pierwszym, który wyśledził asteroidę 2011 MD, a potem obserwował jej przelot, był australijski astronom. Dr Fred Watson z Australian Astronomical Observatory obliczył, że ta kosmiczna skała nie uderzy w Ziemię i się nie pomylił. Trafne okazało się też założenie Watsona, że asteroida nie zniszczy żadnego z satelitów, bo ich orbity są zwykle nieco niżej lub wyżej położone, niż rejon przelotu 2011 MD.

Reklama

Ryzykowny moment

- Ten obiekt był niewielki, ale nad innymi trzeba czuwać, dlatego astronomowie bacznie obserwują asteroidę nazwaną Apophis, która ponownie przeleci blisko Ziemi w 2029 roku - oświadcza dr Watson. - Nie jest niemożliwością, że w niedalekiej przyszłości coś zderzy się z Ziemią. Wiemy, że istnieją obiekty, które stanowią potencjalne zagrożenie. Jeden z nich, właśnie Apophis, w 2029 roku przejdzie bardzo blisko Ziemi, ale prawdopodobnie w naszą planetę nie trafi. Jednak w zależności od tego, jak w przyszłości odchyli się jego orbita, Apophis może wejść na kurs kolizyjny, gdy znów będzie leciał w stronę Ziemi. Ten ryzykowny moment czeka nas pod koniec lat 30. XXI wieku - wyjaśnia.

Nieprzypadkowa nazwa

Apophisa odkryto 19 czerwca 2004 r. Dokonali tego Roy Tucker, David J. Tholen oraz Fabrizio Bernardi w Kitt Peak National Observatory w Arizonie, w ramach finansowanego przez NASA programu poszukiwania planetoid Uniwersytetu Hawajskiego. Obiekt sklasyfikowano jako planetoidę 99942, należącą do grupy planetoid Atona (nazwa katalogowa: 2004 MN4) oraz nadano mu obiegową nazwę Apophis. To imię staroegipskiego bóstwa destrukcji symbolizującego też ciemności nie zostało wybrane przypadkowo.

Wg obliczeń astronomów, mierząca 380 m planetoida Apophis (nazywana też asteroidą) pędząca przez kosmos z prędkością 51 tys. km/h, zbliży się do Ziemi na niebezpieczną odległość 36 tys. km w piątek 13 kwietnia 2029 r. Apophisa będzie można wówczas oglądać nie uzbrojonym okiem w Europie, Afryce i zachodniej Azji. Kolejny, równie bliski przelot Apophisa nastąpi w 2036 r. Zderzenie tego obiektu z Ziemią wyzwoliłoby energię równą 1480 megaton trotylu!

Spore wybuchy

Wg ustaleń International Astronomical Union's Minor Planet Center w Massachusetts, obiektów podobnej wielkości co 2011 MD, blisko Ziemi przeleciało w ostatnim czasie kilka. Przykładowo, 4 lutego 2011 r. naszą planetę minęła mała planetoida 2011 CQ1. Z kolei asteroida o nazwie 2008 TC3 wpadła w atmosferę Ziemi 7 października 2008 r. Ten obiekt pojawił się na niebie nad Sudanem. Po wejściu w atmosferę większość tworzącej go materii spaliła się, a reszta wybuchła na sporej wysokości z siłą 1 kilotony TNT.

Na szczęście nie doszło do szkód.

Wg informacji przekazanych przez NASA, 2008 TC3 został odkryty zaledwie dobę przed tym, jak uderzył w Ziemię. Podobnie było z 2011 MD. Kłopot w tym, że - jak podają eksperci - tak stosunkowo małe, ale mimo to groźne dla nas obiekty kosmiczne, niezwykle trudno namierzyć. Nie można też precyzyjnie ustalić orbity takich ciał.

Zagrożenie dla planety

W praktyce oznacza to, że do ostatniej chwili właściwie nie wiadomo, czy taki bolid zderzy się z Ziemią, czy raczej ją ominie. Pozostaje czekać i liczyć na szczęście, bo wciąż brak technologii i procedur umożliwiających powstrzymanie takiego obiektu przed uderzeniem w Ziemię, czy to przez jego zniszczenie, czy przez zmianę trajektorii jego lotu jeszcze w kosmicznej próżni.

Szczęście wciąż nam jest potrzebne, bo wg najnowszych analiz NASA, do upadku takich obiektów, jak 2008 TC3, czy 2011 MD może dochodzić średnio raz na 6 lat. Wciąż na szczęście i wbrew statystyce żaden z takich obiektów nie spadł dotąd na tereny uprzemysłowione, ani też nie zniszczył satelitów telekomunikacyjnych na orbicie Ziemi.

Wg szacunkowych obliczeń ekspertów, w kosmosie w pobliżu Ziemi krąży ponad 350 tys. obiektów o rozmiarach poniżej 100 m. Do tego, wg uczonych pracujących w ramach projektu Near-Earth Object, w pobliżu Ziemi odkryto już ponad 740 obiektów o średnicy ponad 1 km, a te są potencjalnie niebezpieczne nie tylko dla ludzkości, ale i całego życia na naszej planecie.

Poważne kłopoty

Sporo śmiercionośnych pocisków krąży nad naszymi głowami. W praktyce upadek jednego z nich na Ziemię oznacza koniec cywilizacji oraz zdziesiątkowanie życia na Ziemi. Odkładając jednak ten najczarniejszy scenariusz na bok pamiętać musimy o ustaleniach naukowców, które dowodzą, że nie trzeba kilometrowej asteroidy, abyśmy nabawili się poważnych kłopotów.

Limit szczęścia trwającego już 5 tysiącleci może się wyczerpać, a przelot 2011 MD należy traktować jako kolejne ostrzeżenie. Warto by politycy i wojskowi posłuchali wreszcie ekspertów, którzy nawołują do opracowania strategii ochrony Ziemi przed kosmicznymi skałami.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: asteroida | planetoida | Kosmos | katastrofy | Ziemia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy