Nowy sposób przewidywania ognisk epidemii? Aktywność internautów może pomóc lekarzom

Badacze zauważyli związek pomiędzy tym, czego szukają internauci, a wzrostem zachorowań na COVID-19 /123RF/PICSEL
Reklama

Badania pracowników Massachusetts General Hospital odkryły, że duże ogniska koronawirusa można było przewidzieć poprzez śledzenie tego, czego ludzie szukali wcześniej w internecie. Okazało się bowiem, że tam, gdzie przypadków było i jest najwięcej, internauci na chwilę przed nadejściem fali zachorowań wpisywali w wyszukiwarkach internetowych na potęgę frazy związane z... dolegliwościami układu pokarmowego.

Opublikowane niedawno na łamach "Clinical Gastroenterology and Hepatology" wyniki badań ekspertów z placówki związanej ze Szkołą Medyczną Uniwersytetu Harvarda pokazały niepokojący trend dotyczący aktywności internautów w amerykańskich regionach najmocniej dotkniętych epidemią koronawirusa. 

W analizie zastosowano metodę znaną już od dekady i używaną do przewidywania ognisk grypy. Naukowcy przebadali dane dotyczące aktywności internautów z okresu od lutego do kwietnia. 

Zauważono, że tuż przed wzrostem zachorowań mieszkańcy ośrodków, które stały się największymi ogniskami wirusa, częściej niż zazwyczaj szukali w sieci informacji na temat dolegliwości w obrębie jamy ustnej oraz żołądkowo-jelitowych, takich jak ageuzja (utrata smaku), ból brzucha, utrata apetytu, biegunka i wymioty.  

Reklama

Aktywność tego typu wzrosła w takich stanach jak Nowy Jork, New Jersey, Kalifornia, Massachusetts i Illinois, gdzie trzy do czterech tygodni po pojawieniu się tego trendu dotyczącego wyszukiwań, drastycznie wzrosła liczba zakażeń.

- Nasze dane uwydatniają znaczenie objawów gastrycznych jako poprzedzających COVID-19 - mówi Kyle Staller z Massachusetts General Hospital. - Udowodniliśmy też, że obserwacja tego, co robią ludzie online, może pomóc przewidywać nowe ogniska chorób.  

W raporcie badacze przyznają, że największym mankamentem w analizowaniu danych z wyszukiwarek jest to, że nie mają dostępu do takich informacji jak płeć, wiek, typ miejsca zamieszkania czy sytuacja ekonomiczna. Nic jednak dziwnego, gdyż dane te są poufne i giganci tacy jak Google, bo to stamtąd naukowcy głównie czerpali informacje do badania, niechętnie udostępniają tak szczegółowe informacje.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy