Zakatował własną matkę cz. II

- Jarek mnie bije, jest dla mnie taki niedobry - wyjęczała zmaltretowana kobieta. Sąsiad, który zaniepokojony odgłosami awantury przyszedł sprawdzić co się dzieje, długo się nie zastanawiał i zadzwonił po policję...

Przeczytaj pierwszą część tej wstrząsającej historii!

Okładana coraz brutalniej tylko głośno krzyczała. Henryk J., sąsiad mieszkający piętro niżej, miał już tego dość. Pewnego wieczoru, po kolejnej awanturze, zadzwonił do ich drzwi. Po dłuższej chwili otworzył mu Jarek. Był tak pijany, że ledwo stał o własnych siłach. W głębi pokoju, na barłogu leżała posiniaczona i zakrwawiona Ewa.

- Co się u was dzieje? Czy pani potrzebuje pomocy? - zapytał Henryk J.

Reklama

- Jarek mnie bije, jest dla mnie taki niedobry - wyjęczała kobieta.

Sąsiad długo się nie zastanawiał. Wrócił do siebie i zadzwonił po policję.

Gdy funkcjonariusze zjawili się u Z., Jarek spał. Ewa nie zaprzeczała, że była awantura i Jarek dotkliwie ją pobił.

- Ale proszę, nie róbcie z tego sprawy - błagała policjantów. - To przecież mój syn, nie wnoszę skargi. Wystarczy, że z nim porozmawiacie i wytłumaczycie, że źle robi.

Rada dzielnicowego na długo nie starczyła

W ciągu kilku dni taka wychowawcza rozmowa się odbyła. Dzielnicowy pouczył Jarosława, że znęcanie się nad matką jest przestępstwem i że może za to trafić do więzienia. Mężczyzna słuchał pouczenia skruszony, przekonywał, że rozumie i że na pewno się poprawi. Już nigdy nie uderzy matki ani nie będzie na nią krzyczał. I rzeczywiście - przez kilka dni nawet się starał. Było prawie jak dawniej. Prawie, bo alkoholizm nie mógł minąć pod wpływem policyjnego pouczenia.

Proces degeneracji obojga postępował. Ponieważ pieniędzy brakowało już stale, Jarek zaczął wyprzedawać u paserów wszystko, co dało się spieniężyć. Zostawił jedynie telewizor, bo bez niego nie wyobrażał sobie życia. Kiedy w mieszkaniu nie było już nic, co można by spieniężyć, Jarek z matką pili coraz tańszy alkohol. W ciągu kilku lat upadli na dno. Nie gardzili nawet winami i nalewkami po kilka złotych za flaszkę. Gdy i na to nie było ich stać, sięgali bez oporów po trunki z procentami, nieprzeznaczone do normalnego spożycia. Nie gardzili nawet spirytusem salicylowym i podobnymi świństwami.

Jarek już regularnie bił matkę. Sąsiedzi, którzy nieustannie słyszeli odgłosy awantur, czasem wzywali policję. Ale coraz rzadziej. Przyzwyczaili się, że pod nosem mają pijacką melinę. A i policja niewiele mogła zrobić, bo za każdym razem Ewa twardo odmawiała doniesienia na syna, tłumacząc to dobrem rodziny.

Tak bardzo chce się pić...

Tego przedpołudnia matka nie miała już ani grosza. Jarosław się wściekł, bo od rana wypił tylko trochę spirytusu salicylowego. Za mało.

- Albo dajesz kasę, albo będę cię lał, aż zdechniesz! - darł się syn.

- Nie mam, naprawdę nie mam, zostaw mnie w spokoju - prosiła kobieta, zasłaniając się ramieniem przed ciosami.

Ale syn wpadł w szał. Bił na oślep, kopał, gdzie popadnie. Jednak Ewa naprawdę nie miała pieniędzy. W końcu Jarek chwycił pustą butelkę, leżącą przy jej wersalce i z całej siły uderzył nią w głowę matki. Ewa straciła przytomność, osunęła się łóżko.

- Głupia kurwa - burknął jeszcze Jarosław, kopiąc ją w brzuch.

Nerwowo przeszukiwał portfel, który trzymała pod poduszką. Nic, ani grosza. Zaczął wyrzucać ubrania z komody, przewracać zawartość kuchennych szafek. Znowu nic. A pić się chce.

Gotów oddać życie za wódkę

Wściekły wyszedł z domu. Skąd wziąć forsę, skąd wziąć forsę? - myślał gorączkowo. Głód alkoholowy był nie do zniesienia. Minął sklep, starając się nie patrzeć w kierunku półek wypełnionych butelkami, za które byłby gotów oddać życie. Wiedział, że nic tu nie wskóra, sprzedawca już dawno nie chciał dawać mu alkoholu na krechę.

Doszedł do pobliskiego skwerku. Na ławce siedziało dwóch mężczyzn - śmierdzących i oblepionych brudem bezdomnych. Obok nich stał wózek wypełniony jakimiś śmieciami. Jeszcze kilka lat temu Jarosław gardził takimi ludźmi. Dziś spojrzał na nich jak na wybawienie. Między nimi na ławce stała butelka. Obaj od czasu do czasu leniwie z niej pociągali.

- Panowie daliby się trochę napić - poprosił najgrzeczniej, jak umiał. - Kasy brakuje, a tak mnie suszy - mówił

- Nie ma sprawy, napij się - powiedział przyjaźnie jeden z mężczyzn, wyciągając prawie opróżnioną butelkę w kierunku Jarosława. Chłopak pił łapczywie, jak nigdy przedtem. Było to tylko kilka łyków. Już to jednak wystarczyło, by poczuł się lepiej.

- Dzięki, panowie - rzucił do mężczyzn. - Uratowaliście mi życie. Odwdzięczę się kiedyś na pewno.

Bezdomni pokiwali głowami ze zrozumieniem. Znali ten stan, wiedzieli, jaką męczarnię przeżywał.

- Nie ma sprawy, potrzebującemu trzeba pomóc - uśmiechnął się jeden z nich.

Zaspokoiwszy pierwsze pragnienie, Jarosław wrócił do domu. Matka leżała w pościeli tak, jak ją zostawił.

- Wstawaj, co leżysz? - szturchnął ją butem.

Nie zareagowała.

- Ciekawe, czym się tak upiła, że nie słyszy - zastanawiał się, włączając telewizor. - Przecież w domu nic nie było.

W telewizji leciał jakiś serial. Zmęczony mężczyzna zdrzemnął się nawet przez chwilę. Obudziła go natrętna myśl: A może jednak w domu była wóda? - główkował. - Tylko matka mi jej nie dała, bo chciała mieć wszystko dla siebie? Tak musiało być, bo inaczej nie leżałaby bez ruchu jak bela. Co za świnia! Własnemu synowi odmawiać!

Taki wniosek wywołał w nim kolejną falę złości. Podszedł do wersalki i znowu zaczął kopać leżącą.

- Masz, należy ci się, ty podła egoistko! - krzyczał. - Wstawaj wreszcie i mów, gdzie trzymasz flaszki?!

Ewa jednak ani drgnęła. Atak furii minął.

Wódka poprawia humor

Jarosław znowu wyszedł z domu. Wiedział, że za chwilę będzie tak samo spragniony, co przedtem. Po raz drugi nie mógł liczyć na fart, jak z bezdomnymi. Gorączkowo myślał, co zrobić. Przeszedł kilka ulic. Wchodząc do małego, samoobsługowego sklepiku, wiedział już, jak zdobyć alkohol. Stoisko monopolowe było puste. Sprzedawczyni obsługiwała teraz klientów z mięsnego. Niewiele się zastanawiając, Jarosław chwycił pierwszą lepszą butelkę z półki i rzucił się do ucieczki. Skojarzył, że w sklepie rozległ się krzyk: "Złodziej, gonić go!" i że ktoś za nim biegnie.

Ale tym razem mu się udało. Wpadł do przechodniej bramy, znalazł się w podwórku pełnym zakamarków, wybiegł inną bramą. Obejrzał się za siebie: pościgu już nie było. A on trzymał w ręce cenną butelkę. Dopiero w domu przyjrzał się etykiecie i aż mruknął z zadowolenia. Dobra, mocna wódka, 0,75 litra. Taka zdobycz poprawiła mu humor w jednym momencie. Nawet o matce ciepłej pomyślał i przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.

- Mamo, napijmy się - przemówił, ciągnąc ją za ramię, gdy wszedł już do mieszkania.

Nie odpowiedziała, nawet nie mrugnęła powieką. Widocznie była aż tak pijana - pomyślał.

Wieczór i noc Jarek spędził w najmilszym sobie towarzystwie. Wódkę pił powoli, żeby starczyła na dłużej. Jak zwykle, obejrzał przy tym parę programów w TV, a potem zasnął. Nie dał rady nawet opróżnić całej butelki. Rano, gdy matka nadal nie dawała znaku życia, znowu się zdenerwował. Tym razem kopnął raz, a dobrze. Bezwładne ciało Ewy osunęło się na podłogę.

- Coś tu nie gra - przeszło mu przez myśl. - Ile by musiała wypić, żeby tak długo spać? - zastanawiał się.

Dotknął jej ręki. Była zimna. Spróbował jeszcze przenieść matkę z podłogi na łóżko, ale jej sztywne ciało okazało się zbyt ciężkie. Nachylił się do jej twarzy. Nie oddychała. Zadzwonił po pogotowie.

Lekarz i pielęgniarz byli w szoku, widząc zmasakrowane ciało starszej kobiety. Pierwsze oględziny nie pozwoliły im ustalić, na co zmarła. Wiedzieli tylko, że zgon musiał nastąpić mniej więcej dobę temu. Świadczyło o tym stężenie pośmiertne.

- Mama spadła z wersalki - tłumaczył grzecznie Jarosław. - Widocznie uderzyła głową o podłogę albo coś takiego.

Nie wdając się z nim w dyskusję, lekarz wezwał policję.

Całe ciało posiniaczone

Wkrótce Jarosław przedstawiał funkcjonariuszom swoją wersję wydarzeń. Biorąc pod uwagę stan, w jakim się znajdował, logicznie opowiadał, jak to matka-alkoholiczka się upiła i zasnęła. W tym czasie, tłumaczył, on kilkakrotnie wychodził z domu. Ona zaś wciąż spała. Tak, zdarzało się to już wielokrotnie wcześniej, matka miała twardy sen, zwłaszcza po alkoholu. Gdy poprzedniego wieczoru wrócił do domu, zauważył, że matka leży na podłodze i się nie rusza. Widocznie spadła z wersalki podczas jego nieobecności. Wezwał pogotowie i tyle. Po prostu - zwykły wypadek.

Protokół z sekcji zwłok Ewy Z. wstrząsnął lekarzami. Lista obrażeń, jakie odniosła kobieta, zatrważa. Trudno było znaleźć nieposiniaczoną część ciała i organ, który nie zostałby uszkodzony. Miała nie tylko połamane żebra, pękniętą wątrobę, rozerwaną opłucną, ale też wiele ran na głowie. Nie udało się ustalić, które z obrażeń było bezpośrednią przyczyną jej śmierci. Na dobrą sprawę, większość z nich osobno mogła przerwać życie kobiety. Biegły sądowy musiał wprost odpowiedzieć na pytanie, czy obrażenia denatki mogły powstać w wyniku upadku z wersalki.

"Takie obrażenia, owszem, mogły powstać w wyniku upadku" - napisał w swojej opinii biegły. "Jednak musiałby być to upadek z co najmniej kilkunastopiętrowego budynku. Z całą pewnością niemożliwe jest, by doprowadził ją do takiego stanu upadek z wersalki".

Kara za maltretowanie matki

Jakby tego było mało, biegły stwierdził dodatkowo, że część ran na ciele Ewy Z. musiała powstać wiele lat temu. Liczne nieprawidłowe zrośnięcia kości dowodziły, że wielokrotnie dochodziło u niej do złamań, które goiły się samoistnie, bez lekarskiej interwencji.

To pozwoliło oskarżyć Jarosława Z. nie tylko o zabójstwo matki, ale też o długotrwałe znęcanie się nad nią. Podczas rozprawy Jarosław do końca nie przyznawał się ani do znęcania, ani tym bardziej do zabójstwa. Uparcie twierdził, że nic nie wie o złamaniach i siniakach, a mama umarła tylko dlatego, bo nieszczęśliwie upadła z łóżka podczas pijackiego snu. Być może nawet sam w to wierzył.

Jednak wszelkie dowody przemawiały przeciwko niemu. Sąd uznał go winnym. Wyrok - 15 lat pozbawienia wolności.

Alicja Giedroyć

Personalia bohaterów i niektóre okoliczności zdarzeń zmieniono.

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: ciało | matka | Jarosław
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy