Stacja Hollywood

Kiedy nudził się na lekcjach w szkole, w rogach kartek rysował ludziki. Po przewróceniu kartek w zeszycie - postacie wyglądały tak, jakby się ruszały. To były pierwsze "animacje" Wojtka Wawszczyka. Dziś ma już za sobą współpracę z Hollywood.

Robił efekty komputerowe w filmie pt. "Ja, robot", kolejna produkcja - "Aeon Flux" z Charlize Theron - wejdzie na ekrany pod koniec roku. Nieźle, jak na kogoś, kto nie skończył jeszcze trzydziestki...

Myszy i ludzie bez głowy

Animacja komputerowa to żmudna, wymagająca mnisiej cierpliwości praca. Wyprodukowanie minutowej sekwencji pochłania czasem wiele miesięcy. Przykłady Wawszczyka czy Tomasza Bagińskiego pokazują, że utalentowani twórcy mogą jednak osiągnąć w tej dziedzinie bardzo wiele bez żadnych znajomości czy układów.

Wojtek pochodzi z Sosnowca, początkowo zamierzał zostać kucharzem albo informatykiem. Na szczęście nauczycielka podpowiedziała mu Łódzką Szkołę Filmową. Jego filmy ("Mouse", "Headless" i "Pingwin") otrzymywały liczne wyróżnienia na branżowych festiwalach. Obecnie może się pochwalić fanklubem w Japonii, na świecie odbywają się retrospektywy jego twórczości. Być może uda mu się powtórzyć sukces Bagińskiego i film, nad którym obecnie pracuje ("Drzazga"), dostanie nominację do Oscara. Przeczytaj wywiad z Wojtkiem Wawszczykiem

Reklama

Wafelek w fabryce snów

Marzenie o karierze w "fabryce snów" było tematem znanego filmu Piwowarskiego "Pociąg do Hollywood". Maryla Wafelek, prowincjonalna bufetowa, czuje w sobie powołanie na wielką gwiazdę ekranu. Skrycie wysyła listy do słynnego amerykańskiego reżysera, Billy Wildera. Liczy na to, że wreszcie dostanie swoją szansę. Drogą do realizacji marzeń stanie się złota rybka znaleziona w butelce piwa.

Prawdziwy finał tej historii napisało jednak życie. Piwowarski kręcił film z myślą o zrealizowaniu ostatniej sceny w Hollywood. Władze kinematografii nie udzieliły jednak zgody na tę kosztowną "ekstrawagancję".

Drugie zakończenie to historia krótkiej amerykańskiej kariery Kasi Figury. Aktorka wylądowała w Kalifornii, dostała się nawet do znanej agencji Williama Morrisa. Słynny reżyser Robert Altman zaproponował jej główną rolę żeńską w "Graczu". Producenci nalegali jednak, aby obsadzić znaną gwiazdę. Później miała być mniejsza rola w filmie "Pret-a-Porter". Skończyło się na kilkusekundowej scence, w której Kasia Figura ląduje w fontannie...

Jak to się robi w Chicago

Przebijanie się w obcym kraju nigdy nie jest łatwe. Polaków w Hollywood łączy przekonanie, że aby udowodnić swoją wartość, muszą pracować dwa razy ciężej niż inni. Janusz Kamiński wyjechał z Polski jako dziewiętnastolatek. Decyzję o ucieczce na Zachód podjął spontanicznie w czasie wakacji w Grecji.

W 1980 r. była to podróż w jedną stronę. Uzyskał azyl w Austrii, następnie wyjechał do Stanów. Zaczynał jak wszyscy - w Chicago. Nie miał jasnej koncepcji, co zrobić ze swoim życiem, wiedział tylko, że nie chce zamknąć się w "polskiej enklawie". Dostał się do Columbia College School of Arts, chociaż bardzo słabo władał angielskim. O tym, że zostanie operatorem, zadecydował przypadek. Kiedy w szkole studenci realizowali pierwsze etiudy, ciągnęli losy, by podzielić zadania. Zanim otrzymał szansę na debiut w branży, chwytał się każdego zajęcia. W Los Angeles pracował między innymi w fabryce kart, jako magazynier, potem elektryk.

Wściekłe psy i szeregowiec Ryan

W trudnej wędrówce na szczyt dobrze jest mieć trochę szczęścia. Zanim operator Janusz Kamiński trafił na Spielberga, miał już na koncie spore sukcesy. Zrealizował około dziesięciu filmów kinowych i telewizyjnych.

Andrzej Sekuła debiutował razem z Quentinem Tarantino przy filmie "Wściekłe psy". To chyba można nazwać uśmiechem losu. Tym, co łączy obu polskich operatorów, poza pracoholizmem, jest wyznaczanie sobie ciągle nowych celów. Kamiński parę lat temu zadebiutował jako reżyser horrorem "Stracone dusze". Sekuła odrzucił propozycję współpracy przy filmie "Kill Bill", aby wyreżyserować "Cube 2".

Trochę dziegdziu...

Nasza dobra passa za oceanem przypada niestety na moment kryzysu rodzimej kinematografii. Mamy za sobą zachłyśnięcie się prywatnym mecenatem. Po kilku superprodukcjach typu "Quo vadis" banki jakoś nie chcą już wspierać sztuki filmowej. Najciekawsze filmy ostatnich lat to dzieła właściwie półamatorskie. W tej sytuacji trudno się dziwić, że odnoszący sukcesy za granicą rodacy nie za bardzo kwapią się z powrotem. Wygląda na to, że chwilowo nasze kino nie jest w stanie zagospodarować ich talentów.

Szkoda, bo tak wcale nie musi być. Młody hiszpański reżyser, Alejandro Amenabar, mimo znaczących sukcesów w Hollywood, swój ostatni film nakręcił w kraju. Nic zresztą na tym nie stracił. "W stronę morza" otrzymało Oscara za najlepszy obraz obcojęzyczny. Trochę przykro, że nasz "Pociąg do Hollywood" jeździ w jedną stronę.

WYBRANE POLSKIE TROPY

Polską pionierką w Hollywood była Pola Negri (Apolonia Chałupiec). W Stanach zadebiutowała w 1923 roku. Stała się gwiazdą kina niemego i symbolem seksu, do czego przyczyniły się jej głośne romanse z Charlie Chaplinem i Rudolfem Valentino.

Aktorką, która ma równie bogatą, amerykańską filmografię, jest Joanna Pacuła. W Ameryce wystąpiła w około 50 filmach. Jej najbardziej pamiętna rola to Irina Asanowa w "Parku Gorkiego".

W chwili pisania tego artykułu Roman Polański jest jedynym polskim reżyserem, którego dwa filmy ("Chinatown" i "Pianista") znajdują się na prestiżowej liście 50 najlepszych filmów wszech czasów IMDB (American Movie Database).

Jako jedyny w historii rozdania Oscarów, laureat Zbigniew Rybczyński nie doczekał końca uroczystości. W 1983 roku otrzymał statuetkę za reżyserię filmu animowanego "Tango". Po wręczeniu wyszedł na papierosa, a ochroniarz nie chciał go wpuścić z powrotem. Rybczyński był w tenisówkach i szaliku, a po angielsku umiał powiedzieć tylko "I, Oscar". Doszło do awantury. Resztę wieczoru spędził w areszcie.

OSCAROWE ZAWODY

Kibicowanie Polakom w konkurencji oscarowej bardzo przypomina emocje sportowe. Nie tylko z powodu rzadkich sukcesów w egzotycznych dyscyplinach. Jest jednak zasadnicza różnica. Gdy Otylia Jędrzejczak przepłynie motylkiem 200 metrów z czasem 2,05, nikt nie jest w stanie wydrzeć jej zwycięstwa. Oscary są branżową, amerykańską nagrodą. Jedna skromna kategoria pt. film obcojęzyczny nie wystarczy, żeby zaspokoić apetyty kinomanów na całym świecie. Tym bardziej mogą cieszyć sukcesy rodaków. Od czasu "Listy Schindlera" (1993) udało się nam zgarnąć aż siedem statuetek. Satysfakcję czerpiemy także z faktu, że w Hollywood umacnia się pozycja polskich filmowców. Nasi operatorzy: Kamiński, Edelman, Sekuła, Idziak, Bartkowiak - to ścisła światowa czołówka. Równie mocną grupę stanowią muzycy - Preisner, Kaczmarek, Lorenc. Powstała nawet polska grupa lobbingowa (pod wodzą Agnieszki Holland), która skutecznie zabiegała o przyznanie Andrzejowi Wajdzie nagrody za całokształt twórczości.

Dominik Gąsiorowski

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: filmy | film | stacja | Hollywood
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy