Skandalista Smętek

Rozebrał do naga kanclerza Gerharda Schroedera, a raczej ubrał go w "nowe szaty króla" z baśni Andersena i umieścił przed poprzednimi wyborami w Niemczech na okładce tygodnika "Stern". Zakrył wstydliwe miejsce czerwono-zielonym koalicyjnym listkiem. Spowodował skandal i dyskusję na temat dobrego smaku i granic w karykaturze, szczególnie wobec polityków.

Tabloid "Bild" przedłużył tygodniowy żywot "nagiej prawdy" Sterna komentując, dyskutując nietykalność polityków, robiąc reklamę Smętkowi.

O takim się mówi "jemu się udało". Pracuje, robi to, co lubi, jest zadowolony, ma rodzinę, zarabia pieniądze, płaci podatki, nie ma kompleksów. Nie udaje, że strasznie tęskni za ojczyzną; świat jest ciekawszy tam, gdzie mieszka, bo wciąż patrzy oczami przybysza i nie wszystko rozumie. Po 15 latach mieszkania w Niemczech mówi prawidłowo po polsku, robi trochę "byków" pisząc, nie więcej niż statystyczny mieszkaniec kraju nad Wisłą. Robi "ilustracje na zadany temat" dla najważniejszych i najpoważniejszych niemieckich tytułów prasowych: politycznego "Die Zeit", "Sterna", "Der Spiegel" - cotygodniowych ilustrowanych magazynów; "bierze" go szwajcarski "Die Weltwoche", "Epoca", popularno-naukowy niemiecki "Geo"...

Reklama

Wiesław Smętek, rocznik 1955. Od 1991 mieszka w Niemczech. Malarz, grafik, ilustrator. Jego graficzny komentarz w najpoczytniejszych i opiniotwórczych tytułach zwraca uwagę milionów Niemców, trafiając w sedno rzeczywistości. Autor wielu projektów, w tym karykatur, odnoszących się do polsko-niemieckich stosunków, publikowanych m.in. w wydawnictwach Deutsches Polen-Institut z Darmstadt. Autor fantastycznych portretów postaci historycznych, projektów reklamowych. Wiesław Smętek był wielokrotnie nagradzany, m.in. przez ADC (Art. Directors Club fuer Deutschland), który co roku przyznaje nagrody "Gwoździ" w kilkunastu kategoriach, a konkurs jest najbardziej prestiżowym dla niemieckich środowisk twórczych. Wiesław Smętek na jednej nagrodzie nie skończył: otrzymał brązowy "Gwóźdź" w 1993, złoty i brązowy w 1996, srebrny i brązowy w 1998.

Piątki są u niego najtrudniejsze, zamyka się numery "Sterna", ukazujące się w poniedziałek. - Jak zwykle jestem w stresie - stwierdza, drapiąc się w głowę. To prawda, że jest gadułą. - I chwalipiętą - dodaje, ale kiedy pytam o sukcesy słyszę, że z pewnych ilustracji jest po prostu zadowolony. - Para pod kocem to była udana prognoza przedwyborcza - skomentował swoją świetną okładkę "Die Zeit" sprzed wyborów do Bundestagu. - To, co robię, to ilustracje na zadany temat - uśmiecha się chytrze...

Czy świat jest pana zdaniem smętny?

Wiesław Smętek: Świat jest cool.

Gdzie jest najbarwniej, jaka dziedzina życia dostarcza panu kuksańców do pracy, ta ulubiona?

Kontakt z ludźmi, sfera komunikacji.

Woli pan rozmawiać czy obserwować, a może podsłuchiwać?

Zostawmy podsłuchiwanie widzom tv. Czy ja już powiedziałem, że jestem gadułą? Rozmawiam chętnie. Myślę jednak, że często można się więcej dowiedzieć o drugim człowieku obserwując go, niż słuchając. Szczególnie duże zbliżenia twarzy polityka na ekranie telewizora mówią więcej, niż słyszymy z jego ust. Szkoda, że nie wszyscy uważnie obserwują te zbliżenia twarzy. To naturalne, że pracując ponad trzydzieści lat w świecie obrazów widzę więcej, a słyszę mniej. Mój wzrok się wyostrza, bo go w mojej pracy ćwiczę, słuch jednak zanika.

To pan okrył Angelę Merkel i Gerharda Schroedera wspólnym kocem - flagą Niemiec tuż przed wyborami do Bundestagu. Ta prognoza w tygodniku "Die Zeit" okazała się jakże trafna.

To jedna z bardziej udanych okładek, jakie udało mi się zrobić. Ilustrowanie tematów politycznych to przyjemne zajęcie. Myślę, że większość ilustratorów lubi dawać pstryczka znanym politykom, szczególnie tym aroganckim. Jeżeli na dodatek to się ukazuje w znanym piśmie, to jest szansa, że polityk to też zobaczy.

Czy jako Polak mieszkający w Niemczech widzi Pan rzeczy ostrzej? A może nie ma konkurencji?

Jako Polak w Niemczech nie zawsze wiem, co jest grane i może to lepiej. Jeżeli chodzi o konkurencję, to jest ona ostrzejsza niż w Polsce, bo redakcje niemieckie zamawiają na całym świecie i stać je na to.

Jak się pan tam odnalazł?

Wszystkie moje doświadczenia są wyjątkowo pozytywne. To cudowne móc poznać inny kraj. Codziennie czegoś się uczę. W sferze prywatnej spotykam się z dużą gościnnością i serdecznością. W sferze zawodowej w zasadzie nikogo nie interesuje, kim jestem, tylko co mogę aktualnie zaproponować.

Proponuje pan dużo...

Pierwszą okładkę zrobiłem dla "Der Spiegel" w 1991 roku. Aktualnie mam szczęście "być" na okładce "Sterna". W ciągu 14 lat zrobiłem około 500 okładek dla różnych czasopism w Europie i około 1000 ilustracji. To wygląda w liczbach bardzo ładnie, ale za tym ukrywa się duży wysiłek przez siedem dni w tygodniu, kilka porażek, za każdym razem współzawodnictwo z innymi, jest się ocenianym prawie codziennie, często słyszę niezadowolenie klienta. Liczy się tylko to, co dzisiaj możesz zaproponować i jak szybko. Czyli dokładnie to, co lubię. Szczególnie cenię sobie pracę pod dużym ciśnieniem i kontakt z rzeczywistością.

Te najpopularniejsze tytuły, jak "Stern", to głównie obraz. Z opiniotwórczej "Die Zeit", gdzie liczy się głównie tekst i autor pamięta się też pańskie graficzne komentarze. Czy polityka dostarcza specjalnych podniet artyście plastykowi?

Polityka sama w sobie wydaje mi się obrzydliwa, ale jednocześnie wyjątkowo ciekawa dla obserwatora. Każdy dzień zaczynam od czytania gazet. Ośmieszanie niektórych polityków to przyjemne zajęcie.

Przywiązuje się pan do swoich prac? Jakaś najbliższa, najcenniejsza.

Nie jestem w stanie przywiązać się do moich prac, bo one nie istnieją w realnym świecie. Od 10 lat to wszystko powstaje częściowo lub całkowicie jako cyfrowa informacja. Istnieje tylko w pamięci komputera albo wydrukowane jako okładka, czyli żyje dzień - dwa i do kosza. I to też mi się podoba.

Polska grafika prasowa - jaka jest?

Prenumeruję i czytam regularnie polskie gazety. Zachwycam się polskimi ilustratorami, rozczarowany jestem ogólną szatą graficzną - dla mnie jest za duży chaos i za mało dyscypliny w polskiej prasie. Zachwycam się też tytułami w polskich gazetach - świetne słowne igraszki.

Polska anno domini 2006...

Jestem zachwycony polskimi osiągnięciami i smucą mnie wszystkie nasze ciemne strony. Martwi mnie również, że my, Polacy, cały czas mamy kompleksy. Podziwiam polskie dokonania ostatnich 15 lat. Podziwiam wszystkich w Polsce, którym chce się robić swoje, niezależnie od wszelkich przeciwności. Niedawno byłem w Hamburgu na wieczorze literackim z prof. W. Bartoszewskim. Ta postać to gigantyczny wulkan optymizmu, lekarstwo na nasze kompleksy i na naszą pychę.

Czy pan też zgrzeszył pychą?

Grzeszę bez przerwy pychą i proszę o łagodną pokutę.

Beata Dżon

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: polityka | świat | Wiesław
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama