Po ile dziś "papier"?

Panowie, po ile dziś "papier"? - słychać było całymi latami w miejscach, gdzie pracowały "konie", czyli gentlemani zajmujący się skupem i sprzedażą dewiz. Oczywiście, była to czynność nielegalna, monopol na obrót dewizami miało - przynajmniej teoretycznie - państwo. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku za samo posiadanie dolarów groziła czapa.

Mój Boże, dolar alias "papier" vulgo "zielony"... Im trudniej był dostępny, tym bardziej za nim tęskniliśmy. Zawsze. Ściślej - od chwili jego narodzin, co miało miejsce około roku 1515, oczywiście w Czechach, bo pokażcie mi jedno istotne dla dziejów świata wydarzenie czy wynalazek, który narodziłby się gdzie indziej.

W terenie zwanym Rudavy znaleziono wielkie złoża srebra - 36 żył - i w ciągu kilku lat uruchomiono 800 sztolni górniczych. Osada górnicza (prawa miejskie nadał jej nasz Jagiellończyk na czeskim tronie, król Ludwik) otrzymała niemiecką nazwę Joachimstal, czyli dolina św. Jachyma (Tal to po niemiecku dolina).

Reklama

Gdy w 1519 roku zaczęto w Jachymowie bić własną, ważąca 28-29 gramów srebrną monetę, nazwano ją "Taler Groschen" czyli "dolinowy grosz". Oficjalna jej nazwa, talar, obowiązywała od roku 1535. Na talarze widniał dumny czeski lew. Nowa moneta - bardzo poszukiwana z uwagi na dużą zawartość srebra - szybko rozpowszechniła się po całej Europie, bito ją również w Polsce za panowania króla Stasia, czyli w drugiej połowie osiemnastego wieku.

Można więc przyjąć, że nasza tęsknota za dolarem ma już 250 lat. Za dolarem? No tak, bo talar, zasobna w srebro moneta, tak zachwycił Hiszpanów, że zaczęli podobne bić na należącym w dużej części do nich kontynencie amerykańskim. Talary (mówiono również "tolary") stały się i tam, i w całym ówczesnym "trzecim świecie" wszechobecnym środkiem płatniczym. "Talary! Talary" - skrzeczała papuga kapitana Flinta, tego, co złupione pieniądze zakopał na "Wyspie skarbów". Ale że Amerykanie wszystko zawsze chcą robić po swojemu, talar (tolar) zmienił się w dolara. W XVIII wieku tak właśnie nazywano w północnej Ameryce pieniądze papierowe. Po powstaniu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej dolary stały się tam oficjalnym środkiem płatniczym.

Pierwszym bardziej znanym Polakiem, który je przywiózł do Polski, był zapewne Tadeusz Kościuszko. Czy pylnął je u konika, czy teł uczciwie zaniósł do banku - ha, tego zapewne nie dowiemy się nigdy. Najważniejsze, że stały się tak cenione, że po drugiej wojnie światowej aż do lat osiemdziesiątych cena jednego dolara odpowiadała cenie jednego kilograma dobrej, wiejskiej kiełbasy.

W czasach późnego Gomułki za pół dolara (50 centów) można było w Peweksie kupić - tak! - pół litra czystej "z kłóskiem". Gierek podniósł tę cenę o sto procent, ale wspomnienie - słodkie, rzewne wspomnienie - zostało. "To były piękne dni, naprawdę piękne dni". Pomyśleć: pół litra za dwa złote!...

Dziś dolar - wymyślony w Czechach, umocniony przez przybyłego z Polski króla - dołuje. Kiedy dojdzie do pięćdziesięciu groszy za "papier", na pewno nastroje jeszcze bardziej się nam poprawią...

Dzień Dobry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy