Palaczu, wynocha z raju!

Palacze są w Europie coraz mniej mile widziani. Wprawdzie w wielu krajach ustawowo jeszcze nie wprowadzono ochrony praw niepalących, ale taki stan zapewne nie potrwa długo.

Lokale gastronomiczne również nie są jeszcze w całości objęte zakazami palenia tytoniu, co chwalą sobie palacze. Etap tworzenia satysfakcjonujących uregulowań pokazuje, jak trudno je wypracowywać. A jak to wygląda w raju dla palaczy, czyli Niemczech?

Bawarski Octoberfest bez papierosa?

Satysfakcjonujące regulacje problemu ochrony praw niepalących to takie, które nie prowadzą do kuriozalnych sytuacji jak w krajach Zjednoczonego Królestwa. Dochodzi do tego, że reżyserzy sztuk teatralnych muszą np. usuwać z przedstawień sceny, w których bohater zaciąga się symbolem nieposkromionej męskości, Gauloisem bez filtra, bo jest to promocja palenia tytoniu.

Reklama

Humphrey Bogart w "Casablance" już nie może wypuścić obłoku dymu wpatrzony w Ingrid Bergmann, jeśli film miałby być publicznie prezentowany, chyba powinien go połknąć. Jak narzekają artyści, by tylko tej działki się trzymać, na scenie można kłuć się igłami, pokazując przyjmowanie narkotyków, zalewać się whisky, ale zapalić nie można. Niektóre postaci muszą przecież zapalić papierosa, jak chandlerowski detektyw Marlowe albo cygaro, jak Alfred Hitchcock.

Za raj dla palaczy uważa się wciąż naszego zachodniego sąsiada, Niemcy. Faktycznie, w codziennym życiu zapalenie papierosa nie doprowadza do sytuacji stresowych. Nawet jeśli lokale mają wydzieloną część wolną od nikotyny, to często palacze czują się gospodarzami miejsca.

Jak podaje "Sueddetsche Zeitung", bawarski minister Werner Schnappauf, odpowiedzialny w landzie za ochronę konsumentów, jest autorem powiedzenia: "Obywatel nie może przecież chodzić z elementarzem dla niepalących pod pachą". Ono właśnie pokazuje ogólną tendencję w Niemczech, która broni praw niepalących, ofiar biernego palenia tytoniu. Już w marcu będą przedstawione efekty pracy grupy roboczej przedstawicieli wszystkich landów z konkretnymi propozycjami rozwiązań.

Nawet jeśli lokalnie kraje związkowe stosują samodzielne rozwiązania w lokalach gastronomicznych, mają one być daleko zunifikowane. Przykładem może być miasto Ulm: Neu-Ulm leży w Bawarii, a tuż "za miedzą" jest Ulm badeńsko-wirtemberskie, trudno zatem byłoby się orientować w odmiennych regulacjach praw palaczom i niepalącym przechodzącym przez symboliczną granicę. Jak zakłada Schnappauf, bez względu na to, czy grupie roboczej uda się zbudować wspólne rozwiązania, czy landy będą indywidualnie podchodzić do problemu, do letnich wakacji koncepcja ma być gotowa.

Ustawa o ochronie niepalących w Bawarii ma stanowić, że zabronione jest palenie w publicznych obiektach i lokalach gastronomicznych, zarówno na uczelniach i w szkołach, jak i w środkach masowego transportu. Zakładane są wyjątki, jak możliwość utworzenia pomieszczeń dla palaczy w knajpkach, jeśli jest pewność, że dym nie zaszkodzi niepalącym. W dyskotekach ze względu na młodzież powinien być nałożony ścisły zakaz palenia, natomiast namioty piwne w trakcie imprez masowych powinny wydzielić strefy dla palących. To może mocno naruszyć stare obyczaje wspólnego zasiadania przy długich ławach, gdzie nikt się nie zastanawiał, kto pali, a kto jest niepalący podczas Weinfestów, czyli "świąt wina" czy słynnych bawarskich Octoberfestów.

Wschodnie landy nieco łagodniejsze dla palaczy

Inny land: Północna Nadrenia-Westfalia. Minister zdrowia, Karl-Josef Laumann, chrześcijański demokrata, wie już, że to niełatwy problem. Przedstawiciele jego partii, rządzący z liberałami, mają różny pogląd na kwestie praw niepalących, ich zakres doprowadzał nieraz do konfliktów. Baumann stara się o całkowity zakaz palenia tytoniu w obiektach administracji, szpitalach, przedszkolach, restauracjach i barach, już od kwietnia.

Badenia-Wirtemberga: na czele lokalnego rządu stoi palący cygara z wielką przyjemnością premier Guenther Oettinger z CDU. Nie stanowi dla niego to przeszkody, by akceptować zakaz palenia w urzędach i miejscach pracy, który końcem lutego ma być zatwierdzony. Do tego szpitale, placówki opieki nad dziećmi. W szkołach jednak mają być zapewnione "kąciki dla palaczy" dla dorosłych uczniów. Zakazy w lokalach gastronomicznych zostawiają jednak władze Badenii-Wirtembergi ogólnokrajowym rozstrzygnięciom.

Raj dla palących to już czas przeszły w Meklemburgii-Przedmorzu. Tu władze mają ambicje na pierwsze miejsce w Niemczech, czyli krainę zdrowia. Ambicją polityków, zwłaszcza ministra od spraw społecznych, socjaldemokraty Erwina Selleringa, jest bycie awangardą w walce z paleniem tytoniu, dlatego tam już jest gotów zarys uregulowań prawnych. W przypadku Niemiec właściwiej jest mówić o ochronie niepalących, bowiem to jest punkt wyjścia, debaty nie odbywają się w języku wojny z nałogiem i jego skutkami.

Również w tym północno-wschodnim landzie zakaz ma funkcjonować w podobnych obiektach jak w innych landach, do tego również w domach opieki i spokojnej starości, od 2008 roku. Nieco wcześniej, bo od najbliższego roku szkolnego wchodzi w życiu zakaz w placówkach szkolnych, również z pozwoleniem tworzenia pomieszczeń dla palaczy.

We wschodnich landach wydawane są mniej restrykcyjne dla palących decyzje, w Magdeburgu w Saksonii odbyło się niedawno pierwsze czytanie projektu, w którym podstawą ma być zakaz palenia w obiektach użyteczności publicznej, choć nie zadowala to socjaldemokratki, minister Gerlinde Kuppe, która wolałaby już uregulować ochronę niepalących w lokalach gastronomicznych.

Aktualnie zakaz palenia obowiązuje w przedszkolach, oczywiście nie dotyczy raczej dzieci. Inne placówki oświatowe regulują to wewnętrznie. Początek roku w urzędzie premiera landu w Dreźnie, Georga Milbradta wniósł do biurowych pomieszczeń powietrze wolne od dymu papierosowego, w obiekcie obowiązuje zakaz palenia.

A cóż proponuje stolica? Berlińska minister zdrowia Katrin Lopmscher z "lewicy", koalicjanta socjaldemokratów, niezbędnego do rządzenia w stolicy, chce ostrego podejścia do ochrony praw niepalących. Możliwe, że jeszcze przed letnimi urlopami berlińczycy nie będą mogli palić w restauracjach i knajpkach. Właściciele lokali mają wciąż dość dużą dowolność w tworzeniu na części powierzchni stref dla palaczy, stąd zakazy są łagodnie traktowane, czasem zupełnie nie wprowadzane, zwłaszcza w małych lokalikach, klubach. Wyjątki w stosowaniu zakazów palenia prowadza według pani minister donikąd.

Większość z 16 landów czeka na rozstrzygnięcia krajowej grupy roboczej, jedynie w przypadku braku porozumienia Brandenburgia na przykład zadba o własne uregulowania. Podobnie uważają w pozostałych landach. Saarlandzki premier Peter Mueller np. zapowiada zakaz w palenia w publicznych obiektach, w tym w jadłodajniach. W przypadku popularnych bistro i "knajpkach na rogu" musi zakazy jeszcze przemyśleć. Zwyczajowy currywurst czy frykadele zjadane "na rogu" bez papieroska i piwa są dla wielu Niemców nie do wyobrażenia.

Tak się to robi w Bremie, pierwszym landzie, gdzie wprowadzono zakazy palenia

Brema, wolne miasto i land pierwsza w Niemczech wprowadziła w życie już 1 sierpnia 2006 prawa chroniące niepalących, nakładające kary do wysokości 500 euro za łamanie zakazów, a 1000 euro dla szefów obiektów za niezastosowanie się do nowych reguł. Obowiązują na terenie szpitali, szkół, przedszkoli. Na co dzień palacz w knajpkach już może spodziewać się niespodzianek, jak na przykład zakaz palenia do 19 godziny, czyli w porze lunchu i późnych obiadów.

Zakłady pracy wprowadziły dość restrykcyjne regulacje: w Radio Bremen, które zatrudnia ok. 600 osób najpierw powstał kąt dla palaczy na wspólnym hallu, wysoki barowy stolik z miejscami stojącymi, z kuchennym odciągiem smrodku i dymu.

"Kuchenny" okap włączał się automatycznie, ktokolwiek przechodził, nawet niezainteresowany zaciągnięciem się papierosem w wydzielonym kącie. Urządzenie straszliwie hałasowało, nie zmieniając szczególnie stanu atmosfery w pobliżu. Nie było to dobre rozwiązanie, bo niepalący nie dość, że wąchali przechodząc pozostałości z papierochów, nie mając innej drogi w różne zakątki obiektu, to w sąsiadujących z enklawą palaczy biurach niestety też śmierdziało. Wszyscy zainteresowani zgodzili się, że trzeba poszukać innego rozwiązania i kilka tygodni temu zaanektowano jedno z biur, zamykane; zainstalowano huczący odciąg dymu z poprzedniego miejsca, i teraz już biedacy palacze trują i wędzą się za zamkniętymi drzwiami.

- Horrorem wieje, kiedy idę szukać któregoś z moich palących redaktorów, bo najpierw bucha na mnie dym, który sobie wypuszczają w twarz koledzy, potem długo śmierdzę tym, czego już od wielu lat nie lubię. Sam paliłem wiele lat i współczuję kolegom, to już żadna przyjemność palić w takich warunkach, a poza tym strata czasu. Dawniej palący w swoich biurach jednocześnie pracowali, teraz zostawiają wszystko i idą "zapalić" - komentuje red. Michael Herde z bremeńskiego radia.

Czy faktycznie dojdzie do wspólnych ustaleń, obowiązujących we wszystkich krajach związkowych, nie wiadomo, pozostało kilka miesięcy do wypracowania projektu. Jednak, jak donosi Sueddetsche Zeitung, burmistrz Hamburga, Ole von Bust, zajmujący się ochroną środowiska naturalnego w swojej partii (CDU) jest zaskoczony, że landy tak daleko doszły w uregulowaniach antynikotynowych. Cóż, praktyka pokaże, jak palacze znajdą się w ograniczonym środowisku, na razie mogą liczyć na ogromną życzliwość niepalących współrodaków, często graniczącą ze współczuciem, że muszą palić w izolowanych pomieszczeniach, tracąc przyjemność kontaktu z resztą świata.

Beata Dżon

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | zakazy | minister | palacze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy