Kanibale są wśród nas!

Niegdyś ludy prymitywne spożywały w celach rytualnych ciała wrogów. W obecnych czasach kanibalizm to przede wszystkim zakazana przyjemność, przedmiot kulinarnej i seksualnej rozkoszy zbrodniarzy-dewiantów.

Kanibalizm jest jednym z ostatnich tabu współczesnego świata. Osobnicy jedzący mięso innych istot ludzkich przerażają i wzbudzają obrzydzenie. Są to zwykle seryjni mordercy, jak Rosjanin Andriej Czikatało, jeden z najniebezpieczniejszych zabójców świata (miał na koncie ponad pięćdziesiąt ofiar), czy Ed Gein, amerykański zwyrodnialec, który gustował w przeprowadzanych na własną rękę ekshumacjach.

Często jednak podobnym skłonnościom hołdują zwyczajni, szarzy ludzie, mający pracę, rodzinę, prowadzący na pozór normalne życie - wielu z nich oddaje się swej "pasji" tylko w teorii, przekopując biblioteki i internet w poszukiwaniu wytłumaczenia własnego popędu. Niektórzy - jak niemiecki informatyk Armin Meiwes - przekraczają w końcu granicę i kosztują ludzkiego mięsa. Czasem wystarczy jedna próba, niekiedy apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Kawałek nieprzyjaciela

Aby spróbować zrozumieć zjawisko współcześnie występującego kanibalizmu, trzeba cofnąć się w czasie. Wzbudzająca powszechne potępienie i odrazę praktyka zjadania osobników w obrębie własnego gatunku - podobnie jak kazirodztwo czy pedofilia - ma wbrew pozorom bogatą historię. I powoduje liczne - także naukowe - kontrowersje.

Reklama

Zaskoczony Krzysztof Kolumb wspominał o mieszkańcach Karaibów, dla których spożywanie ludzkiego mięsa było czymś naturalnym. Ich potomkowie twierdzą, że spostrzeżenie słynnego odkrywcy to jedynie mit, czysta fantazja, niemająca żadnego oparcia w rzeczywistości (przyczyn tego kłamstwa dopatrują się w obowiązującym od początku XVI wieku hiszpańskim prawie, na mocy którego niewolnikiem mógł zostać tylko ten, kto w niewoli będzie żyć w lepszych warunkach niż na wolności; rzekomy kanibalizm wydaje się więc dobrym wytłumaczeniem "humanitarnego" niewolnictwa). Ale doniesień o podobnych praktykach - na terenie Afryki, Nowej Gwinei, Chin, Nowej Zelandii, a nawet Europy - odnotowano znacznie więcej...

W mięsie odwaga

Przyczyn ludożerstwa upatrywano najczęściej w prymitywnych wierzeniach. Zjedzenie fragmentu ciała wroga, zabitego podczas walki, miało przekazać zwycięzcy najlepsze cechy pokonanego, przede wszystkim jego odwagę. Kanibalizm często łączono właśnie z wojną ? zjadanie przedstawicieli wrogiego plemienia to przecież symboliczny pokaz dominacji, bezsporny dowód wyższości nad przeciwnikiem.

Wciąż brakuje dowodów pozwalających jednoznacznie stwierdzić, czy jakiekolwiek społeczności rzeczywiście regularnie i na tak dużą skalę uprawiały ludożerstwo, czyli antropofagię. Wielu naukowców twierdzi wręcz, że informacje o masowym zjadaniu ludzkich ciał przez członków prymitywnych plemion są wyssane z palca, a ich rozpowszechnianie miało często służyć za usprawiedliwienie praktyk kolonialistów, bezwzględnie eksploatujących obróconych w niewolników tubylców.

Tyle historia. Czasy współczesne obfitują w przykłady udokumentowanych przypadków kanibalizmu - procederu tym bardziej budzącego grozę, że wynikającego nie z tradycyjnych, symbolicznych obrzędów, ale ze zwyczajnej, zwierzęcej potrzeby.

Piękna i bestia

Działo się to na początku lat 80. ubiegłego wieku. Japończyk Issei Sagawa wyruszył do Europy, aby znaleźć kobietę. I to nie byle jaką. Białą, dobrze zbudowaną. Smaczną.

Pieniądze zamożnych i wpływowych rodziców oraz dobre wyniki w nauce umożliwiły Sagawie studiowanie we Francji, na paryskiej Sorbonie. Nie namyślał się długo, spakował się i wyruszył w podróż, która miała zmienić jego życie, a także zakończyć inne.

W Paryżu poczuł się jak mały chłopiec w wielkim sklepie z zabawkami. Niemal na każdym kroku materializowały się jego fantazje: na ulicach, na uniwersyteckich korytarzach, w domach handlowych i restauracjach widywał dorodne, białe kobiety o pięknych, krągłych kształtach.

Uwagę Japończyka przyciągała szczególnie jedna dziewczyna. Pochodząca z Holandii i studiująca na tej samej uczelni Renee Hartevelt miała długie jasne włosy, pełne usta i wielkie oczy. Stanowiła wcielenie marzenia Sagawy o kobiecie idealnej, tak różnej od niego samego - niskiego, schorowanego i brzydkiego.

Różnice w kulturze

Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że, jako osobnik mało atrakcyjny, nie ma najmniejszych szans na zbliżenie się do tej dziewczyny. Spróbował więc innego rozwiązania. Rozmawiał z Renee o literaturze, o różnicach między europejską i azjatycką kulturą, o sztuce i muzyce. Kiedy udało mu się zdobyć jej zaufanie, postanowił posunąć się o krok dalej. Zaprosił młodą Holenderkę do swojego paryskiego mieszkania. Mieli razem podyskutować, pouczyć się. I zjeść kolację. Renee przystała na tę propozycję, nie wiedząc, że sama będzie służyć za posiłek.

Kiedy Hartevelt pojawiła się na umówionym spotkaniu, gospodarz zaprosił ją do stołu, a sam udał się do kuchni. Chwilę później stał już za kobietą, trzymając w rękach strzelbę. Pociągnął za spust, broń wypaliła z hukiem. Kobieta padła martwa na podłogę.

Z urywków późniejszych rozmów przeprowadzonych z Sagawą przez policjantów wyłania się całkiem wyraźny obraz następnych minut, godzin i dni: Japończyk, początkowo przestraszony tym, co uczynił, szybko dochodzi do siebie i zabiera się do dzieła. Najpierw odkrawa kawałek uda. Próbuje. Jest pod wrażeniem smaku, który, choć wydaje mu się bardziej zwyczajny niż się tego spodziewał (pada porównanie do tuńczyka), i tak go zachwyca. Renee nie jest już tylko kobietą. Jest JEGO kobietą - nikt nie posiadł jej przecież w większym stopniu.

Worki porzucił w parku

Makabryczna uczta trwała przez dwa dni. Potem Sagawa postanowił pozbyć się nieskonsumowanych resztek rozczłonkowanego ciała zamordowanej dziewczyny. Worki z zakrwawionymi ochłapami porzucił w jednym z paryskich parków, być może nawet nie wiedząc, że zwrócił na siebie uwagę. Zeznania przypadkowych przechodniów pomogły policji szybko dotrzeć do zabójcy.

A jednak już kilka lat po dramatycznych wydarzeniach w Paryżu japoński student znowu był wolny. Wpływowy ojciec pociągnął za odpowiednie sznurki, co pozwoliło na powrót zwyrodniałego syna do kraju, gdzie nie sądzono go jak zwyczajnego mordercę, tylko traktowano jak chorego umysłowo. Zamiast do więzienia Sagawa trafił więc do szpitala psychiatrycznego, który opuścił już w 1986 roku, zaledwie pięć lat po dokonaniu przez siebie bestialskiego czynu. Od tego czasu zdążył na stałe zaistnieć w japońskiej popkulturze, występując w telewizyjnych show, pisując do gazet, a nawet zaliczając występ w filmie "Unfaithful Wife: Shameful Torture" ("Niewierna żona: Haniebne tortury") w reżyserii Hisayasu Sato, jednego z czołowych przedstawicieli popularnego w Japonii gatunku pink movie - kina pornograficznego, często sięgającego po naturalistycznie ukazaną przemoc.

Katharine Englis, autorka dokumentu "Cannibal: The Real Hannibal Lecters", tak wspomina swoje spotkanie z Issei Sagawą w Tokio:

- Musiałam wziąć naprawdę głęboki oddech - dopiero wtedy byłam w stanie uścisnąć jego dłoń i rozpocząć wywiad. Moja praca polega na tym, aby sprawić, by rozmówca mi zaufał, otworzył się przede mną. Muszę jednak przyznać, że podczas naszego spotkania nie brakowało momentów, kiedy to ja i ekipa nie potrafiliśmy uwierzyć w to, co się działo: przechadzamy się z kanibalem, który przebywa na wolności, odwiedzamy go w domu. Przyjmowanie proponowanych przez niego drinków i przekąsek okazało się dla nas naprawdę trudnym przeżyciem...

Ludożerca w więzieniu

Ćwierć wieku po zbrodni popełnionej przez Issei Sagawę Francją wstrząsnęła inna równie potworna sprawa. Na początku 2007 roku w Rouen doszło do kolejnego drastycznego aktu kanibalizmu. Podczas rutynowej porannej kontroli strażnik miejscowego więzienia wszedł do celi i stanął jak wryty. Podłoga była zalana krwią, a na pryczy leżało zmasakrowane ciało jednego z osadzonych.

Zabójcą okazał się drugi z przebywających w celi więźniów, Nicolas Cocaigne, który - jak donosiła w styczniu 2007 roku agencja Associated Press - przyznał się do duszenia ofiary plastikową torbą oraz zadźgania jej nożyczkami, a następnie do usunięcia kilku części ciała i skonsumowania ich (relacjonujące sprawę media wspominały o płucach i fragmentach klatki piersiowej).

Oskarżony za morderstwo i kanibalizm Cocaigne (wcześniej trafił do więzienia za przestępstwa seksualne), nie podał żadnych motywów swojego działania. Tłumaczył się tylko nagłym wybuchem niekontrolowanej wściekłości. Adwokat Nicolasa twierdził przed sądem, że jego klient ciężko znosił pobyt za kratkami i miewał problemy psychiczne. Przypominał też, że na miesiąc przed dramatycznymi wydarzeniami postulował, aby mężczyznę przeniesiono do izolatki.

Cytowany przez "The Sydney Morning Herald" francuski psychiatra podejrzewał, że Cocaigne mógł cierpieć na poważną odmianę schizofrenii, która objawiła się ze zdwojoną siłą, kiedy przyszły ludożerca został zamknięty w więzieniu.

"Chętnie dam się zjeść"

Dreszcze na plecach wywołuje także inny, stosunkowo niedawny przypadek kanibalizmu, który zdarzył się niespełna dziewięć lat temu w Niemczech. Nazwisko Armina Meiwesa do tej pory budzi grozę wśród wszystkich, którzy mieli okazję poznać historię tego z pozoru zupełnie przeciętnego informatyka z Rotenburga. Meiwes - w przeciwieństwie do wielu innych kanibali - nie użył przemocy, aby zdobyć ludzkie mięso. Wystarczyło, że zamieścił ogłoszenie w internecie: Poszukiwany młody, dobrze zbudowany mężczyzna, pragnący zostać zamordowanym i zjedzonym...

Na ten niesamowity anons odpowiedział niejaki Bernd Jürgen Brandes, biseksualista od dzieciństwa mający problemy z samoakceptacją. W przeciwieństwie do wielu internautów, którzy uznali, że Meiwes żartuje, człowiek ten potraktował propozycję poważnie i zgłosił się na ochotnika. Śmierć z rąk ludożercy była dla niego jednocześnie spełnieniem seksualnych fantazji i ostatecznym wybawieniem od nieustannie nękających go wyrzutów sumienia.

Mężczyźni spotkali się w marcu 2001 roku. Mieszkanie Meiwesa szybko zamieniło się w miejsce kaźni. Otumaniony środkami przeciwbólowymi i alkoholem gość najpierw został pozbawiony penisa.

Zabójca i konsument

Potem - najprawdopodobniej wciąż przytomny - wykrwawiał się na śmierć, dopóki jego oprawca nie zadał ostatecznego ciosu (trwająca dwie godziny masakra została zarejestrowana na kasecie wideo, policja nie zdecydowała się jej jednak upublicznić ze względu na niespotykaną drastyczność materiału).

Meiwes doskonale się przygotował do tej uroczystej "kolacji". Dysponował odpowiednimi narzędziami, za pomocą których - niczym profesjonalny rzeźnik - umiejętnie podzielił ciało martwego Brandesa na części. Posztukowane mięso umieścił w lodówce i zamrażarkach, dzięki czemu zachowało świeżość, przez kilka następnych miesięcy służąc za podstawę posiłków antropofaga.

Dopiero kiedy zapasy się wyczerpały, a kanibal zamieścił w sieci kolejne ogłoszenie, ktoś - zaniepokojony treścią anonsu - zgłosił sprawę na policję. Zabójca i "konsument" Brandesa trafił do więzienia, gdzie odsiaduje dożywocie.

CDN

Michał Raińczuk

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: mięso | kara więzienia | kanibal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy