Dziobem go!

Taranowanie okrętu przeciwnika zastosowano po raz ostatni w bitwie pod Lissą.

Taranowanie okrętu przeciwnika zastosowano po raz ostatni w bitwie pod Lissą.

Już starożytni marynarze wymyślili i udoskonalili tę technikę walki. Nie istniała wtedy jeszcze artyleria okrętowa, a tym bardziej nie było torped. Co prawda wystrzeliwane z balist amfory z "ogniem greckim", jak nazywano łatwopalną mieszaninę siarki, węgla, saletry i oleju, mogły spowodować pożar wrogiej jednostki, trudno było jednak trafić takim pociskiem w cel. Dlatego znacznie pewniejsza metoda polegała na wykonaniu dziury w kadłubie poniżej powierzchni wody i zatopieniu okrętu.

W połowie XIX wieku taranowanie znów zaczęło być stosowane. I chociaż w dobie gwałtownie rozwijającej się dalekosiężnej artylerii okrętowej wydawało się kompletnym anachronizmem, znalazło zwolenników. W czasie wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych (1861-1865) na wodach Hampton Road opancerzony okręt konfederatów "Virginia" staranował fregatę Unii "Cumberland", która natychmiast zatonęła. Innym przykładem skuteczności taranowania było zwycięstwo floty austriackiej nad włoską w bitwie pod Lissą (1866). Ciężko uszkodzony i pozbawiony możliwości manewrowania włoski pancernik "Re d'Italia" został staranowany i zatopiony przez flagowy okręt austriacki "Ferdinand Max", który ze starcia wyszedł nieuszkodzony.

Reklama
Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: okręt | flota
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy