Dzieci ofiarami okrutnych egzorcyzmów

W Nigerii ofiarami takich podejrzeń padają najmłodsi, czasem nawet niemowlęta. Według szacunków w ciągu ostatnich dziesięciu lat w tym afrykańskim kraju o stosowanie czarów oskarżono ok. 15 tysięcy dzieci.

Nagła śmierć rodziców, choroba brata, nieurodzaj... - to wszystko może sprowadzić nieszczęście na zupełnie niewinną osobę, na którą padnie podejrzenie, że jest opętana i odpowiada za niepomyślny okres. Ale nie tylko zbieg okoliczności bywa interpretowany jako działanie siły nieczystej. Zwykłe marzenie senne czy nadpobudliwość dziecka często są równoznaczne z jego kontaktami z szatanem.

Diablęta zakopuje się żywcem

Los dzieci jest wyjątkowo okrutny. Małe "diablęta", odrzucane przez ich własne rodziny, muszą uciekać z wiosek, w których się wychowywały. Ale zanim wyrwą się z rąk prześladowców, stają się ofiarami najbardziej wymyślnych tortur, przywodzących na myśl średniowieczne metody walki z czarownicami. Oblewanie wrzątkiem, przypalanie żelastwem, przywiązywanie do drzew, głodzenie, bicie, a nawet zakopywanie żywcem - okrucieństwo współplemieńców trudno opisać. Tortury mają skłonić maluchy do przyznania się do kontaktów z ciemnymi mocami. Gary Foxcroft, założyciel organizacji charytatywnej Stepping Stones Nigeria, ma pełne ręce roboty. Otworzył schronisko, gdzie porzucone dzieci mogą bezpiecznie przenocować, zjeść ciepły posiłek, a także przekonać się, że to, co im wmawiają niedouczeni dorośli, to zabobony, że posądzanie ich o czary to bzdury. Gary przemierza wzdłuż i wszerz stan Akwa Ibom w poszukiwaniu nieletnich ofiar egzorcyzmów.

Przerażeni opętani

Zmaltretowane maluchy znajduje praktycznie każdego dnia. Jeśli na zakurzonej drodze spotyka grupkę wychudzonych, przerażonych dzieci, uciekających na widok dorosłych, może mieć pewność, że to kolejni "opętani". Maluchy radzą sobie, jak mogą. W miastach żyją z tego, co uda im się wyżebrać, zbierają odpadki pewnie też kradną. Najsłabsze po prostu umierają. Widok ciała dziecka leżącego w rowie nikogo tu nie dziwi ani nie porusza. Niektóre z nich to ofiary zabójstw. Ocenia się, że w Nigerii mogło zginąć nawet ponad tysiąc osób, podejrzewanych o czary. Sprawców, często współplemieńców, nikt nie ściga. Rodziny nawet nie zgłaszają władzom takich przypadków.

Gwoździem w złego

Małą, może pięcioletnią dziewczynkę Gary Foxcroft zauważył w jednej z miejscowości. Wraz z grupą dzieciaków kręciła się wokół rybaków wracających z połowów. Starsi chłopcy śmielej prosili mężczyzn o jakieś resztki. Zadowoliliby się nawet zepsutą rybą, bo już dawno nic nie jedli. Dziewczynka stała z boku. Jej ogromne, czarne oczy wyrażały tylko strach. Nie miała odwagi, by podejść bliżej. Jednak po chwili spokojnej rozmowy bez sprzeciwu wsiadła do samochodu z obcym, białym mężczyzną. Wyglądało to tak, jakby jej było obojętne, co się z nią stanie. W ośrodku, gdzie spotkała dziesiątki takich jak ona, przez wiele dni nie odzywała się. Wiadomo o niej tylko tyle, że ma na imię Mary i... jest czarownicą. Dopiero po dłuższym czasie opiekunom udało się przełamać jej milczenie. Dziewczynka wyznała, że krewni i sąsiedzi oskarżyli ją o czary, gdy umarła jej babcia, a wkrótce potem matka. Śmierć dwóch kobiet z tej samej rodziny, która nastąpiła w krótkim czasie, dla miejscowych była widocznym znakiem, że w wiosce zamieszkało zło. A jego wcieleniem w ich oczach stała się bezbronna dziewczynka.

Matka wbija gwóźdź

Mary nie miał kto obronić przed wypędzeniem z wioski - zmarłe były jej jedynymi opiekunkami. Zresztą w takich sytuacjach dziecku nie pomoże nawet najbliższa rodzina. Presja środowiska i obawa o odrzucenie lub wręcz zemstę jest bardzo silna. W ośrodku od dawna mieszka inna dziewczyna. Ma kilkanaście lat, wygląda jak szkielet. Siedzi na progu chaty i bezwiednie grzebie patykiem w ziemi. Jej twarz nic nie wyraża. Nie może opowiedzieć swojej historii, bo nie umie mówić. Ma nieodwracalnie uszkodzony mózg. Kiedy odgarnie się jej włosy, na środku czaszki widać głęboką bliznę. To matka wbiła jej w głowę gwóźdź, żeby w końcu wydusić z dziewczynki, że znajduje się w szatańskiej mocy. Nic to nie pomogło. Okaleczone dziecko zostało wypędzone z wioski, cudem udało się je uratować.

Winni najmłodsi

Sam Ikpe-Itauma to jeden z tych Nigeryjczyków, którzy nie wierzą w czary. W mieście Esit Eket prowadzi schronisko i szkołę. Na początku zapewniał nocleg kilkorgu małym "czarownikom". Szybko okazało się, że musi zbudować osobną chatę, żeby pomieścić wszystkich potrzebujących pomocy. W przytułku jest teraz grubo ponad setka dzieci, a z każdym dniem ich przybywa. Jedna z nich to 10-letnia Mary. Nad czołem dziewczynka nie ma włosów, jej ciało pokrywają pęcherze. Gdy uznano ją za wiedźmę, miała siedem lat. Stało się to po śmierci jej małego braciszka. Powód zgonu mógł być tylko jeden - czary. Bo przecież tylko śmierć ze starości uznaje się za zwyczajną. Natomiast jeśli umrze ktoś młody, musi to oznaczać udział sił ciemności. W takich przypadkach podejrzenie pada zwykle na innego członka rodziny, najczęściej właśnie na dziecko. Niemal nie zdarza się, by o czary oskarżono kogoś z dorosłych. Może dlatego, że łatwiej byłoby mu się bronić przed posądzeniem o złe zamiary i okrucieństwem? Z tego powodu Mary, a nie jej rodziców uznano za winną śmierci braciszka. Gdy do ich chaty przyszło kilku mężczyzn, matka po prostu wyszła na zewnątrz. Ojciec został i spokojnie się przyglądał, jak sąsiedzi katują jego córkę.

Dziecko na kolczastym drucie

Okrutne bicie nie wypędziło z dziewczynki złego ducha. Matka musiała się za to zabrać osobiście. Wzięła ją do buszu, gdzie razem nazbierały trujących jagód. Potem kobieta zmusiła córkę do ich połknięcia. - Jeśli tego nie zjesz, powieszę cię na kolczastym drucie - straszyła zapłakane dziecko. Mary posłusznie wykonała polecenie. Jakimś cudem przeżyła. Być może dawka trucizny była zbyt mała. Nie umarła także wówczas, gdy matka wylała na nią wodę z sodą kaustyczną. Straciła tylko przytomność. Wtedy ojciec wyniósł ją na pole za wioską i tam pozostawił w palącym słońcu. Jej silny organizm zniósł i to. Dziewczynka nie pamięta, jak długo leżała na polu. Otwierała oczy, a potem znowu zapadała się w ciemność. Gdy doszła do siebie, nie odważyła się już wrócić do domu. Poszła do buszu, gdzie udało się jej przetrwać. W końcu znaleźli ją pracownicy Stepping Stones Nigeria.

Niebezpieczny nawet sen

To, co zdarzyło się 9-letniej Ricie i jej 4-letniemu bratu, wydaje się aż nieprawdopodobne dla cywilizowanego człowieka. Rita miała bardzo sugestywny sen, o którym rano opowiedziała mamie. Śniło się jej, że uczestniczyła we wspaniałym przyjęciu. Było tam mnóstwo pysznego jedzenia. Razem z bratem zajadała się potrawami, jakich nigdy w życiu nie widziała. Wieść o jej śnie szybko rozeszła się wśród mieszkańców rodzinnej wioski. Starszyzna długo nie zastanawiała się nad tą sprawą - przecież wiadomo, że czarownice noce spędzają na sabatach, nawet gdy ich ziemskie ciało śpi. Zatem to oczywiste, że Rita jest czarownicą. A skoro podczas przyjęcia, o którym opowiadała, dobrze bawił się także jej braciszek, to znaczy, że i jego opętały złe moce.

Ocalała, bo była biedna

Decyzja społeczności nie mogła być inna: należało wyrzucić oboje poza wioskę, byle dalej od porządnych ludzi. 8-letnią Mbet uznano za wiedźmę, bo jej matka cierpiała na bóle brzucha. - Paliło mnie od wewnątrz - tłumaczy się kobieta. - To była wina mojej córki, która zabrała całą wodę z mojego ciała. Matka zmusiła Mbet do wypicia oliwy i zjedzenia trujących jagód. Sąsiedzi pobili małą kijami, potem pastor przykuł ją do drzewa. Uwolnił ją tylko dlatego, że matka nie znalazła pieniędzy na egzorcyzmy. Dziewczynce udało się uciec, zaopiekował się nią wujek, który zachował rozsądek i nie boi się czarów.

Cierpienia, jakich doświadczają dzieci oskarżone o czary, trudno sobie wyobrazić. Gdy poczują, że w schronisku wreszcie są bezpieczne, opowiadają makabryczne historie. O tym, że nie kłamią, świadczą ślady maltretowania, blizny, rany, które nigdy się nie zagoją. Twarz 8-letniego chłopca przypomina jedną wielką ranę. Gdy uznano go za czarownika, ojciec wylał mu na twarz benzynę. Podobną metodę "walki z diabłem" zastosowali rodzice 15-latki, która flirtowała z kolegami ze wsi. Podobała się chłopcom, więc zdaniem dorosłych najwyraźniej miała konszachty z demonami. Sprawę załatwił kubek sody kaustycznej wylany na twarz nastolatki, który oszpecił ją raz na zawsze. Kiedy 9-letni Etido trafił do schroniska, miał wbite w głowę kilka gwoździ. O wielkim szczęściu może mówić inny kilkulatek. Sąsiedzi z wioski tylko go pobili i wyrzucili na pole. Jego los nie interesował matki. Chłopiec bał się wrócić do chaty. Jednak strach nie pozwolił mu także odejść zbyt daleko od osady. Gdy szukał jedzenia przy drodze, mieszkańcy wypatrzyli go i sięgnęli po maczety. O mały włos nie stracił ręki. Udało mu się uciec. Przerażony długo biegł przed siebie. Na szczęście spotkał ludzi, którzy mu pomogli dostać się do schroniska.

Reklama

Zakop, byle płytko

Brutalne pobicie to nie najgorszy sposób na wypędzenie diabła z ofiary podejrzeń o opętanie. Wierzący w zabobony mają w zanadrzu jeszcze inne wymyślne tortury. Częste jest grzebanie dzieci żywcem. Nikt nie wie, ile takich przypadków zakończyło się tragicznie i jak wiele zwłok kryje nigeryjska ziemia. O istnieniu takich praktyk mówią ci, którzy cudem przeżyli makabryczny rytuał - kilkuletni chłopcy i dziewczynki. Niektórym dzieciom pod osłoną nocy udało się wygrzebać z płytkich grobów. Trauma po takim wydarzeniu pozostanie im do końca życia, zwłaszcza że zwykle zakopywali ich ukochani rodzice. Inną często spotykaną metodą przepędzania diabła jest przywiązywanie do drzewa poza obszarem wioski i zostawianie dziecka na wiele dni samego. Sznur lub drut wrzyna się w ciało, a dodatkowych cierpień przysparza głód i pragnienie. Jeśli "diabłu" udaje się przeżyć, poddawany jest kolejnym torturom lub po prostu wyrzucany z domu i zostawiony samemu sobie. Bywa i tak, że dziecko przywiązane do drzewa dodatkowo jest ranione, np. lekko podrzyna mu się gardło. Chodzi o to, by nie umarło szybko, ale powoli się wykrwawiało. Diabeł musi przecież pocierpieć...

Rozłąka lepsza niż śmierć

Potępianie jedynie rodziców ofiar za dopuszczenie do tego typu praktyk byłoby uproszczeniem sprawy. Przykładem na to jest historia dwóch dziewczynek. Pewnego poranka pracownicy schroniska Foxcrofta znaleźli je w pobliżu ośrodka. Ktoś zostawił je tu w nocy, najwyraźniej w nadziei, że znajdą pomoc. Jedna miała może siedem lat, druga była jeszcze niemowlęciem. Starsza opowiedziała, że jest czarownicą. Wierzyła w to. Skoro tak ją nazywali starsi, to zapewne tak właśnie musiało być. Ktoś w wiosce stwierdził, że jej czary przeszły na małą siostrę. Nie przeszkadzał mu fakt, że dziecko dopiero zaczynało raczkować. Znaleziono wiedźmy i koniec!

Schronisko małych wiedźm

Dziewczynki przyprowadziła do ośrodka ich matka. Zostawiła je przy wejściu, po czym wróciła do swojej wioski. - Jak można porzucić niemowlę?! - oburzała się jedna z pracownic. - Co to za matka, która jest zdolna do czegoś takiego! A jednak taka jednoznacznie negatywna ocena nie do końca jest sprawiedliwa. Zawiadomiona o zdarzeniu miejscowa policja rozpoczęła poszukiwania krewnych dziewczynek. Funkcjonariusze chodzili od wsi do wsi, pytając mieszkańców o dzieci, które nagle zniknęły. Wszędzie napotkali na mur milczenia. W tym miejscu należy też przyznać, że sami słabo angażowali się w pracę. Nie wierzyli, że uda się znaleźć rodziców porzuconych dzieci lub nie widzieli w tych poszukiwaniach większego sensu. Wyrodna matka jednak odnalazła się sama. Przyszła zapłakana do schroniska i tłumaczyła, że musiała się pozbyć córek. Gdyby tego nie zrobiła, mężczyźni z wioski zapewne by się z nimi rozprawili. Nie zawahaliby się zabić małych wiedźm. Schronisko okazało się dla nich jedynym ratunkiem.

Krwawa seria

Gary podjął się trudnego zadania. Poszedł do wioski, by przekonać ludzi, że dziewczynki są normalnymi dziećmi, że nie mają nic wspólnego z czarami i że nie one odpowiadają za tegoroczny słaby urodzaj czy choroby. Matka niosła młodszą córeczkę na rękach, starsza szła za nią, czepiając się jej nóg. Ich przybycie wywołało niemałe poruszenie. Kiedy wkroczyli do wsi, przerażone dziecko schowało się za matką. Już z daleka zobaczyli kilku rosłych mężczyzn z maczetami w rękach. Ich twarze wyrażały wściekłość - oni nie żartowali. Byli gotowi odrąbać małej wiedźmie głowę. Negocjacje Gary'ego trwały w nieskończoność. Wreszcie przyniosły połowiczny skutek. Starszyzna wioski zgodziła się, by młodsza z dziewczynek została. Siedmiolatka musiała natychmiast odejść, w przeciwnym wypadku groziła jej śmierć. - Sam ją zatłukę! - krzyknął jeden z mężczyzn. Gary'emu nie pozostało nic innego, jak zabrać dziecko z powrotem do schroniska. Mała wydawała się to rozumieć, z ulgą opuściła rodzinną wioskę, chociaż już zawsze będzie tęsknić za mamą i siostrzyczką.

Wiara czyni okrutnym

Co skłania ludzi do tak niewyobrażalnego okrucieństwa wobec dzieci? Paradoksalnie nie jest to tradycyjna wiara ich przodków, ale... skutek chrystianizacji. Przedstawiciele organizacji charytatywnych i publicyści za rozpowszechniające się w Nigerii polowania na czarownice oskarżają zwłaszcza zielonoświątkowców, którzy zyskują w tej części Afryki coraz większe rzesze wyznawców. Biblia jest dla nich bezpośrednim źródłem wiedzy o religii, wykładnikiem wiary, każde słowo w niej zawarte odczytują jak wyrok. A więc także zdanie z biblijnej Księgi Wyjścia "Nie pozwól żyć czarownicy" traktują dosłownie. Nabożeństwa zielonoświątkowców w Nigerii wyglądają niezwykle malowniczo, nawet gdy odbywają się w prowizorycznych świątyniach. Kapłani prowadzą je wręcz widowiskowo, wierni tańczą i śpiewają. Nierzadko podczas nabożeństwa dochodzi do wydarzeń, które dla wyznawców w cywilizowanych krajach są nie do pomyślenia. Kiedy już wszyscy uczestnicy takowej mszy są w półtransie, kapłan potrafi wskazać jakąś kobietę, którą nie wiadomo z jakiego powodu wybrał z tłumu wiernych, i krzyknąć: - U ciebie w rodzinie zamieszkał diabeł! Widzę wyraźnie, to może być twój syn!

Nie warto nawet się zastanawiać, dlaczego kapłan zwrócił uwagę właśnie na nią. Prawdopodobnie był to czysty przypadek, ale przecież nikt nie przeciwstawi się guru. Jego słowa przyjmuje się na wiarę. On tu jest ostateczną wyrocznią, a przez to pa-nem życia i śmierci niejednego dziecka. Tego typu "religijne" obrazki to od pewnego czasu norma w tej części Afryki. Niektórzy twierdzą wręcz, że dla wielu kaznodziejów liczba wykrytych diabłów w ludzkim ciele jest dowodem ich wartości. Tym duchowny "świętszy", im więcej wskaże opętanych. Takie praktyki podnoszą prestiż Kościoła i przyciągają do niego jeszcze więcej zwolenników. Czasem sami kapłani biorą udział w torturowaniu opętanych. Według niektórych doniesień, zdarzały się przypadki wyjątkowo wymyślnych okrucieństw, jakich dopuszczali się chrześcijańscy pasterze, np. piłowania dziecięcych ciał. Trudno jednak na to znaleźć jednoznaczne dowody. Współsprawcy milczą, ofiary nie żyją.

Przekonanie czy biznes

Zjawisko się nasila, a za główną winowajczynię tego stanu rzeczy uważa się kaznodziejkę Helen Ukpabio, która kilka lat temu sama siebie wyświęciła na pierwszą "panią apostoł" chrześcijańskiego świata. Może brzmi to nawet zabawnie, ale w Nigerii potraktowane zostało śmiertelnie poważnie. We wspomnianej szczególnej uroczystości wzięło udział wielu polityków i gwiazd filmowych. "Pani apostoł" jest osobą niezwykle popularną w Nigerii, na spotkania z nią przychodzą tysiące wiernych. Jej książki i produkcje znają nawet mieszkańcy małych wiosek. Ich tematyka jest jednorodna: mówią głównie o opętanych dzieciach. Filmy, rozpowszechniane na płytach DVD, przypominają horrory z lat 30. Pełne są krwawych scen, sugestywnych gestów, epatowania strachem i najgorszymi okropnościami, jakie można sobie wyobrazić.

Zobacz, jak przebiegają egzorcyzmy:

Ludzkie mięso zawsze w cenie

Oto grupka ucharakteryzowanych na potwory dzieciaków rozrywa na strzępy ciało dorosłego mężczyzny, rechocząc przy tym makabrycznie, zajada się kawałkami mięsa, z którego jeszcze cieknie krew. Produkcje są tanie, efekty specjalne i charakteryzacja jak z początków kina. Prymitywny przekaz zapewne doprowadziłby każdego Europejczyka do łez ze śmiechu, jednak dla Nigeryjczyków wcale nie jest on zabawny, to, co widzą, przyjmują jako fakt. Większość prostych wieśniaków po obejrzeniu krwawych obrazów uznaje je za zapis rzeczywistości. A wyznawany fundamentalizm skłania do poszukiwania małych czarowników we własnym gronie.

Podręcznik egzorcysty

Helen Ukpabio z upodobaniem podejmuje wątek kradzieży dziecięcej duszy przez diabła. W swojej książce "Unveiling the Mysteries of Witchcraft" ("Odkrywamy tajemnice czarnoksięstwa") podaje nawet konkretne symptomy tej działalności szatana. Przekonuje np., że jeżeli małe dziecko często choruje, ma gorączkę i krzyczy po nocach, to znaczy, że jest sługą złego. Tego typu wymysły działają na wyobraźnię wiernych. Instrukcje Ukpabio wykorzystują zabiegający o popularność duchowni, by oskarżać innych o czary. Jest jeszcze inny bulwersujący aspekt tego zjawiska - biznes. Ukpabio zbija majątek na swoich produkcjach, mieszka w luksusowym domu, jeździ drogim terenowym samochodem. Na popularności Ukpabio i głoszonych przez nią poglądach pieniądze zarabiają ponadto liczni cwaniacy, którzy twierdzą, że są w stanie wypędzić diabła z... każdego stworzenia. Należą do nich zarówno pastorzy, pobierający opłatę za obrzędy "oswobodzenia", jak i różnej maści samozwańczy egzorcyści, żerujący na naiwnych wieśniakach.

Uzdrawiająca krew egzorcysty

Cena za egzorcyzm zwykle jest wysoka - to równowartość kilkumiesięcznego wynagrodzenia przeciętnego pracownika w Nigerii. Mało kogo na to stać. Jeśli ktoś jednak chce ratować swoje dziecko, musi zapłacić. Bywa, że na rytuał zrzuca się cała rodzina. Jego wartość jest czysto symboliczna. Jeden z rzekomych biskupów leczy opętanych za pomocą specjalnie przyrządzonej w tym celu mikstury. Składa się ona głównie z czystego alkoholu i... krwi egzorcysty. Dziecko pije to świństwo posłusznie, ale i tak nie wiadomo, czy mikstura zadziała. Ocena skuteczności przeprowadzonych egzorcyzmów zależy wyłącznie od widzimisię uzdrowiciela duszy. Może on na przykład uznać, że kurację trzeba będzie powtarzać wielokrotnie. A za każdą kolejną sesję, rzecz jasna, płacić.

Powstrzymać okrucieństwo

W nakręconym w 2008 roku filmie dokumentalnym "Saving Africa's Witch Children" oskarża się wprost Ukpabio o tragedię tysięcy nigeryjskich dzieci. W rozmowie z dokumentalistami kobieta zachowywała się arogancko i nie kryła wściekłości. Twierdziła, że problem jest wyolbrzymiony, a być może w ogóle nie istnieje. W każdym razie na pewno nie poczuwała się do winy. Jednak wstrząsający film obejrzeli już widzowie w wielu krajach. Gdy "pierwsza apostoł" przyjechała ze swoimi odczytami do Wielkiej Brytanii i USA, powitali ją protestujący. Ona sama tłumaczyła, że całe to zamieszanie wokół jej działalności jest jednym wielkim nieporozumieniem. Mówiła, że ani jej książka, ani filmy nie opisują przecież rzeczywistości, są jedynie, według niej, symbolicznym ujęciem problemu działalności szatana na Ziemi. - Myślicie, że Harry Potter jest prawdziwy? - zapytała Ukpabio amerykańską dziennikarkę, która przeprowadzała z nią wywiad w Houston. - To fantastyka, tak samo jak postacie z mojej twórczości. Uważa się inaczej tylko dlatego, że jestem z Afryki.

Zobacz fragment kontrowersyjnego filmu:

Głowna zasada: szkodzić

Film "Saving Africa's Witch Children" nie tylko zwrócił uwagę Zachodu na tragedię nigeryjskich dzieci, ale też skłonił miejscowe władze do ostrzejszej walki z polującymi na czarownice. Rząd stanu Akwa Ibom wprowadził zakaz oskarżania dzieci o czary oraz zapis do Karty Praw Dziecka, stwierdzający, że każdej osobie winnej wskazania i uznania dziecka za opętane grozi do dwunastu lat więzienia. To duży postęp, ale na razie efekty są mizerne. Policja często sama wierzy w moc kilkuletnich wiedźm i czarowników, i raczej nie kwapi się do egzekwowania prawa, woli przymknąć oko. A Helen Ukpabio nie zamierza się poddawać. Oskarżyła rząd stanowy o łamanie prawa do wolności wyznania, żądając wielomilionowego odszkodowania. Do sądu podała także m.in. Leo Igwe, nigeryjskiego lekarza i działacza walczącego z zabobonami. Wydaje się, że właśnie on ma najlepszą receptę na ratowanie dzieci:

- W szczególności musimy powstrzymać działalność naszych tak zwanych pastorów i innych samozwańczych mężczyzn i kobiet Boga, którzy używają Biblii lub świętych ksiąg do popełniania i usprawiedliwiania koszmarnych aktów i gwałcenia praw człowieka. Ci religijni szarlatani nadal działają i wygłaszają kazania w sposób wzmacniający wiarę w czarownice. Prowokują oskarżenia o czary, prześladowania i zabijanie. To jest siłą napędową w stanie Akwa Ibom i dopóki Nigeria nie nauczy się odrzucać zabobony i irracjonalizm, dopóty takie tragedie będą się zdarzać - napisał Leo Igwe w jednym ze swoich artykułów.

Alicja Giedroyć

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy