"Dobry tatuś" okazał się być potworem cz. II

- Proszę pani, on zrobił kupę w majtki - naskarżył nauczycielce jeden z kolegów Olega. Gdy okazało się, że to nie pierwszy taki przypadek, nauczycielka zaalarmowała babcię chłopca. Wynik badań lekarskich był wstrząsający...

Koniecznie przeczytaj pierwszą część historii o "dobrym tatusiu"!

- Trzeba naszą Tatiankę wydać za mąż za Polaka - wymyśliła któregoś wieczoru Marianna. - I to jak najszybciej - dodała.

Kandydatów na męża szukali wśród znajomych. Zadanie było jednak karkołomne. Tatiana odstraszała potencjalnych kandydatów. Nawet zniedołężniali starcy nie chcieli mieć jej za żonę. Jednemu ze swoich znajomych Ryszard zaproponował pieniądze za fikcyjny ślub.

Reklama

- A co mi po twoich pieniądzach - żachnął się kolega. - Żadne nie są warte tego, by tę tępą babę mieć na karku. Przecież ona nawet gotować nie potrafi! Jeszcze mi jakichś kłopotów narobi. Po co mi to na stare lata? - mówił.

Nie pomogły zapewnienia Ryszarda i Marianny, że małżeństwo będzie fikcją, że nie wiąże się z mieszkaniem z Tatianą pod jednym dachem. Wszyscy obawiali się problemów. Marianna zaczęła więc śledzić ogłoszenia matrymonialne w gazetach.

Kawaler jak ze snu

"Pięćdziesięcioletni po przejściach, ale bez zobowiązań, pozna panią w każdym wieku. Małżeństwo niewykluczone". Ten anons od razu wpadł Mariannie w oko.

- Tatianko, napiszę do niego za ciebie, zgódź się - prosiła córkę.

Tatianie było, jak zwykle, wszystko jedno. Zwłaszcza że ona sama po polsku pisać jeszcze nie umiała.

Na pierwsze spotkanie Romuald B. przyszedł z bukietem herbacianych róż. Rozmowa się nie kleiła, ale też widać było, że w przeciwieństwie do innych "narzeczonych", mężczyzna nie zraził się ani widokiem Tatiany, ani brakiem jej intelektualnych walorów.

- Podobasz mi się, zaopiekuję się tobą, dzieci też lubię, krzywdy mieć nie będziecie - powiedział pod koniec wizyty.

Rzeczywiście rozwiedziony ze "straszną zołzą"?

Umówili się na następną randką. Marianna nie kryła zachwytu. Romuald był sporo starszy od córki, ale w tym wypadku stanowiło to tylko zaletę. Wydawał się stateczny i sympatyczny, choć nie miał gdzie mieszkać. Wytłumaczył jednak, że po rozwodzie z żoną - straszną zołzą - stracił na jej rzecz nie tylko mieszkanie, ale i cały majątek, jakiego się dorobił w trakcie swojego życia.

- Nie chciałem walczyć z byłą żoną, włóczyć się po sądach. Pragnąłem mieć to szybko za sobą - wyjaśniał.

W tę wersję uwierzyli wszyscy. Brak mieszkania nie był problemem, państwo młodzi mogli przecież zamieszkać u Tatiany. Ani Marianna, ani jej mąż nie zastanawiali się nad słowami Romualda, zdrowy rozsądek chwilowo przestał się liczyć...

Tatiana nie skarżyła się na męża

Ślub odbył się bez wielkich fajerwerków. Marianna nie kryła radości - udało się jej wydać córkę za mąż. Po skromnym obiedzie w restauracji "młodzi" pojechali do mieszkania Tatiany. Romuald B. zabrał ze sobą cały swój dobytek, na który składała się tylko niewielka torba z osobistymi rzeczami...

Przez długi czas nic nie zdradzało, że z Romualdem jest coś nie w porządku. Tatiana także nie skarżyła się na męża. On zaś przynosił pieniądze niezbyt regularnie, ale to zrozumiałe, gdy człowiek podejmuje tylko dorywcze prace. Przynajmniej robił wrażenie, że się stara.

Sytuacja Tatiany i tak się poprawiła. Nie była już na utrzymaniu matki. Marianna, zadowolona z tego, że ułożyła córce życie, rzadko bywała u niej w domu. Na weekendy zabierała do siebie Olega. Bardzo lubił chodzić z "dziadkiem Ryszardem" na ryby, bawić się z nim, słuchać bajek. Po tym wesołym chłopcu trudno było poznać, że w swoim krótkim życiu tak wiele przeszedł.

Niepokojące objawy

Lata mijały szybko. W końcu nadeszła chwila, kiedy mały Oleg musiał pójść do szkoły. Nie miał jeszcze polskiego obywatelstwa, bo procedura ta bardzo się przeciągała. Przyjęto go jednak do podstawówki. Chłopczyk szedł do pierwszej klasy z radością. Wszystkie przybory i książki kupiła mu babcia. Dumny ze wspaniałego tornistra, na lekcje biegł jak na skrzydłach.

- Oleg to miłe dziecko - wspomina jedna z nauczycielek. - Ponieważ mieszkał od trzech lat w Polsce, nie miał problemów z językiem. To chłopiec kontaktowy, lubiany przez dzieci, całkiem dobrze się uczył. Do szkoły przyprowadzała go na ogół mama, czasem babcia - wyjaśniała. Wszystko było w porządku przez kilka miesięcy.

- Dlaczego się nie rozbierasz? - nauczycielka zapytała malca, który siedział na ławeczce z przygnębioną miną przed jedną z lekcji wychowania fizycznego.

- Zapomniałem stroju - wybąkał Oleg, wbijając wzrok w podłogę.

Kobieta nie zwróciła na to większej uwagi. Pomyślała jedynie, że chłopiec ostatnio się zmienił. Stał się małomówny, jakby się czegoś wstydził. Próbowała z nim o tym porozmawiać, ale niczego się nie dowiedziała. Dziecko uparcie zaprzeczało, że dzieje się coś złego...

- Proszę pani, on zrobił kupę w majtki - naskarżył nauczycielce jeden z kolegów Olega kilka dni później.

Wychowawczyni upomniała chłopca, że każdemu się może zdarzyć i nie należy się z tego śmiać, po czym podeszła do Olega. Dziecko stało tyłem do ściany, cicho pochlipując. Kobieta objęła go i zaprowadziła do łazienki.

Tego dnia długo rozmawiała z Tatianą. A raczej: usiłowała rozmawiać. Ukrainka niby rozumiała, że 7-letniemu dziecku coś takiego nie powinno się zdarzyć i być może chłopiec przeżywa jakiś stres. Niby - bo z jej tępego wyrazu twarzy trudno było cokolwiek wywnioskować.

- To się nie powtórzy, dopilnuję tego - mamrotała tylko w kółko.

A jednak identyczna sytuacja miała miejsce kilka dni później. Tym razem nauczycielka postanowiła porozmawiać z babcią.

Pod jednym dachem z bestią

Marianna była wstrząśnięta. Przyznała, że wnuczkowi zdarzyło się to dwukrotnie także wtedy, gdy spędzał u niej weekendy. Sądziła, że to incydent, chłopiec bardzo płakał, więc nie chciała drążyć tematu. Ale skoro powtórzyło się to także w szkole, sprawa musiała mieć inną przyczynę. Nic nie mówiąc Tatianie, zabrała małego do lekarza.

- Chłopiec jest prawdopodobnie molestowany - oznajmił doktor po zbadaniu dziecka. - Gwałcony po prostu. Zwieracze nie działają, jak należy, z powodu poważnych uszkodzeń. Wzywam policję - oświadczył.

Wszystko potoczyło się teraz błyskawicznie. Chłopiec został umieszczony w pogotowiu opiekuńczym, miały go czekać dalsze badania. Podejrzaną o molestowanie dziecka była tylko jedna osoba - Romuald B. Ale mężczyzna gdzieś zniknął. Nie zjawiał się w domu już drugi dzień.

Wycieczka gwałciciela

Szybko okazało się, że mężczyzna siedzi w Areszcie Śledczym we Wrocławiu. Prokurator już przygotowywał wobec niego zarzut o gwałt. Sprawę zgłosiła 40-letnia kobieta. Twierdziła, że poznała Romualda B. na dworcu. Pomagał jej zanieść bagaż do domu. Z wdzięczności zaprosiła go na herbatę. Był rozmowny i uprzejmy. Ledwo zamknęła drzwi wejściowe, została przez niego przewrócona na podłogę, uderzona w głowę i brutalnie zgwałcona.

Policja ujęła gwałciciela jeszcze tego samego dnia, gdy wsiadał do pociągu, którym zamierzał wrócić do Oławy., do swojej nieświadomej niczego żony.

Myślała, że jest "dobrym tatusiem"

Dopiero teraz Tatiana dowiedziała się, kim naprawdę jest jej mąż. Ogłoszenie matrymonialne nadał jeszcze z więzienia, w którym kończył odsiadkę drugiego już wyroku za gwałt. Teraz zaś skrzywdził trzecią kobietę. Marianna nie mogła pojąć, dlaczego jej córka niczego nie zauważyła.

- Przecież mieszkacie w jednym pokoju! - krzyczała. - A ty prawie nie wychodzisz z domu. Jak to się mogło stać, jak mogłaś do tego dopuścić?! - wrzeszczała.

Tatiana usprawiedliwiała się nieudolnie. - No bo Romuald czasem szedł do łóżka Olega - tłumaczyła. - Ja wtedy już zasypiałam. Widziałam to, ale myślałam, że on taki dobry tatuś, chce go przytulić. Skąd miałam wiedzieć, co mu robi? No skąd? - mówiła.

Walka o dziecko

Marianna była załamana. Straciła resztki serca do rodzonej córki.

- Jest tak beznadziejna, że szkoda gadać - powiedziała wieczorem Ryszardowi. - Teraz trzeba zrobić wszystko, by ratować dzieciaka - wyjaśniała.

Prawna sytuacja chłopca była skomplikowana. Nie posiadał obywatelstwa Polski, więc nie podlegał jurysdykcji polskiego prawa. Tymczasem to polski sąd rodzinny miał podjąć decyzję w jego sprawie. W sytuacji, gdy matce - obywatelce RP - ograniczono władzę rodzicielską, jedynym rozwiązaniem zgodnym z przepisami była deportacja Olega na Ukrainę.

Lecz do kogo? Ojciec siedział w więzieniu, a oprócz niego chłopiec nie miał tam żadnej rodziny. Pozostawał ukraiński dom dziecka. A chłopiec, który przyjechał do Polski jako trzylatek, mówił tylko po polsku. Odesłanie go do ukraińskiego sierocińca byłoby dla niego prawdziwym koszmarem. Marianna postanowiła zrobić wszystko, by do tego nie doszło. Zaalarmowała lokalne media i urzędy, w końcu dopięła swego. Oleg, już jako polski obywatel, został przekazany przez sąd pod opiekę babci.

Wygoniła własna córkę

Romualda B. uznano winnym zarówno gwałtu na wrocławiance, jak i wielokrotnemu zgwałceniu dziecka. Długo nie wyjdzie z więzienia. Tatiana wróciła do Iwano-Frankowska. Matka odmówiła jej dalszej pomocy, postanowiła nie wspierać finansowo, zerwała z nią wszelkie kontakty. Dawni sąsiedzi z rodzinnej miejscowości powiadomili ją po jakimś czasie, że koleżanka znalazła Tatianie kolejnego kandydata na męża. Podobno miłego, starszego pana...

Losy córki nie obchodzą już jednak jej matki. Marianna z Ryszardem otoczyli wnuka troskliwą opieką. Robią wszystko, by mały Oleg odzyskał radosny uśmiech. Rany fizyczne zagoiły się już dawno temu, może z czasem zaleczy się też psychika dziecka. Może...

Alicja Giedroyć

Personalia bohaterów oraz niektóre okoliczności zostały zmienione.

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: majtki | nauczyciele | córki | dziecko | tatuś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy