Zbuntowana fregata

To, co wydarzyło się w 1975 roku na fregacie "Storożewoj", we flocie Związku Radzieckiego, było nie do pomyślenia.

Walery Michajłowicz Sablin pochodził z rodziny o bogatych tradycjach morskich. Jego pradziadek zginął na storpedowanym w 1914 roku krążowniku "Pałłada". Dziadek był bosmanem w Kronsztadzie, a ojciec w czasie II wojny światowej służył we Flocie Północnej. Nic zatem dziwnego, że Walery wstąpił do Szkoły Morskiej imienia Frunzego, po której ukończeniu w 1960 roku objął pierwsze stanowisko służbowe jako dowódca działu artyleryjskiego na okręcie Floty Czarnomorskiej.

Syn rewolucji

Już wtedy widział, jak bardzo teoria systemu rozmija się z praktyką, i napisał o tym w liście do I sekretarza Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikity Chruszczowa. Na szczęście dla autora, pismo nie wywołało w okresie odwilży żadnych reperkusji.

Sablin był prawdziwym synem rewolucji październikowej. To historyczne wydarzenie ukształtowało jego spojrzenie na świat. Jak stwierdził jego brat Borys, Walery wychowany wśród wojenno-morskich tradycji nie umiał kłamać i nienawidził dwulicowości. Podobno już w czasie studiów udowadniał, że nie tylko wierzył w ideały komunizmu, lecz pragnął także żyć z nimi w zgodzie.

Reklama

W 1964 roku odsunięto od władzy Chruszczowa, a jego następcą został Leonid Breżniew. Sablin nie był entuzjastycznie nastawiony do nowych rządzących. Uważał wręcz, że kremlowski reżim starców nigdy nie doprowadzi do rozkwitu kraju w zgodzie z ideałami, w które wierzył. Podjął wtedy studia na elitarnej Wojskowej Akademii Politycznej imienia Lenina. Z wielką determinacją zgłębiał dzieła klasyków marksizmu. Jednocześnie, widząc wokół rozdawnictwo przywilejów, nierówność i korupcję, coraz bardziej odczuwał potrzebę zmian.

Kurs: Leningrad!

Po ukończeniu w 1973 roku studiów politycznych Sablin został skierowany do służby na jednej z nowocześniejszych jednostek Floty Bałtyckiej, fregacie "Storożewoj", jako zastępca dowódcy okrętu do spraw politycznych. W pracy polityczno-wychowawczej nie korzystał z oficjalnych partyjnych tekstów, lecz skupił się na zagadnieniach rewolucji październikowej i ideach Lenina. Nawet jego wrogowie musieli przyznać, że był dobrze wykształcony i oczytany.

"Storożewoj", jak wiele innych okrętów, wszedł 7 listopada 1975 roku do portu ryskiego dla uświetnienia obchodów 58. rocznicy wybuchu rewolucji październikowej. Komandor podporucznik Sablin postanowił wykorzystać tę symboliczną datę. Następnego dnia wraz z pomocnikami przejął dowodzenie fregatą. Zwabił i zamknął w kabinie hydroakustyków dowódcę okrętu. Następnie wśród zebranych oficerów i chorążych przeprowadził swoiste referendum. O godzinie 3.30 w nocy podniesiono kotwicę i fregata opuściła port.

Strzał w nogi

W ostatniej chwili jednemu z podoficerów udało się wyskoczyć za burtę, dopłynąć do zacumowanego okrętu podwodnego i powiadomić jego dowódcę o zaistniałej sytuacji. Fregata była już jednak w drodze do Cieśniny Irbeńskiej, wyjścia z Zatoki Ryskiej. Sablin zamierzał skierować okręt do Leningradu, zacumować na Newie obok krążownika "Aurora" i wygłosić w telewizji apel do narodu.

Już w rejonie cieśniny "Storożewoj" został jednak dostrzeżony przez samoloty 668 Pułku Bombowego, wysłane w wielkim pośpiechu z lotniska Tukums na Łotwie. Sablin odmawiał zatrzymania okrętu. Samoloty zrzuciły więc bomby sygnalizacyjne oraz kilka bojowych i przy okazji pomyłkowo trafiły jeden ze ścigających fregatę okrętów KGB.

W tym samym czasie został uwolniony dowódca jednostki, który strzałem z pistoletu zranił Sablina w nogi i odzyskał kontrolę nad "Storożewojem". Bunt został zdławiony, a ścigające okręty dokonały abordażu fregaty, która znajdowała się wówczas już tylko 50 mil morskich od Gotlandii. Bez rozgłosu wróciła do portu i zajęła swoje miejsce w szyku. Cała załoga została aresztowana, a KGB natychmiast rozpoczęło śledztwo. Osoby biorące udział w zatrzymaniu fregaty zmuszono do milczenia.

Niebywała historia w socjalistycznym raju

Przybyły na pokład okrętu dowódca marynarki wojennej admirał Siergiej Gorszkow nie był w stanie zrozumieć, jak mogło dojść do takiej niesubordynacji. To przecież było nie do pomyślenia w socjalistycznym raju.

W Rydze natychmiast rozeszła się wieść o nowym "Potiomkinie". W tej sytuacji władze, przerażone możliwością pojawienia się rewolucyjnych nastrojów, ogłosiły, że celem buntowników była ucieczka na Zachód. W rzeczywistości, aby dotrzeć do Leningradu, fregata musiała obejść wyspy Hiuma i Sarema, co sprawiało, że początkowo rzeczywiście kierowała się w stronę Szwecji.

W wyniku śledztwa komandor podporucznik Walery Sablin został skazany na karę śmierci, którą wykonano 3 sierpnia 1976 roku. Prośba o ułaskawienie została odrzucona. Aktywni uczestnicy buntu otrzymali wyroki kilku lat więzienia.

Najwyższy wymiar kary

Cała załoga została rozformowana i przeniesiona do flot: Północnej i Oceanu Spokojnego. Dowódca okrętu za niedopełnienie obowiązków został wydalony z partii i przeniesiony do rezerwy. W tej sytuacji pozostawienie niezmienionej nazwy okrętu mogło wydawać się dziwne. Z drugiej strony jednak nie powodowało niewygodnych dla komunistycznych władz domysłów.

Ta historia przez wiele lat była skrzętnie ukrywana. Stała się znana dopiero dzięki pieriestrojce. W 1994 roku Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego Federacji Rosyjskiej ponownie rozpatrzyło sprawę Walerego Sablina i zamieniło karę śmierci przez rozstrzelanie za zdradę ojczyzny na dziesięć lat pozbawienia wolności za przestępstwo wojskowe. Prawa do rehabilitacji jednak mu nie przyznano. A okręt po wielu latach służby trafił do stoczni złomowej.

Grom z Kaliningradu

Niewiele brakowało, aby w latach osiemdziesiątych jeden z okrętów typu Krivak wszedł w skład polskiej floty.

Fregaty projektu 1135 Buriewiestnik (Grom, oznaczenie NATO: Krivak) stanowiły wynik prac radzieckich konstruktorów lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Były jednostkami przeznaczonymi do zwalczania okrętów podwodnych (ZOP). Pierwsza jednostka tego typu - "Bditielnyj", weszła do służby w 1970 roku. Ich pojawienie się było związane z wprowadzeniem we flocie USA okrętów podwodnych typu George Washington uzbrojonych w międzykontynentalne rakiety balistyczne Polaris. Stało się wówczas jasne, że nowa jednostka powinna być w stanie operować w znacznie większej odległości od własnych brzegów, nie mniejszej niż trzy tysiące mil morskich.

Większość, 19 z 37 okrętów trzech podtypów, w tym "Storożewoja", zbudowała stocznia w Kaliningradzie. Pozostałe powstały na pochylniach w Leningradzie i Kerczu. Zastosowane na nich systemy bojowe były w wielu aspektach nowatorskie. Dzięki temu okręty te, chociaż mniejsze od swoich poprzedników, przewyższały je możliwościami skutecznego zwalczania podwodnego przeciwnika.

Propozycja od Rosjan

W czasie prób systemu rakietotorped Mietiel przebywający na prototypowym "Bditielnym" szef uzbrojenia marynarki wojennej admirał Paweł Kotow tak bardzo chciał obejrzeć go bezpośrednio w działaniu, że omal nie wypadł za burtę.

Niewiele brakowało, aby w latach osiemdziesiątych jeden z okrętów typu Krivak wszedł w skład polskiej floty. Gdy w 1986 roku kończył w niej służbę rakietowy ORP "Warszawa" (projektu 56AE, kod NATO: Kotlin SAM), rozpoczęto poszukiwania jego następcy. Rosjanie zaproponowali stronie polskiej właśnie jedną z takich jednostek. Ostatecznie jednak, być może ze względu na większe wymiary (miał przecież pełnić funkcje reprezentacyjne), biało-czerwoną banderę podniósł inny, znacznie większy okręt. Określany w nomenklaturze radzieckiej jako duży ZOP projektu 61MP (NATO: Kashin Mod), w polskiej flocie odziedziczył nazwę swojego poprzednika.

Zdzisław Kryger

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: okręty | jednostka | historia | KGB | W.E. | NATO | fregata | Rosja | ZSRR
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy