Zaginiony, ale nie skreślony

Al Maumausolo na szczycie wietnamskiego wzgórza "881 południe" przygląda się temu, co zostało ze smaganego wiatrem pola bitwy, którego nie widział od 42 lat. - Ciało musi być gdzieś tutaj... - mówi cicho.

Były żołnierz piechoty morskiej wrócił do Wietnamu, by pomóc amerykańskim śledczym znaleźć szczątki innego piechura, który poległ na wzgórzu "881 południe". Wzniesieniu, które pełniło strategiczną rolę podczas bitwy o Khe Sanh (21 stycznia - 8 kwietnia 1968 r.).

Adnotacja na teczce

Od 1973 r., a więc od końca militarnego zaangażowania USA w Wietnamie, do dziś znaleziono i zidentyfikowano ciała 655 amerykańskich żołnierzy, którzy zaginęli w akcji. Według danych przedstawionych przez Departament Obrony USA, los 1313 wojskowych, którzy walczyli na Półwyspie Indochińskim, jest w dalszym ciągu nieznany. Na ich teczkach personalnych widnieje napis "MIA", co oznacza "zaginiony w akcji" (ang. Missing in Action).

Wyjaśnieniem, gdzie ci żołnierze przebywają i co się z nimi stało, zajmuje się JPAC - Joint POW/MIA Accounting Command (Połączone Dowództwo ds. Jeńców Wojennych oraz Żołnierzy Zaginionych w Akcji). Ta specjalna komórka, z siedzibą na Hawajach, powołana została nie tylko do szukania zaginionych, ale także do sprowadzenia szczątek zabitych amerykańskich żołnierzy do ojczyzny.

Reklama

Prosto na gnijące zwłoki

Przykładem typowej sprawy, jaką muszą rozwiązać śledczy JPAC, jest przypadek żołnierza zabitego na wzgórzu "881 południe". Leżące w prowincji Quang Tri, w centralnym Wietnamie wzniesienie było doskonałym punktem obserwacyjnym podczas bitwy o Khe Sanh. Sześcioosobowy oddział rozpoznawczy pod dowództwem Maumausolo prowadził stamtąd obserwację pola bitwy i przez radio przekazywał dowództwu informacje o jej przebiegu.

Oddział dostał się na wzgórze śmigłowcem. Kiedy Al Maumausolo zjeżdżał na linie, zaplatał się i spadł z niewielkiej wysokości prosto na gnijące ciało amerykańskiego żołnierza.

- Upadłem na tyłek... Wstałem i przez dłużą chwilę patrzyłem prosto na nie - wspomina 63-letni dziś weteran. Po tym, jak Maumausolo otrząsnął się z szoku, zepchnął ciało żołnierza do okopu i przysypał ziemią.

Poszukiwania po latach

Dziś, w miejscach, gdzie w czasie wojny były okopy, są niewielkie zagłębienia terenu. Wietnamscy robotnicy wycinają rosnącą w nich gęstą trawę, by saperzy mogli je sprawdzić wykrywaczami metalu. Urządzenia cały czas pikają jak szalone, jednak nic poza zardzewiałym drutem kolczastym, łuskami i innym wojennym złomem nie znajdują. Nic nie wskazuje także, by był pochowany w nich człowiek.

- A może to było trochę dalej, w tamtą stronę? - pyta sierżant David White, który kieruje śledztwem w sprawie zaginionego żołnierza korpusu piechoty morskiej.

- Nie, to na pewno gdzieś tutaj - odpowiada Maumausolo i idzie w stronę następnego zagłębienia terenu. - Spróbujcie sprawdzić tę dziurę - rzuca i razem z Whitem odgarnia wysoką trawę.

Czarno białe zdjęcie ofiary

48-letni White od sześciu lat pracuje w zespole śledczym. Mówi płynnie po wietnamsku, a sposób, w jaki waży każde słowo, zupełnie nie pasuje do groźnej, zahartowanej w boju twarzy.

- Ta praca, to wielki zaszczyt - mówi. Tak, jak pozostali członkowie zespołu, ubrany jest cywilne ubrania i nie ma przy sobie broni.

- Naszą pracę można porównać do policyjnych detektywów, którzy szukają dowodów i świadków - wyjaśnia. Wśród rzeczy, jakie przyniósł na wzgórze "881 południe" jest czarno-białe zdjęcie zaginionego żołnierza.

Oprócz saperów, zespół sierżanta White składa się jeszcze z fotografa, wojskowego paramedyka oraz Chuonga Vu. 33-letni Vu jest pilotem US Air Force, który od prawie sześciu lat pracuje w JPAC.

- Naprawdę kocham, to co robię - mówi Vu, który wyemigrował do USA z Wietnamu w 1991 r. W zespole pełni funkcję zarówno tłumacza, jak i analityka.

- Wszystko co robię, robię dla kraju - wyjaśnia. - Dla Ameryki - dodaje pospiesznie.

Smród gnijącego mięsa

Amerykanie współpracują z Wietnamskim Biurem ds. Osób Zaginionych. Kilka dni przed przyjazdem zespołu White'a, Wietnamczycy sprawdzili teren poszukiwań oraz znaleźli świadka tamtych wydarzeń. 64-letni Le Huu Hanh był północnowietnamskim żołnierzem, którego oddział zajmował w 1968 r. wzniesienie nazywane przez Amerykanów wzgórzem "881 południe".

W noc poprzedzającą wizytę Amerykanów na wzgórzu sierżant White wypytywał Hanha w hotelowym lobby o przebieg walk. Były żołnierz opowiadał, jak jego odział zastrzelił Amerykanina i próbował wykorzystać jego ciało do zwabienia innych żołnierzy US Army. Po trzech dniach, z powodu paskudnego smrodu, ciało Amerykanina zakopano w pobliżu leja po bombie, niedaleko strumienia przepływającego przez zupełnie płaskim terenie.

- Możesz opisać ciało? - wypytuje White.

- W pełnym mundurze, butach i całym oporządzeniem. Miał jakieś 18 lat - odpowiada Hanh.

Wersje się nie zgadzają

Władze w Hanoi szacują, że w dalszym ciągu około 300 tys. północnowietnamskich żołnierzy jest uznawanych za zaginionych w akcji. Dla Hanha, obecnie farmera, czasy się zmieniły i dawne animozje nie mają już znaczenia. Jak zapewnia, chce pomóc Amerykanom znaleźć pobratymca.

- Teraz Wietnamczycy i Amerykanie pracują razem - opowiada.

Zdaniem sierżanta White'a, wersja Wietnamczyka zgadza się z tym, co wiedzą o incydencie Amerykanie. Pierwotnie wydaje się, że zgadza się także z tym, co mówi Maumausolo, który był na wzgórzu pięć tygodni po Hanhnie.

Jednak, kiedy śledczy pojawili się na wzgórzu "881 południe", okazało się, że weterani nie mogli mówić o tym samym miejscu.

"My mamy znaleźć grób"

Obszar w okolicach leja po bombie, o którym mówił Hanh, jest porośnięty niskimi drzewkami i znajduje się około 60 m w dół wzniesienia od miejsca wskazanego przez Maumausolo. Mimo to sierżant White uważa, że zebrał już wystarczająco dużo dowodów, by zalecić dalsze prace poszukiwawcze - wykopaliska.

- Nasza praca nie polega na wykopywaniu szczątek. My mamy znaleźć grób, zebrać na tyle dowodów, by wierzyć, że konkretny żołnierz był w danym miejscu - wyjaśnia White. - Resztę zrobi inny zespół JPAC - dodaje.

Decyzja: kopać

W raporcie, jaki sierżant White złożył w Dowództwie ds. Jeńców Wojennych oraz Żołnierzy Zaginionych w Akcji, zaleca, by tzw. zespół poszukiwawczy JPAC przekopał obszar wskazany przez Maumausolo. Natomiast miejsce, o którym mówił Hanh, zostanie sprawdzone, w sytuacji, gdy na wzgórzu "881 południe" nie znajdą się szczątki poszukiwanego żołnierza. piechoty morskiej.

White, a także pozostali członkowie JPAC, twierdzą, że swoją pracę realizują obietnicę daną amerykańskim żołnierzom - że nigdy nie zostaną zapomniani i porzuceni.

Marcin Wójcik (na podst. AFP)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zaginięcie | zaginione | Amerykanie | oddział | USA | żołnierze | ciało
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy