W obcym mundurze

Ostatnia śmierć polskiego żołnierza w Iraku ponownie rozgrzała dyskusję na temat zasadności naszego udziału w tej wojnie. - Dlaczego mają w niej ginąć nasi chłopcy? - pytali przeciwnicy polskiej obecności na Bliskim Wschodzie. Pytanie zasadnie, lecz z gruntu fałszywe, bo Polacy i tak w Iraku giną - niekoniecznie w szeregach Wojska Polskiego.

W połowie lutego br., na liście zawierającej nazwiska poległych nad Eufratem i Tygrysem żołnierzy US Army, znaleźliśmy aż 45 polskich i polsko-brzmiących nazwisk. 25-letni żołnierz piechoty morskiej, Jan Wróblewski, zginął 6 kwietnia 2004 r. w prowincji Abnar. Dwa tygodnie wcześniej, na tym samym terenie, poległ jego rówieśnik Andrzej Zabierek. 2 stycznia 2004 r., w Bagdadzie, w wyniku ataku moździerzowego śmierć poniósł 28-letni Eryk Paliwoda, a 21 grudnia 2004 r. w Mosulu, z rąk zamachowca samobójcy, zginął 30-letni Paweł Karpowicz.

Reklama

Sposób na obywatelstwo

Nie ma pewności, ilu z poległych to osoby z polskimi paszportami. Z danych Pentagonu wynika, że w siłach zbrojnych Stanów Zjednoczonych służy ponad pół tysiąca Polaków, z czego ponad dwie trzecie ma już obywatelstwo amerykańskie. Pozostali legitymują się zielonymi kartami, czyli formalnie nadal mogą być obywatelami III RP.

Wśród poległych z polsko-brzmiącymi nazwiskami jest kilku oficerów - w ich przypadku można przyjąć, że w sensie formalnym to już Amerykanie. Tylko bowiem obywatele amerykańscy mogą nosić oficerskie stopnie w US Army. Reszta to, w dużej mierze, zielono-kartowcy, dla których służba w wojsku to sposób na szybsze zdobycie amerykańskiego obywatelstwa.

Niewielkie zainteresowanie?

"Jak w ogóle można służyć w obcym mundurze!?" - nie kryje oburzenia internauta na jednym z militarnych forów. A jednak można. Co więcej, jest to całkowicie legalne, choć obłożone wieloma obostrzeniami. Zgodę na służbę w obcej armii musi bowiem wydać szef MSWiA, po zaopiniowaniu wniosku przez MON. W 2005 i 2006 r. resort spraw wewnętrznych otrzymał po 24 takie wnioski - niewiele, jednak ta statystyka nie oddaje rzeczywistego zainteresowania. Bo wielu Polaków decyduje się na obcy mundur niezabiegając o formalną zgodę. Przyznaje to nawet rzecznik MON: - Kilkanaście miesięcy temu, gdy weszła w życie łagodniejsza ustawa o obowiązku obrony, otrzymałem wiele e-maili od osób, które miały za sobą służbę w niepolskich formacjach - opowiada Piotr Paszkowski. - Interesowało je przede wszystkim to, jak mogą wyprostować swoją sytuację prawną.

Korzyści przysłaniają sankcje

Bo właśnie - służba bez zgody MSWiA jest czynem karalnym, za który grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Niby dużo, ale w praktyce to martwy przepis. Niewielu zatem chętnych do międzynarodowej wojaczki bierze go pod uwagę, przynajmniej na etapie podejmowania decyzji o wstąpieniu w obce szeregi. Zwłaszcza, że potencjalne korzyści często przysłaniają ewentualne sankcje. Szeregowy członek US Army zarabia 7 tys. zł gołej pensji, żołnierz legii cudzoziemskiej - 4 tys. zł żołdu. Te kwoty znacząco wzrastają w przypadku wysłania w tereny działań zbrojnych, co same w sobie jest nie lada atutem dla chętnych do służby pod obcym sztandarem.

Polacy w Bundeshwerze

Jakie armie cieszą się największym zainteresowaniem? - Z mojego rozeznania wynika, że jest to armia amerykańska i francuska legia cudzoziemska - mówi Piotr Paszkowski. Wielu Polaków służy też w niemieckiej Bundeshwerze, jednak w większości ich sytuacja prawna i motywy odbywania służby są inne niż w przypadku legii czy US Army. Armia niemiecka nadal prowadzi, choć dziś już mocno ograniczony, przymusowy pobór. W jej szeregi trafia zatem wielu Polaków z podwójnym, polsko-niemieckim obywatelstwem. A dodajmy - posiadacze dwóch paszportów nie muszą wnosić o formalne zezwolenie na służbę w niepolskich formacjach.

Nie naruszy interesów RP

Wróćmy jednak do posiadaczy jedynie polskich paszportów. Wniosek o zezwolenie na służbę w niepolskich formacjach wojskowych jest dostępny na stronie MSWiA. Przed jego złożeniem konieczne jest uiszczenie 10-złotowej opłaty skarbowej oraz zdobycie zaświadczenia o niekaralności. Schody zaczynają się przy wymogach, jakie musi spełnić chętny do służby pod obcym sztandarem. Przede wszystkim musi to być osoba, która odbyła już zasadniczą, ewentualnie zastępczą służbę wojskową, bądź też została przeniesiona do rezerwy bez jej odbycia, pod warunkiem wszak, że nie nastąpiło to z przyczyn zdrowotnych (kategorie D i E). Kandydat nie może też mieć przydziału mobilizacyjnego, którego posiadanie jest tym prawdopodobniejsze, im wyższe i bardziej przydatne dla wojska ma kwalifikacje. No i rzecz zasadnicza - jego służba "nie będzie naruszać interesów Rzeczpospolitej Polskiej". A te, jak wiadomo, zmieniają się wraz z każdą ekipą rządzącą, co z zabiegów o pozwolenie czyni prawdziwą ruletkę.

Pytanie tylko, czy rzeczywiście warto o nie zabiegać? I ginąć z dala od domu, w nie swojej wojnie?

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojsko | służba | MSWiA | nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama