Ticonderoga - rakietowa potęga

Zwykle to wojskowi chcą się zbroić, a politycy skąpią pieniędzy. W tym przypadku jest inaczej. Amerykańscy politycy nie chcą dopuścić do tego, by marynarka wojenna zrezygnowała z krążowników rakietowych.

Przyszłość krążowników rakietowych typu Ticonderoga od kilku lat jest przedmiotem sporu między amerykańskimi kongresmanami a marynarką wojenną. Wojsko chciało wycofać połowę z 22 okrętów będących w czynnej służbie, ale ten plan został zablokowany przez polityków.

Skrócony termin

Komisja do spraw Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów (House Armed Services Committee - HASC) Kongresu USA 29 kwietnia 2015 roku zatwierdziła plan przedstawiony przez Randy’ego Forbesa, by o połowę skrócić czas przewidziany na modernizację krążowników rakietowych typu Ticonderoga. W 2014 roku postanowiono, że potrzeba na to czterech lat.

Reklama

"Wystarczy 18 miesięcy, aby je zmodernizować. Daliśmy im dodatkowe sześć miesięcy na początek", powiedział kilka dni przed głosowaniem Forbes. Jeśli pojawią się problemy, czas pobytu krążownika w stoczni będzie można wydłużyć do dwóch i pół roku.

W 2014 roku kongresmani przyjęli ustawę dotyczącą modernizacji jednostek typu Ticonderoga, wprowadzającą zasadę 2/4/6. Oznaczało to, że: w jednym roku do modernizacji mogą być kierowane dwa krążowniki, czas pobytu okrętu w stoczni nie mógł być dłuższy niż cztery lata, jednocześnie mogłoby być unowocześnianych maksymalnie sześć jednostek tego typu. Jako pierwsze do remontu wyznaczono okręty USS "Cowpens" (CG-63) i USS "Gettysburg" (CG-64). Następne w kolejce są USS "Chosin" (CG-65) i USS "Vicksburg" (CG-69).

Amerykańska marynarka wojenna zgodziła się na zasadę 2/4/6, bo stwarzała ona możliwość uzyskania oszczędności rzędu 300-400 mln dolarów, co przy cięciach wydatków na obronę miało duże znaczenie. Wysłanie okrętu na cztery lata do stoczni pozwalało na zredukowanie liczebności jego załogi do 46 marynarzy. Gdy krążownik jest w czynnej służbie, składa się ona z 330 osób, w tym 30 oficerów.

HASC przegłosowała skrócenie czasu modernizacji, mimo pisma szefa operacji morskich US Navy adm. Jonathana Greenerta do jej przewodniczącego Maca Thornberry’ego, w którym admirał sygnalizował negatywne skutki takiego rozwiązania. Dwa lata to zbyt krótko, by redukować załogi okrętowe, bo niebawem trzeba będzie je odtwarzać. Skrócenie czasu remontu zmusi marynarkę wojenną i stocznie do opracowania nowych harmonogramów prac na okrętach, co według admirała opóźni realizację programu.

Greenert ostrzegł, że zasada 2/2/6 spowoduje przyspieszenie wycofania ze służby ostatnich jednostek typu Ticonderoga i nastąpi to w 2035 roku. Rozwiązanie 2/4/6 wydłuży natomiast czas ich użytkowania o trzy lata. Co ważne, modernizacja przeprowadzana przez dwa lata będzie nie tylko bardziej skomplikowana od strony organizacyjnej, lecz także znacznie kosztowniejsza niż gdyby trwała dwa razy dłużej.

W okrętach prace remontowe obejmą kadłub, napęd, systemy mechaniczne i elektryczne, a także komputerowe i elektroniczne oraz radar. Unowocześnione zostanie uzbrojenie. Armaty Mark 45 kalibru 127 mm z lufami o długości 54 kalibrów będą zastąpione nowymi z lufami o długości 62 kalibrów. Pionowe wyrzutnie przystosuje się do wystrzeliwania nowych pocisków RIM-162 ESSM, które są przewidziane do zwalczania naddźwiękowych, manewrujących pocisków przeciwokrętowych. Zmodernizowany sonar poprawi natomiast zdolności do zwalczania okrętów podwodnych. Na pokładzie krążownika zostanie zamontowany system optoelektroniczny krótkiego zasięgu pozwalający na monitorowanie otoczenia okrętu bez konieczności uruchamiania radaru, którego emisja zdradza obecność jednostki.

Parlamentarna blokada

W piśmie do przewodniczącego HASC adm. Greenert przypomniał, że zaproponowany przed laty przez US Navy program modernizacji krążowników typu Ticonderoga pozwoliłby utrzymać je w linii jeszcze w latach czterdziestych XXI wieku - ostatni okręt miałby zakończyć służbę w 2044 lub 2045 roku. Aby to było możliwe, dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej zasugerowało wycofanie połowy z 22 krążowników, które są w czynnej służbie.

Proces ten miałby się rozpocząć w 2019 roku. Takie rozwiązanie miało dać aż 4,5 mld dolarów oszczędności. Jednocześnie liczba krążowników byłaby taka sama jak grup uderzeniowych lotniskowców. Wycofywanie ostatnich 11 jednostek rozpoczęłoby się w 2034 roku. Takie projekty pojawiły się już wcześniej - wtedy chodziło o siedem krążowników, a pierwszych czterech chciano pozbyć się już w 2013 roku - ale podobnie jak teraz, zostały one zablokowane w amerykańskim parlamencie.

Przypomnienie tych planów przez admirała mogło przynieść negatywny skutek, bo propozycja wysłania krążowników "na emeryturę" rozsierdziła wielu członków Kongresu. Forbes zauważył, że na wymyśloną wówczas koncepcję, powiązaną z wycofaniem tych okrętów, US Navy nie miała pieniędzy. Kongresman nazwał to "eutanazją".

Stwierdził, że do realnej modernizacji krążowników marynarkę wojenną zmusiła dopiero postawa parlamentu. Nie bez złośliwości zauważył, że danie US Navy czterech lat na unowocześnienie poszczególnych jednostek spowoduje, że "nigdy nie zobaczymy tych okrętów ponownie w służbie". Po tej wypowiedzi widać, jak bardzo politycy z Partii Republikańskiej nie ufają administracji prezydenta Baracka Obamy. Polityczny podział był zresztą wyraźnie widoczny w trakcie głosowania HASC nad skróceniem czasu modernizacji krążowników. Za byli wszyscy republikanie i tylko dwóch demokratów. Zwolennicy opcji 2/2/6 wygrali stosunkiem 38 do 24 głosów.

Spór o przyszłość krążowników typu Ticonderoga trwa od lat. Dowództwo marynarki wojennej chciałoby wycofać co najmniej kilka z 22 jednostek. Wojskowi argumentują, że porównywalne z nimi zdolności bojowe mają niszczyciele rakietowe typu Arleigh Burke, a zbudowano już ponad 60 takich okrętów.

Jednostki typu Ticonderoga mają pionowe wyrzutnie pocisków rakietowych ze 122 celami, a niszczyciele 90 lub 96. Obecnie krążowniki odgrywają rolę dowództw obrony powietrznej grup okrętów. US Navy planuje jednak, że w przyszłości tę funkcję przejmą niszczyciele typu Arleigh Burke w wersji Flight IV. Kongresmana Forbesa, ale też wielu innych polityków, ta argumentacja jednak nie przekonała. Jego zdaniem w obecnej sytuacji międzynarodowej krążowniki typu Ticonderoga są potrzebne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Potężny Tico

W latach siedemdziesiątych XX wieku uruchomiono program krążowników rakietowych typu Ticonderoga. Jednostkę postanowiono wówczas wyposażyć w zintegrowany system obrony powietrznej Aegis z wysoce zautomatyzowanym radarem dalekiego zasięgu i pociskami przeciwlotniczymi z rodziny Standard Missile. Powstała jednostka o pełnej wyporności 9754 t. Całkowita długość krążownika to prawie 173 m, szerokość 16,8 m, a zanurzenie 10,2 m. Jako napęd wybrano cztery turbiny gazowe General Electric LM 2500 o mocy 80 tys. KM wraz z dwoma wałami napędowymi. Dzięki nim krążownik osiąga prędkość ponad 30 w. Stocznie Bath Iron Works i Ingalls Shipbuilding w latach 1984-1994 zbudowały 27 takich okrętów (w cenie miliard dolarów za sztukę).

Pierwsze pięć jednostek - USS "Ticonderoga" (CG-47), USS "Yorktown" (CG-48), USS "Vincennes" (CG-49), USS "Valley Forge" (CG-50) i USS "Thomas S. Gatek" (CG-51) - wyposażono w dwie podwójne wyrzutnie rakiet (zostały wycofane ze służby w latach 2004-2005).

Poczynając od szóstego krążownika, USS "Bunker Hill" (CG-52), na pokładach ulokowano dwie pionowe wyrzutnie rakiet Mk 41, każda z 61 celami, w których znajdują się rakiety przeciwlotnicze i przeciwrakietowe, pociski manewrujące Tomahawk oraz rakietotorpedy. Oprócz nich i armat 127-milimetrowych okręt dysponuje dwiema potrójnymi wyrzutniami torped Mk 46, dwiema poczwórnymi wyrzutniami pocisków przeciwokrętowych Harpoon i dwoma systemami obrony bezpośredniej Phalanx (kierowane radarem sześciolufowe działko kalibru 20 mm). Na krążowniku znajduje się również lądowisko i hangar dla dwóch śmigłowców SH-60.

Krążowniki rakietowe typu Ticonderoga wchodzą w skład grup uderzeniowych lotniskowców lub innych zespołów bojowych. Jedną z ich pierwszych misji było zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi w Zatoce Perskiej podczas wojny iracko-irańskiej w latach osiemdziesiątych XX wieku. Wtedy obie strony zaczęły od 1984 roku atakować nawzajem swe instalacje naftowe oraz tankowce z ropą kupioną u przeciwnika, aby osłabić potencjał gospodarczo-finansowy. Do ochrony statków handlowych wysłały zatem do Zatoki Perskiej swoje okręty USA, Francja i Wielka Brytania.

Okręty typu Ticonderoga wykorzystywano później w wielu konfliktach, w które były zaangażowane Stany Zjednoczone - poczynając od pierwszej wojny przeciwko Irakowi w 1991 roku. Ich główną bronią były pociski manewrujące Tomahawk, którymi atakowano cele w głębi wrogich terytoriów.

Tadeusz Wróbel

Polska Zbrojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy