Tajemnice polskiej Enigmy

W olbrzymiej masie publikacji dotyczących Enigmy, stale podkreśla się rolę znakomicie prowadzonej przez aliantów akcji dezinformacyjnej. Dzięki niej Niemcy nigdy nie domyślili się, że Enigma stała się prawdziwym "koniem trojańskim".

Jednak w tych samych publikacjach praktycznie nie zwraca się uwagi na pewien fakt. Tajemnica złamania Enigmy przestałaby być atutem, gdyby polskie Biuro Szyfrów perfekcyjnie nie wykonało operacji niszczenia i ukrycia śladów złamania niemieckiego kodu. Ponadto, gdyby ktokolwiek z polskiego zespołu, z którego część trafiła w ręce niemieckie, wydałby ten fakt, alianci pozostaliby ślepi i głusi do końca wojny. Jednak żaden z Polaków nie okazał się zdrajcą, wszyscy dotrzymali tajemnicy nawet po wojnie, kiedy służyła ona już zupełnie innym interesom.

Bezcenny prezent

Tajemnica złamania kodu Enigmy, a właściwie opracowanie teorii i wytworzenie narzędzi umożliwiających atak, stała się najważniejszym atutem w rękach Polaków. Tajny ośrodek dekryptażu w Lasach Kabackich był objęty najwyższą klauzulą tajemnicy wojskowej. O działalności ośrodka nie mieli pojęcia nawet najbliżsi sojusznicy Rzeczpospolitej - Francuzi, nie mówiąc już o Anglikach, z którymi Polska nie miała podpisanego formalnie układu sojuszniczego. Oczywiście polski Oddział II od wielu lat współpracował ze swoim francuskim odpowiednikiem.

Uzyskane poprzez Enigmę dane przekazywano w formie analiz, powołujących się na bardziej tradycyjne źródła wywiadowcze. Jednak najpilniej strzeżonej tajemnicy zdecydowano się nie powierzać, obawiając się przecieku ze strony sojuszników. Zresztą w odczytywanych przez Polaków depeszach niemieckiej służby bezpieczeństwa znalazło się kilka nazwisk osób z najwyższych kręgów francuskiego rządu, wymienianych jako zwolennicy nazizmu, potencjalni agenci i źródła informacji. Sytuacja zmieniła się pod wpływem kilku czynników. Przede wszystkim z powodu narastającej agresywnej polityki III Rzeszy i jednostronnym udzieleniu przez Wielką Brytanię i Francję gwarancji niepodległości Rzeczpospolitej.

Reklama

Niezwykły projekt

Również wprowadzone przez Niemców zmiany w procedurach szyfrowania spowodowały, że Oddział II nie był w stanie w 1939 roku materialnie udźwignąć tak zaawansowanych prac dekryptażowych jakie udawało się wykonywać przez ostatnie lata. Mimo oficjalnie głoszonej tezy propagandowej o potencjale i sile Wojska Polskiego, w Sztabie Głównym WP zdawano sobie również sprawę, że terytorium kraju w przypadku niemieckiej agresji może szybko się skurczyć. Spowodowane działaniami wojennymi straty, jak choćby utrata stacji nasłuchowych rozlokowanych wzdłuż zachodniej granicy, z pewnością zmniejszyłoby, a nawet uniemożliwiło prawidłowe działanie placówki "Wicher". Wszystkie te fakty spowodowały, że Sztab Główny WP zdecydował się na przekazanie wszystkich owoców pracy Biura Szyfrów zachodnim sojusznikom.

Zaplanowane na lato 1939 roku przekazanie Enigmy, nie było pierwszym spotkaniem na jakim znaleźli się przedstawiciele polskich i alianckich ośrodków dekryptażowych. W styczniu 1939 roku w Paryżu zorganizowano trójstronną konferencją - dosyć nerwową i rozczarowującą dla uczestników. Została ona zwołana z inicjatywy szefa francuskiego radiowywiadu mjr. Gustave'a Bertranda, który wystąpił z dosyć niezwykłym projektem. Wobec braku sukcesów alianckich dekryptologów zaproponował, aby spowodować kontrolowany przeciek sugerujący fakt złamania Enigmy, co w konsekwencji wymusiłoby na Niemcach rezygnację z użycia maszyny! Można sobie tylko wyobrazić jaki popłoch wywołały te słowa w polskiej ekipie, która była zobowiązana do utrzymania efektów swoich prac w największej tajemnicy. Na szczęście zrezygnowano z tego kuriozalnego projektu.

"Głupcy" i "ignoranci"

To pierwsze spotkanie przebiegało w dosyć nieprzyjemnej atmosferze. Z jednej strony sprowokowanej przez zakłopotanych Polaków, których ograniczały własne instrukcje zabraniające podzielenia się tajemnicą z aliantami, z drugiej, zarozumiałych Brytyjczyków traktujących Polaków jako partnerów drugiej kategorii, zupełnie nieprzydatnych. Próby niedyskrecji i przekazywania pewnych sugestii przez stronę polską, dotyczących np. "nawyków niemieckich szyfrantów" w związku z problemami językowymi, potęgowały jedynie złe wrażenie.

Doszło do tego, że główny brytyjski kryptolog Alfred "Dilly" Knox określił Polaków po konferencji jako "głupców" i "ignorantów", a sama idea spotkań straciła dla niego wszelkie walory atrakcyjności. Pomimo tego Polacy zdawali sobie sprawę z możliwości jakie tkwiły w brytyjskiej ekipie, która zdecydowanie przewyższała Francuzów pod względem potencjału w dziedzinie dekryptażu. 30 czerwca 1939 roku szef Biura Szyfrów ppłk G. Langer wysłał do Paryża i Londynu umówione hasło, stanowiące zaproszenie na 24 lipca do Warszawy. Francuzi z mjr. Bertrandem i kpt. Henri Braquenie zgodzili się bez wahania, mając na uwadze tak mozolnie budowany przez siebie system międzyalianckiej współpracy. Dużo trudniej poszło z Brytyjczykami, a w szczególności z Knoxem, który nie miał większej ochoty na "stratę czasu" i spotykanie się z "głupcami". Pomimo wszystko zgodził się pojechać po usilnych prośbach strony polskiej, nalegającej na jego obecność. Obok głównego kryptologa, w skład angielskiej ekipy weszli komandor Alistair Denniston - szef Government Code and Cypher School oraz specjalista nasłuchu radiowego admiralicji, komandor Humphrey Sandwith z wywiadu Królewskiej Marynarki Wojennej.

W porządku alfabetycznym

Rankiem 25 lipca podstawione samochody Oddziału II przewiozły wszystkich zagranicznych gości z Warszawy do tajnej siedziby polskiego Biura Szyfrów w Lasach Kabackich. Początek spotkania utwierdził Brytyjczyków w przekonaniu, że tracą czas - przydługawy, wstępny referat mjr. M. Ciężkiego zirytował niecierpliwego Knoxa, gotowego opuścić konferencję. Wtedy z iście teatralnym wyczuciem chwili oficerowie polscy sprowadzili zagranicznych gości do podziemnych pomieszczeń, gdzie jednym ruchem ściągnięto zasłony okrywające polskie Enigmy. Trudno opisać zaskoczenie sojuszników, którzy nie byli w stanie uwierzyć, że kopie maszyny szyfrującej powstały w wyniku nowatorskiej teorii matematycznej i mozolnego rozpracowania.

Zszokowany szef brytyjskiej delegacji kmdr Denniston próbował uzyskać od polskich oficerów możliwość ściągnięcia z własnej ambasady techników mogących wykonać rysunki. Z uśmiechem poinformowano go, że wszystkie plany urządzeń szyfrujących i polskich narzędzi użytych do dekryptażu, wraz z opisem teorii i kopią Enigmy, zostały przygotowane dla obu sojuszniczych delegacji. Drugi dzień spotkania upłynął pod znakiem wyjaśnień szczegółów technicznych omawianych przez Rejewskiego, Różyckiego i Zygalskiego. Doprowadziło to do nieco humorystycznej sytuacji, w której Knox zasypał polskich naukowców pytaniami o metodę odnalezienia ustawienia walca wejściowego, którą po wielu próbach uznał za niemożliwą do ustalenia. Po dłuższej rozmowie i pokonaniu pewnych barier językowych, M. Rejewski wyjaśnił, iż solidni Niemcy zastosowali... porządek alfabetyczny.

Obrażona primadonna

Dla brytyjskiego kryptologa, który poczuł się bardzo dotknięty prostotą zagadki, była to zagrywka nie "fair" ze strony niemieckiej... Tuż po spotkaniu w Lasach Kabackich zachowywał się niczym obrażona primadonna, a w swoim pierwszym raporcie skierowanym do zwierzchników oskarżył Polaków, że okłamali brytyjską delegację, a kopię Enigmy "kupili" bądź "ukradli"! Alfred "Dilly" Knox, który był znakomitym naukowcem stanowiącym aż do śmierci w 1943 r. podporę i filar brytyjskiej machiny dekryptażowej, gdy ochłonął uznał pierwszeństwo Polaków i docenił wkład i nowatorską metodę Rejewskiego. Informacje i materiały, które przywiózł ze sobą z Polski pozwoliły na rozpoczęcie pierwszego dekodowania Enigmy na terenie Wielkiej Brytanii.

Aż do końca wojny, analizując pracę naukowców w Bletchley Park, można dostrzec nawiązania do wielu polskich metod i urządzeń, które służyły do pokonywania kolejnych form i usprawnień Enigmy. Natomiast dla kryptologów i oficerów placówki "Wicher" spotkanie w Lasach Kabackich pozwoliło zrzucić ciężar tajemnicy. Nie byli już sami - spodziewali się, że wspomogą ich brytyjscy naukowcy i... budżet zdolny podźwignąć koszty walki z Enigmą. Zanim jednak pomoc nadeszła, nieoczekiwanie burza, która zmiotła wszystko.

Zakopana tajemnica

Gdy 1 IX 1939 roku na polskie granice spadło druzgocące uderzenie Wehrmachtu i Luftwaffe, szybko wyszło na jaw, że przewaga agresora w wielu aspektach jest druzgocąca. W atmosferze heroicznej walki o utrzymanie sypiącego się frontu i prób organizowania oporu na kolejnych liniach obrony, rola placówki "Wicher" straciła na znaczeniu. Zgodnie z przewidywaniami polskie stacje nasłuchowe wpadły w ręce niemieckie, nie można było więc pracować nad odczytywaniem niemieckich depesz. Gdyby nawet to się udało, nie istniały praktycznie żadne możliwości ich wykorzystania. Rwała się łączność, a sytuacja na frontach zmieniała z godziny na godzinę.

Po kilku dniach zdano sobie sprawę, że zagrożona jest bezpośrednio Warszawa. Podjęto więc decyzję o ewakuacji, a głównym zadaniem personelu polskiego Biura Szyfrów stało się przeprowadzenie operacji zatarcia śladów złamania tajemnicy Enigmy. Pierwsze działania podjęto bezpośrednio w siedzibie w Lasach Kabackich, gdzie niszczono dokumentację i zakopywano nieznany rodzaj i liczbę urządzeń pomocniczych używanych przy dekryptażu. Następnym miejscem, które zabezpieczono stały się zakłady AVA, gdzie produkowano polską kopię Enigmy. Dzięki pracownikom i kierownictwu firmy polski wywiad uporał się z tym bardzo szybko i dokładnie. Wszystkie ślady zatarto, a części niewykorzystanych maszyn przetopiono w piecach hutniczych. Cały personel placówki "Wicher" wraz z najważniejszą dokumentacją i sprzętem, m.in. kilkunastoma kopiami Enigmy, bombami Rejewskiego i kilkudziesięcioma polskimi maszynami szyfrującymi "Lacida" przewieziono 6 września na dworzec, gdzie czekał podstawiony specjalny pociąg ewakuacyjny. Dwa dni później Niemcy podeszli pod miasto.

Eszelonem do Buska

Trasa ewakuacji wiodła przez Mińsk Mazowiecki do Brześcia nad Bugiem, gdzie miała znaleźć się siedziba Naczelnego Wodza. Jednak postępy wojsk niemieckich spowodowały rozkaz dalszej ewakuacji, tym razem w kierunku granicy z Rumunią. Pośpiech podyktowany obawą przed nadciągającymi kolumnami pancernymi nieprzyjaciela spowodował, że ekipa Biura Szyfrów podzielona została na dwie grupy. Jedna wyruszyła pociągiem przez Kowel, Równe i Zdołbunów. 13 września dotarła do Brodów, i tam spalono całą dokumentację Biura Szyfrów wiezioną przez tę część ekipy. Jednak eszelonowi udało się dojechać do Buska, gdzie został zbombardowany przez niemieckie samoloty. Od tego momentu personel placówki kontynuował ewakuację improwizowanymi środkami transportu, przede wszystkim zarekwirowanymi wozami ciągniętymi przez konie.

Lasami, bocznymi drogami, omijając kilkakrotnie wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa, i unikając Armii Czerwonej, która przekroczyła 17 września granice Polski, ekipie "pociągowej" udało się dotrzeć do granicznego mostu w Kutach. Trochę inaczej potoczyły się losy drugiej grupy.

Spalenie dokumentacji

Kiedy do Brześcia dotarł pociąg ewakuacyjny z Warszawy, na miejscu znalazła się już podstawiona kolumna samochodowa zorganizowana przez zapobiegliwych oficerów Oddziału II. To spowodowało decyzję podziału placówki. Do samochodów zapakowano praktycznie cały wywieziony z Warszawy sprzęt oraz najważniejsze osoby z personelu, m.in. Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego. Kolumna wyruszyła poprzez Uściług w kierunku Włodzimierza Wołyńskiego, Łucka, a następnie poprzez Dubno, Krzemieniec i Kołomyję dotarła do przejścia granicznego w Kutach, praktycznie w tym samym czasie co pierwsza część ekipy.

Kolumna samochodowa uniknęła bombardowań, nie zagroziła jej też wpadka w ręce nieprzyjaciela. Zupełnie inny problem stanął na drodze. Oficerowie polscy dowodzący kolumną zapobiegliwie zaopatrzyli się w paliwo wypełniając kanistrami wolną przestrzeń w pojazdach. Niestety, napotkane po drodze stacje opróżnione były przez wycofujące się kolumny ewakuacyjne. Po około 250 km, zmuszeni okolicznościami, kierujący konwojem zdecydowali się na pozostawienie części ciężarówek, z których paliwo posłużyło do kontynuowania podróży innym pojazdom. Wyładowane po brzegi sprzętem samochody nie były w stanie przewieźć wszystkich ewakuowanych przedmiotów. W czasie postoju w okolicach Włodzimierza Wołyńskiego zdecydowano się na spalenie dokumentacji i ukrycie skrzyń z najważniejszym i najtajniejszym sprzętem - polskimi kopiami Enigmy, cyklometrem, bombami Rejewskiego i kilkudziesięcioma maszynami szyfrującymi "Lacida".

Skrzynie ze sprzętem

Zgodnie ze zgromadzonymi informacjami, do tej pory nie próbowano ustalić dokładnego usytuowania miejsca, gdzie zabezpieczono skrzynie z wywiezionym materiałem. Posiłkując się szczątkowymi relacjami uzyskanymi przez autora książki pt. "Enigma. Bliżej Prawdy" - p. Marka Grajka, wytypowaliśmy kilka miejsc spełniających określone warunki. Ich lokalizacji, ze zrozumiałych względów nie możemy jeszcze podać, co niezależnie od wyników uczynimy w przyszłości. Jest to nadal wiedza dosyć fragmentaryczna, co w przypadku prowadzenia oficjalnych poszukiwań za granicą powoduje znaczne trudności. Zastanawiający jest przy tym pewien fakt. Informacje te oparte są głównie na wspomnieniach i przekazach pochodzących pośrednio od polskich matematyków. Nie są one jednak do końca pełne i wyczerpujące.

Trzymali oni pieczę nad poszczególnymi skrzyniami ze sprzętem i z pewnością uczestniczyli w selekcji i oddzieleniu tych, które zostały zakopane lub zniszczone, od niewielkiej części sprzętu, który przekroczył ostatecznie granicę rumuńską. Jednak sama operacja zakopania została wykonana przez personel placówki - zawodowych żołnierzy i oficerów WP. Zatem zanim skierujemy się na Wschód, aby zrelacjonować nasze próby dotarcia do tajemnicy konwoju placówki "Wicher", podążymy w kierunku przeciwnym, do Londynu, tam gdzie mogą jeszcze znajdować się relacje innych członków konwoju.

Parę słów...

Losy Polaków związanych ze złamaniem Enigmy nie potoczyły się tak jak powinny, zaważyła na tym polityka i nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Ekipa Biura Szyfrów po przekroczeniu granicy została natychmiast zatrzymana. Pracowników cywilnych, jakimi byli matematycy i inżynierowie, rozdzielono od oficerów i nakazano bez eskorty skierować się do odpowiedniego obozu. Zespół kryptologów polecenia władz rumuńskich nie wykonał. Polacy natychmiast udali się na dworzec kolejowy skąd wyruszyli pociągiem do Bukaresztu, gdzie uzyskali zgodę polskiego attaché wojskowego na skontaktowanie się z ambasadami sojuszników. Co ciekawe, Polacy udali się najpierw do ambasady Wielkiej Brytanii, mimo wcześniejszych dosyć chłodnych i śladowych kontaktów. Wiedzieli, że w tym przypadku rozgrywkę z Enigmą są w stanie kontynuować dalej jedynie Anglicy.

Pech sprawił, iż w momencie gdy rozmawiali z ambasadorem, powstało olbrzymie zamieszanie spowodowane przyjazdem całego personelu placówki dyplomatycznej ewakuowanej z Warszawy. W natłoku spraw brytyjski ambasador poprosił o zwłokę. Licząc się z możliwością ujęcia przez rumuńską żandarmerię, Polacy podążyli do ambasady francuskiej, gdzie zostali gościnnie przyjęci i szybko przetransportowani do Francji. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki, który zginął w 1942 roku oraz prawdopodobnie inni polscy specjaliści i oficerowie, trafiliby do brytyjskiego ośrodka dekryptażowego, gdzie ich wiedza z pewnością zostałaby doceniona, a talenty znalazłyby zastosowanie przez cały okres II wojny światowej. W wyniku politycznych zawirowań, francuskich ambicji nie zezwalających na "oddanie" polskich specjalistów i klęski w 1940 roku, Polacy znaleźli się na Wyspach dopiero po kilku latach, po przeżyciu licznych niebezpieczeństw i różnych kolei losów, gdy Brytyjczycy już ich nie potrzebowali. Ale to już temat na zupełnie inną historię.

Łukasz Orlicki

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.


WARTO WIEDZIEĆ

"Lacida"

Maszyny szyfrujące "Lacida" zostały skonstruowane w latach 1929-30 przez ppłk. Gwido Langera, mjr. Maksymiliana Ciężkiego i Leonarda Danilewicza. (M. Rejewski wymienia w swoich wspomnieniach zamiast Danilewicza Antoniego Pallutha, określając maszynę skrótem LCP). Produkowano je zakładach AVA. "Lacida", i podobnie jak Enigma, była również maszyną wirnikową, jednak przy jej konstrukcji popełniono kilka błędów, które zaowocowały podatnością na ataki kryptoanalityków.

W czasie gdy na południu Francji funkcjonowała placówka "Bruno", kontakt z Londynem utrzymywano właśnie przez "Lacidę". Gdy Marian Rejewski na próbę poprosił o jeden z szyfrogramów, nie znając konstrukcji maszyny rozszyfrował wiadomość w przeciągu kilku godzin, co skądinąd dowodzi jego niezwykłego talentu.

Ukrycie sprzętu dekryptażowego

Wzmiankowana w artykule operacja ukrycia nieznanej ilości sprzętu dekryptażowego na terenie tajnego ośrodka Biura Szyfrów miała miejsce 4 IX 1939 roku. Również i ten sprzęt spoczywa najprawdopodobniej w ziemi obok istniejących do dzisiaj budynków. Obecnie miejsce to jest nadal pilnie strzeżone i pełni ważną rolę w systemie obronności kraju.

Mieści się tam 21. Ośrodek Dowodzenia i Naprowadzania - jednostka wojsk radiotechnicznych Sił Powietrznych RP podległa Centrum Operacji Powietrznych.

Odkrywca
Dowiedz się więcej na temat: tajemnica | Polska | Enigma | szyfry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy