Przemilczane zbrodnie

Próba obarczenia Polaków współodpowiedzialnością za eksterminację polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej nie ma szans powodzenia. Nie da się postawić znaku równości pomiędzy metodycznie realizowaną eksterminacją prawie 120 tysięcy Polaków a akcjami odwetowymi przeprowadzanymi z inicjatywy lokalnych komendantów Armii Krajowej, w których zginęło kilka tysięcy Ukraińców.

Spory na tle historycznym niosą ogromne ładunki najrozmaitszych emocji. Potrafią wywołać o wiele większe napięcia międzypaństwowe oraz mocniej obciążyć stosunki między narodami niż kontrowersje o innym charakterze. Widać to bardzo wyraźnie chociażby w naszych relacjach ze wschodnimi sąsiadami. Trudno sobie bowiem wyobrazić normalne dobrosąsiedzkie stosunki z Rosją, oparte na wzajemnym zaufaniu i partnerstwie, bez ostatecznego rozwiązania problemu zbrodni katyńskiej. W Polsce od lat siedemdziesiątych jest to powszechnie akceptowany aksjomat. Okoliczności tej zbrodni muszą zostać całkowicie wyjaśnione, a jej sprawcy zidentyfikowani i ukarani. Oczywiście, nikt ich nie doprowadzi na sądową ławę, na to jest już za późno. Ale można i trzeba osądzić ich moralnie, postawić przed trybunałem historii, żeby zostali zapamiętani jako okrutni kaci polskich jeńców.

Reklama

Oficjalnie nie mówiono

W naszych relacjach z Ukrainą takim historycznym problemem, który uniemożliwia pojednanie obu narodów, jest ludobójstwo dokonane na polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej podczas II wojny światowej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińską Powstańczą Armię (UPA). Przez kilka dziesięcioleci o zbrodni tej w Polsce milczano, uprawiając historyczny relatywizm. Były więc zbrodnie, o których mówiono dużo i głośno, ale były też takie, na które opuszczano kurtynę.

W PRL ze względów politycznych nie pisano i oficjalnie nie mówiono o deportacjach oraz zbrodniach popełnionych w czasie wojny na południowo-wschodnich obszarach II Rzeczypospolitej. Nie mówiono o ich skutkach, wyrażających się zmianami struktury narodowościowej na tych terenach. Nie interesowano się, dlaczego zniknęli stamtąd Polacy i dlaczego nie można dziś odnaleźć przeszło 1100 wsi i osad, w których oni mieszkali.

Na sowieckiej Ukrainie zagłada Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez wiele lat w ogóle nie istniała w pamięci historycznej elit, a tym bardziej przeciętnego Ukraińca. Władze w Moskwie i Kijowie uznawały OUN i UPA za organizacje zbrodnicze, wiele osób stracono lub wysłano do łagrów z powodu zbrodni dokonanych na Żydach, oporu stawianego władzy sowieckiej, przynależności do OUN, służby w szeregach UPA, kolaboracji z Niemcami i udziału w formacjach zbrojnych przez nich organizowanych, ale ludobójstwo na Polakach, którego sami byli sprawcami, nie budziło ich większego zainteresowania.

Drażliwe tematy

Po zmianach geopolitycznych w Europie Środkowo-Wschodniej można było sądzić, że wreszcie nastąpi uczciwe rozliczenie polsko-ukraińskiej historii. Tak się jednak nie stało. Zadecydowały o tym znowu kwestie polityczne. Niepodległa i suwerenna Ukraina stała się strategicznym partnerem Rzeczypospolitej. Polska elita polityczna podzielała przekonanie Jerzego Giedroycia, że bez niepodległej Ukrainy nie będzie suwerennej Polski, że bezpieczeństwo Rzeczypospolitej zależy od tego, czy Ukraina znajdzie się w orbicie wpływów Rosji, czy też trwale zwiąże się z Zachodem. Z tego też powodu uważano, że podejmowanie drażliwych tematów nie służy rozwijaniu partnerskich kontaktów między obu państwami, a może tylko je popsuć.

Na ołtarzu polityki składano ofiarę z historii. Organizacje i instytucje, a także wszystkich ludzi dążących do wyjaśnienia tragicznych wydarzeń oskarżano o niecne intencje, ideologizowanie badań nad przeszłością, a nawet o zdradę interesów narodowych. Twierdzono, że nie dążą oni do ukazania prawdy o tym, co się stało, lecz chodzi im tylko o to, żeby… Ukraińcom wciąż wytykać mordy na Polakach, a ukrywać zbrodnie dokonane przez Polaków na Ukraińcach.

Przemilczaniu zbrodni sprzyjało również to, że eksterminacją objęto - poza nielicznymi wyjątkami, którymi byli najczęściej księża katoliccy - polskich chłopów i ich rodziny, prostych ludzi, niemających koneksji w kraju i za granicą, pozbawionych naturalnych przywódców narodowych i społecznych oraz duchowych przewodników. Większość ofiar do dziś jest bezimienna.

Naginanie historii

Od kilkunastu lat na Ukrainie, ale też i w Polsce (głównie wśród Ukraińców mieszkających w naszym kraju), podejmowane są próby wskazania winowajców zbrodni wołyńskiej i małopolskiej. Oprócz Polaków zaliczone do ich grona zostały niemieckie władze okupacyjne oraz Sowieci, którzy dążyli do wywołania, a potem eskalacji konfliktu polsko-ukraińskiego. Tendencje te widać także u niektórych historyków z zachodnioeuropejskich ośrodków naukowych, którzy genezę zbrodni popełnionych podczas II wojny światowej na polskich kresach wschodnich widzą w odległych wiekach.

Wielu przedstawicieli ukraińskiej elity politycznej i naukowej albo milczało o ludobójstwie na Polakach z Wołynia i Małopolski Wschodniej, albo twierdziło, że istnieją dwie prawdy o tych wydarzeniach: polska i ukraińska. Strona ukraińska wini Polaków za to, że nie powstało niepodległe państwo ukraińskie po I wojnie światowej, za wszelkie krzywdy, jakie spotkały Ukraińców, obywateli przedwojennej II Rzeczypospolitej, za akcję "Wisła", która wiosną i latem 1947 roku doprowadziła do przesiedlenia około 150 tysięcy Ukraińców z południowo-wschodnich terenów Polski na ziemie północne i zachodnie.

Czystki etniczne

Tendencja do obwiniania polskiej strony za wywołanie konfliktu i jego tragiczne konsekwencje, kiedyś bardzo widoczna, dzisiaj - na szczęście - zanika albo podawana jest w złagodzonej, bardziej wyważonej formie. Na Ukrainie i w środowisku mniejszości ukraińskiej w Polsce przeważa opinia, że obie strony popełniały zbrodnie. W ten sposób próbuje się stworzyć równoważnik między zaplanowanymi masowymi mordami o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych na Polakach a akcjami odwetowymi różnych formacji zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego oraz samoobroną rozpaczliwie i żywiołowo organizowaną przez wołyńskich i małopolskich Polaków.

Próba obarczenia Polaków współodpowiedzialnością za eksterminację polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej nie ma jednak szans powodzenia. Nie da się postawić znaku równości pomiędzy metodycznie realizowaną eksterminacją prawie 120 tysięcy Polaków a akcjami odwetowymi przeprowadzanymi z inicjatywy lokalnych komendantów Armii Krajowej lub oddziałów samoobrony, w których zginęło kilka tysięcy Ukraińców.

Masowe mordy rozpoczęte w lutym 1943 roku na Wołyniu, a później dokonywane także na obszarze Małopolski Wschodniej, były akcją systemową, w pełni przemyślaną, przeprowadzaną przez dowódców OUN-B i UPA na rozkaz komendanta UPA Kłyma Sawura (Dmytro Klaczkiwśkyj). Czystkę etniczną o znamionach ludobójczych prowadzono planowo, wieś po wsi, osada po osadzie, a ludność w okrutny sposób mordowano. Oczyszczone w ten sposób wsie podpalano, by pozostali przy życiu nie mieli gdzie wracać. UPA niejednokrotnie mobilizowała do wykonania tego zadania pospolite ruszenie z okolicznych wsi. Ludzie ci byli uzbrojeni często tylko w siekiery, widły, cepy, za pomocą których dokonywali budzących grozę zbrodni, a potem rabowali majątek.

Odbrązawianie pomników

Coraz więcej historyków ukraińskich potrafi już oddzielić walkę prowadzoną przez OUN i UPA najpierw z okupantem niemieckim, a od połowy 1944 roku z władzą sowiecką, od haniebnych akcji eksterminacji ludności polskiej w latach 1943-44. Jeden z nich, profesor Jarosław Hrycak, niedawno powiedział, że ukraińskim historykom "nie pozostaje nic innego niż metodyczne odbrązawianie postaci z pomników - zarówno tych komunistycznych ze wschodu, jak i tych nacjonalistycznych z zachodu. Tylko w ten sposób kiedyś uporamy się z własną historią".

Dlatego nie uczestniczą oni w pseudonaukowych i propagandowych poczynaniach niektórych swoich rodaków próbujących Ukraińcom narzucić nacjonalistyczne myślenie o przeszłości. Heroizacja OUN-UPA szczególnie widoczna jest na zachodzie kraju, a towarzyszy jej tworzenie kultu ludzi splamionych czynami haniebnymi i potwornymi zbrodniami. Masowe mordy dokonane na Polakach przedstawia się jako nic nieznaczący epizod w walce o najwyższy cel - niepodległą Ukrainę.

Korzystne zmiany w politycznym nastawieniu do ujawnienia wszystkich aspektów zbrodni pojawiły się 10 lat temu. Coraz więcej osób, w tym Jacek Kuroń i Marek Siwiec, uważało, że "na Wołyniu działo się zbiorowe morderstwo (czy chcemy to nazwać czystką etniczną, czy ludobójstwem, to rzecz do dyskusji)", a "jedynym sposobem rozwiązania problemu jest prawda i dialog". W 2003 roku ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski zainspirował, w 60-lecie tragedii, obchody "wydarzeń na Wołyniu". Niestety, po uroczystościach w Porycku, w których wzięli udział prezydenci Polski i Ukrainy, Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma, sprawę wyciszono. Ale na krótko.

Tysiące zamordowanych Polaków

Dziś w Polsce powszechne jest już przekonanie, że musi zostać ujawniona pełna prawda o tragedii mieszkańców Wołynia i Małopolski Wschodniej. 15 lipca 2009 roku, w 66. rocznicę rozpoczęcia przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na Kresach II Rzeczypospolitej tak zwanej antypolskiej akcji - masowych mordów o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych - Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w specjalnej uchwale stwierdził, że "tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej powinna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń. Jest to zadanie dla wszystkich władz publicznych w imię przyszłości i porozumienia narodów naszej części Europy, w tym szczególnie Polaków i Ukraińców".

Z najnowszych badań wynika, że na Wołyniu zamordowano 50-60 tysięcy Polaków (w pełni zidentyfikowano 36 705 ofiar), a w Małopolsce Wschodniej 56 tysięcy (ustalono nazwiska 23 912). Do tego przerażającego bilansu trzeba doliczyć trzy tysiące Polaków zgładzonych na Polesiu. W sumie daje to ogromną liczbę 119 tysięcy ofiar.

W polskim dobrze pojętym interesie leży, aby Ukraina była krajem demokratycznym, praworządnym i zamożnym. Powinna jednak także znać swoją historię. Dlatego zbrodnię dokonaną na mieszkańcach Wołynia i Małopolski Wschodniej należy przywrócić pamięci historycznej współczesnych pokoleń nie tylko w Polsce, lecz także na Ukrainie.

Waldemar Rezmer, profesorem doktor habilitowany, specjalizuje się w historii najnowszej i wojskowej. Od 1994 roku kieruje Zakładem Historii Wojskowej w Instytucie Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: zbrodnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy