Prawa za drutami

Wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej hitlerowcy traktowali w nieludzki sposób.

Niemal do połowy XIX wieku sposób prowadzenia wojny normowało jedynie prawo zwyczajowe. Było ono jednak różnie interpretowane i stosowane przez każdą z walczących stron, stąd też rozmaicie traktowano jeńców i ludność cywilną w podbitym kraju. W historii wojen znane są zarówno przypadki humanitarnego postępowania zwycięzców, jak i dokonywania przez nich masowych egzekucji wrogich żołnierzy oraz rzezi ludności cywilnej połączonych z rabunkiem mienia i doszczętnym niszczeniem wszystkiego na opanowanym obszarze.

Deklaracje i konwencje

Aby chociaż częściowo złagodzić skutki wojen, w połowie XIX wieku podjęto działania mające na celu skodyfikowanie zwyczajów i praw związanych z ich prowadzeniem.

Ponieważ problem okazał się bardzo złożony, niemożliwe było uregulowanie od razu wszystkich kwestii. Pierwszy krok zrobiono po zakończeniu wojny krymskiej. W deklaracji paryskiej z 16 kwietnia 1856 roku ("Deklaracja w przedmiocie prawa wojny morskiej") uregulowano podstawowe zasady prowadzenia wojny morskiej - między innymi zakazano ostrzeliwania otwartych miast przez okręty oraz strzelania do rozbitków. Ustalono też, że należy im udzielać niezbędnej pomocy na wodach międzynarodowych.

Reklama

Kolejnym ważnym etapem w procesie kształtowania norm prawa międzynarodowego były konwencje podpisane w Hadze w 1907 roku. Uzgodniono tam, że władzę nad jeńcami będzie sprawował rząd nieprzyjacielskiego kraju, a nie osoby lub oddziały, które wzięły ich do niewoli. Mieli oni także podlegać ustawom, przepisom i rozkazom obowiązującym w siłach zbrojnych nieprzyjaciela, otrzymując - na czas pobytu w niewoli - pożywienie, lokum i ubranie na takich samych zasadach jak żołnierze strony przeciwnej. Jeńców nie można było pozbawiać przedmiotów będących własnością osobistą z wyjątkiem broni i dokumentów wojskowych.

Odrażające zbrodnie

Prawie wszyscy - poza oficerami - mogli być zatrudniani i otrzymywać wynagrodzenie. Musiała to być jednak praca niewymagająca nadmiernego wysiłku i niezwiązana z działaniami wojennymi.

W 1929 roku w Genewie przyjęto kolejne dwa dokumenty dotyczące traktowania jeńców wojennych oraz rannych i chorych w niewoli. Najistotniejsze ustalenia w tym zakresie nawiązywały jednak do odpowiednich arty kułów konwencji haskich z 1907 roku. Sygnatariuszami konwencji genewskich było 47 krajów, w tym także Polska i Niemcy.

Wśród krajów, które nie podpisały tych dokumentów, znalazło się ZSRR. Władze sowieckie twierdziły jednak, że przedstawiciele rządu Rosji carskiej złożyli swój podpis pod konwencjami haskimi w 1907 roku i na tej podstawie ZSRR stosuje się do nich.

W konwencji genewskiej z 1929 roku w artykule 2 była mowa o tym, że "jeńcy wojenni winni być traktowani w sposób humanitarny". Mimo to w okresie II wojny światowej popełniono na wziętych do niewoli żołnierzach wiele odrażających zbrodni. Pierwsze miały miejsce już we wrześniu 1939 roku podczas kampanii polskiej, kiedy to jednostki Wehrmachtu dokonały aż 310 egzekucji i mordów żołnierzy Wojska Polskiego. Niektóre z nich miały charakter masowy (na przykład pod Ciepielowem).

Zbrodnie Wehrmachtu

Jedna z największych i najbardziej zapomnianych to zbrodnia popełniona na żołnierzach Armii Czerwonej wziętych do niewoli niemieckiej w latach 1941-1945. Byli oni traktowani w szczególnie nieludzki sposób. Nie respektowano wobec nich postanowień konwencji haskich z 1907 roku i genewskiej z 1929. Z najnowszych publikacji rosyjskich wynika, że w latach 1941-1945 do niemieckiej niewoli trafiło przeszło 5,5 miliona sowieckich żołnierzy.

28 lutego 1942 roku Alfred Rosenberg, minister III Rzeszy do spraw okupowanych ziem ZSRR, w piśmie do feldmarszałka Wilhelma Keitla, szefa Oberkommando der Wehrmacht, napisał: "Z trzech milionów jeńców jest dziś tylko kilkaset tysięcy zdolnych do pracy. Większość z nich zginęła [...]. W wielu obozach nie zatroszczono się w ogóle o kwatery dla jeńców. Na deszczu i śniegu pozostali oni pod gołym niebem. Nie dano im nawet narzędzi, by mogli sobie wykopać ziemianki albo jaskinie".

Najdotkliwsze straty Armia Czerwona ponosiła w pierwszym roku wojny. W ciągu sześciu miesięcy 1941 roku sięgnęły one prawie 4,5 miliona ludzi, z czego ponad 800 tysięcy zginęło na polach bitew lub zmarło w wyniku ran i chorób, a 1,3 miliona było rannych, kontuzjowanych i chorych. Najwięcej jednak czerwonoarmistów, gdyż aż 2,3 miliona, trafiło w tym okresie do niewoli. Ich los był tragiczny. Wyniszczenie sowieckich jeńców wojennych było bowiem integralną częścią ogólnego systemu eksterminacji narodów europejskich uznanych przez hitlerowskich przywódców partyjnych i wojskowych za wrogich i nieprzydatnych do budowy tysiącletniej III Rzeszy.

Inteligencję miano wystrzelać w od zaraz

Mordowanie jeńców zaczynało się już na froncie. W myśl "Rozkazu w sprawie traktowania komisarzy politycznych" (Kommissarbefehl) wszyscy komisarze i komunistyczna inteligencja mieli być zgładzeni. Rozkaz ten należy do najbardziej zbrodniczych zarządzeń, jakie kiedykolwiek zostały wydane przez władze wojskowe. W ramach wykonywania go starano się wśród jeńców ustalić komisarzy politycznych Armii Czerwonej, członków partii i Komsomołu oraz Żydów. Mieli oni zostać rozstrzelani, a wyrok z reguły wykonywano natychmiast.

Pozostałych czerwonoarmistów, bez podziału na oficerów, podoficerów i szeregowych, kierowano do prowizorycznie utworzonych punktów zbornych i obozów przejściowych, skąd trafiali do stałych obozów, zlokalizowanych między innymi w Borku koło Chełma, Dęblinie, Ostrowi Mazowieckiej, Łambinowicach, Olsztynku, Suwali, Prostkach, Świętoszowie, Częstochowie, Czarnem, Toruniu i Przemyślu. Obozy przejściowe mieściły się między innymi w Białymstoku, Mołodecznie, Głębokiem, Olicie, Wołkowysku, Słonimiu i Wilnie. W miarę jak front przesuwał się na wschód, powstawały kolejne. Do największych należały obozy w Mińsku (późnym latem 1941 roku przebywało w nim około 100 tysięcy czerwonoarmistów), Baranowiczach, Rydze, Kownie i Dyneburgu.

Piekło obozów

Eksterminacja rozpoczynała się już w drodze do obozu przejściowego. Jeńców pędzono do nich pieszo, nie zapewniano im wyżywienia ani wody. Docierali więc na miejsce w stanie skrajnego wyczerpania fizycznego. Często był to tylko piaszczysty plac ogrodzony drutem kolczastym na wysokość około 3 metrów.

Na słupach umieszczano reflektory. Wokół placu stali wartownicy z bronią gotową do strzału. W rogach obozu były zaś ustawione karabiny maszynowe. Na taki plac spędzano kolejne kolumny i grupy jeńców, którzy dołączali do swoich nieszczęsnych towarzyszy broni. Przebywali oni w takich warunkach wiele dni. Byli głodni, spragnieni, brudni, bez żadnej pomocy sanitarnej. Siedzieli pod gołym niebem, narażeni w dzień na spiekotę, a w nocy na przenikliwe zimno. Spali w kucki, z kolanami i rękami pod brodą, na chłodnym, często wilgotnym piasku, w letnich mundurach, bez żadnego okrycia.

Okoliczna ludność próbowała im pomóc, przerzucając ponad drutami chleb i inne produkty żywnościowe. Natychmiast wiele osób wyciągało po nie ręce. Jak się miało jeszcze siły i trochę szczęścia, można było zdobyć kawałek chleba. Okruchy, które znalazły się w piasku, pilnie odszukiwano i po oczyszczeniu zjadano.

Olbrzymie kości

Eugeniusz Bernacki, Polak z Białegostoku, w 1940 roku wcielony do Armii Czerwonej, 30 czerwca 1941 roku trafił do obozu przejściowego w Słonimiu. W swojej relacji zatytułowanej "Reportaż z powrotnej drogi" opisał, jak rano 1 lipca wwieziono na plac niewielką beczkę wody.

"Zrobili to konnym wozem Żydzi pod nadzorem żołnierzy. [...] Z chwilą odsunięcia się "obsługi" tłum natychmiast rzucił się ku niej. Dziesiątki wzajemnie atakujących się ciał, a beczka przechylała się w różne strony, wreszcie wywróciła się. Sądzę, że z wody skorzystało nie więcej niż 15 osób, a wątpię, by i oni dostatecznie ugasili swoje pragnienie. [...] A więc nie ma jedzenia, nie ma wody, a jest dzień upalny z rozgrzanym już piaskiem. Niektórzy osłabieni, może chorzy, w miarę wzrostu upału zaczęli tracić przytomność. Leżeli na wznak i jak ryba wyciągnięta z wody chwytali powietrze, rytmicznie otwierającymi się ustami. Nikogo to nie interesowało, oni byli skazani na niechybną śmierć. [...]

Około godz. 10 przez bramę wjechał wóz z dwoma beczkami wody, a za nim podążał przywiązany luzem koń. Cały ten pochód skierował się w stronę jeńców i zatrzymał przy polowej kuchni sowieckiej. Jeńcy natychmiast zaczęli się krzątać wokół konia. Jeden z nich nałożył mu na łeb worek, a inny z całej siły uderzył zwierzę między uszy młotem. Koń upadł i dalsze przy nim czynności zakryło mrowie siedzących jeńców. [...] Trudno jest obdzielić jednym koniem 2 tysiące ludzi. Moi sąsiedzi z piasku, którzy byli już tu zadomowieni, twierdzili, że w poprzednich dniach działo się podobnie. Jeńcom przyprowadzano schwytane wojskowe konie sowieckie. Teraz już znałem genezę leżących tu i ówdzie na naszym placu olbrzymich kości".

Waldemar Rezmer

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: prawo | żołnierze | kara więzienia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy