Powstanie: więcej żalu i złości niż dumy

W ciągu dwóch miesięcy Powstania Warszawskiego życie straciło ponad 200 tys. osób - to tyle, ile zginęło przez pięć lat konfliktu w b. Jugosławii.

Dla mnie, człowieka trzydziestoparoletniego, takie nagromadzenie bólu i cierpienia jest trudne do wyobrażenia.

A przecież to nie wszystko - w czasie walk w perzynę obrócone całe kwartały miasta, będącego cywilizacyjnym centrum Polski. Co gorsza, ocalałe fragmenty, Niemcy, w ramach dzikiej zemsty, po prostu zrównali z ziemią...

"Nie dawaj dziecku miecza"

Oczywiście, okrutnego znęcania się nad trupem stolicy można było nie przewidzieć. Ale myśl, że zachodni alianci odwrócą się o Polski, a Stalin będzie stał z boku, nie była obca tym, którzy decyzję o rozpoczęciu walk podejmowali.

Zwyciężyła jednak, zdaje się, przeklęta cecha polskiej mentalności, zawarta w stwierdzeniu "jakoś to będzie". Za to, rozumując w dzisiejszych kategoriach, politycy Podziemnego Państwa trafiliby przed Trybunał Stanu, wojskowi decydenci zaś - pod sąd.

Reklama

Sądów nie uniknęłaby również spora część dowódców liniowych. Już starożytni mawiali: "ne puero gladium" - nie dawaj dziecku miecza. Powstańczy dowódcy tę maksymę mieli za nic, posyłając źle uzbrojonych, młodych chłopców i dziewczęta, na silnie umocnione niemieckie pozycje.

To prawda, po kilku tygodniach walk ta młoda armia okrzepła - dozbroiwszy się zdobyczną bronią, do perfekcji opanowała zasady walki w mieście. Ale co z tego? No i przede wszystkim - jakim kosztem?

Poczucie niepowetowanej straty

Wielu warszawiaków tego powstania nie chciało, ba, nie kryło żalu i złości do powstańców. Nawet dziś mówimy o tym ze wstydem, wypierając z myślenia o historii te fakty, które dowodzą cierpienia ludności cywilnej, wywołanego, w jakiejś mierze, również przez naszych bohaterów.

Karmiąc swój podskórny nacjonalizm śmiejemy się z Czechów, "że nie walczą". W efekcie, nasi południowi sąsiedzi mogą być dumni z tego, jak wygląda nietknięta wojnami Praga, nam, na pocieszenie, pozostaje prowincjonalny Kraków.

To wszystko powoduje, że gdy myślę o Powstaniu Warszawskim, więcej we mnie żalu, poczucia niepowetowanej straty i złości niż dumy. Chylę czoło przed osobistą odwagą tysięcy młodych ludzi, którzy wówczas - z bronią i bez - stanęli do nierównej walki.

Ale nie znajduje mojego zrozumienia ich naiwność. I gdy patrzę na nich, dziś już w podeszłym wieku, owszem - widzę bohaterów. Ale i ofiary - tej właśnie naiwności, która zdała całe pokolenie na łaskę polityków i dowódców...

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama