Okręty podwodne odcięte od informacji. Nie mają pojęcia o pandemii

Załoga USS "Portsmouth", wielozadaniowego okrętu podwodnego z napędem atomowym typu Los Angeles. W 2011 roku o atakach na WTC dowiedzieli się z opóźnieniem /US NAVY /domena publiczna
Reklama

Cały świat żyje walką z COVID-19. Codziennie w mediach pojawiają się nowe informacje. Każda rozmowa sprowadza się do koronawirusa i przymusowej kwarantanny. Są jednak osoby, które nie mają pojęcia, co się dzieje. Patrolują właśnie głębiny oceanów w atomowych okrętach podwodnych.

Załogi okrętów podwodnych to jedyni ludzie, którzy nie mają pojęcia, że na świecie toczy się walka z pandemią. O ile patrole niewielkich okrętów podwodnych, jak niemiecki typ 212A, trwają maksymalnie do trzech tygodni, tak atomowe okręty podwodne patrolują nawet do stu dni. Mogli więc wyjść z portu jeszcze przed rozprzestrzenieniem się wirusa w Europie czy Ameryce Północnej.

Czas patrolu w przypadku jednostek o napędzie klasycznym, czy niezależnym od powietrza, jest głównie ograniczony przez zapasy paliwa. W przypadku okrętów z napędem atomowym, wyłącznie zapasami jedzenia.

Reklama

Francuskie okręty podwodne schodzą pod wodę na 60-70 dni. Standardem jest, że amerykańskie i brytyjskie okręty znajdują się na patrolu około 90 dni. W tym czasie pozostają właściwie odcięte od informacji z zewnątrz.

Marynarzom na pokładach okrętów podwodnych, zwłaszcza tych przenoszących pociski balistyczne, zwykle oszczędza się złych wieści podczas rejsu, aby uniknąć obniżenia morale. Załogi powinny być skupione na wykonaniu zadania. Każda zła wiadomość ze świata zewnętrznego może spowodować, że ktoś popełni błąd.

Z tego powodu wszystkie załogi, które opuściły porty, zanim wirus rozprzestrzenił się na całym świecie, prawdopodobnie pozostają w nieświadomości tego, co dzieje się właśnie na Ziemi.

- Myślę, że dowódca jest bez wątpienia informowany o tym, co się dzieje. Nie sądzę jednak, żeby znał wszystkie szczegóły. Ci, którzy są na morzu nie potrzebują tych informacji - powiedział Associated Press, adm. rez. Dominique Salles, dowodzący francuską flotą podwodną w latach 2003-2006.

Jego słowa potwierdza oficer rezerwy Marynarki Wojennej RP, pracujący obecnie w sektorze prywatnym.

- Ewentualnie wie dowódca. Nikt poza nim. Tego typu informacje są całkowicie zbędne i mogą wpłynąć na wykonanie zadania - mówi.

- Zadania rozpoznawcze, prowadzone obecnie przez okręty podwodne mogą znakomicie uzupełnić wiedzę białego wywiadu o przygotowaniu państwa do kryzysu. To wręcz bezcenna wiedza! - dodaje.

Wielka tajemnica

Żadne z państw nie ujawnia, jakie i ile okrętów znajduje się obecnie na patrolach. Nie wiadomo też, kiedy wyszły w morze. Jest to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic sztabów. Obecnie Francuzi posiadają cztery atomowe okręty podwodne zdolne do przenoszenia pocisków balistycznych. Tyle samo mają w linii Brytyjczycy. Chińczycy posiadają sześć. Rosjanie 13, z czego dwa w rezerwie. Najwięcej okrętów tego typu posiadają Amerykanie - do niedawna aż 18. W ostatnich latach cztery z nich zostały przebudowane na nosicieli pocisków manewrujących.

Amerykanie w ogóle nie komentują sytuacji na ich okrętach podwodnych. A po kolejnych przypadkach zarażeń i wyłączeniu z akcji lotniskowca USS "Theodor Roosevelt" i prawdopodobnym wyłączeniu kolejnego, USS "Ronald Reagan", Pentagon nałożył całkowite embargo na wiadomości dotyczące stanu wszystkich załóg i okrętów.

Podobnie czynią inne państwa.

- Ponieważ atomowy okręt podwodny jako środek odstraszający jest otoczony jest bańką tajemnicy i poufności, nie mogę powiedzieć, czy załogi są informowane o tej sytuacji, czy nie - mówi rzecznik francuskiej marynarki wojennej, kmdr ppor. Olivier Ribard.

Admirał Salles, w wypowiedzi dla Associated Press powiedział, że sytuacja będzie najtrudniejsza dla wszystkich tych załóg, które opuszczą przystań w nadchodzących tygodniach, ponieważ będą wiedzieć, że opuszczają bliskich w trakcie pandemii i przez najbliższe miesiące nie będą mieć żadnych informacji dotyczących sytuacji w kraju.

Pokład każdego okrętu podwodnego wykonującego zadanie bojowe jest najbardziej odciętym od informacji miejscem na świecie. Nawet na stacji ISS astronauci wiedzą, co się dzieje na Ziemi. Powrót do portu może być ogromnym zaskoczeniem dla wielu marynarzy. Z drugiej strony są doskonale zabezpieczeni przed wirusem - gdyby tylko pojawiło się podejrzenie, okręt natychmiast wróciłby do bazy. Marynarze nawet nie musieliby podejrzewać dlaczego tak się stało - są regularnie badani. Okręty podwodne są dziś najbezpieczniejszymi i najbardziej odciętymi miejscami na świecie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: okręt podwodny | marynarka wojenna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy