Niewidzialny łowca

Francuzi zaskakują całkowicie nowym podejściem do wojny podwodnej.

Począwszy od lat trzydziestych XX wieku rozwój okrętów podwodnych podążał ściśle w jednym kierunku. Miały one coraz mniej przypominać jednostki nawodne. Stąd też stawały się bardziej obłe i obecnie kształt ich kadłubów przypomina raczej torpedy niż pierwsze okręty, które sprowadziły wojnę w głębiny mórz i oceanów.

Atak nuklearny

Powód tej zmiany jest prosty. Chodziło o uzyskanie idealnego kształtu do pływania pod wodą, szczególnie po wynalezieniu urządzeń pozwalających na pozostawanie okrętu przez długi czas w zanurzeniu. W czasach zimnej wojny jednostki podwodne służyły przede wszystkim do ataku nuklearnego albo przechwytywania innych tego typu okrętów - nosicieli rakiet. Ich znaczenie jako niszczycieli celów nawodnych, z wyjątkiem lotniskowców, stało się drugorzędne.

Reklama

Te zadania miały być wykonywane niejako przy okazji, jeżeli cel znalazłby się w zasięgu rakiet bądź torped. Umiejętność podążania okrętów podwodnych za szybkimi siłami nawodnymi, jako ich wsparcie w czasie bitwy morskiej, wydawała się wtedy nierealna. Tak było aż do dzisiaj.

Futurystyczne wizje

W październiku 2011 roku francuska kompania DCNS przedstawiła na wystawie Lima 2011 w Malezji koncepcję zupełnie nowej jednostki: podwodno-nawodnego SMX-25. Prezentacja tego projektu wywołała wśród zgromadzonych lekki szok. Sylwetka okrętu nie przypominała niczego proponowanego do tej pory, co najwyżej futurystyczne wizje z gier komputerowych z serii Command & Conquer.

Projekt SMX-25 to okręt podwodny o wyporności blisko 5,5 tysiąca ton w zanurzeniu (dla porównania największy w polskiej Marynarce Wojennej ORP "Orzeł" w pełni zanurzony wypiera 4 tysiące ton, a atomowy USS "Los Angeles" 6,9 tysiąca ton), ostrym dziobie i rufie ze statecznikami przypominającymi tylną część rakiety.

Technologiczny przewrót

Konstruktorzy SMX-25 kompletnie zignorowali kwestię lansowanego do tej pory opływowego kształtu. Stało się tak dlatego, że nowa jednostka ma prowadzić działania podwodne jedynie w bezpośrednim sąsiedztwie zgrupowań nieprzyjacielskiej floty wojennej. W czasie patrolu, rejsu w rejon operacji wojennych bądź powrotu do bazy ma być przez cały czas na wpół wynurzona i funkcjonować tak jak standardowy okręt nawodny. Ostre kształty w połączeniu z trzema silnikami turbogazowymi o mocy po 16 megawatów każdy mają umożliwić jednostce osiąganie nawodnej prędkości od 38 do 40 węzłów, czyli około 70 kilometrów na godzinę.

Dla porównania współczesne niszczyciele i fregaty rozwijają od 30 do 33 węzłów. SMX-25 ma zgodnie z założeniami móc zanurzyć się do 100 metrów pod powierzchnię wody. To niewiele, gdy weźmie się pod uwagę, że wspomniany "Orzeł", należący do rosyjskiego typu Kilo, czy amerykański "Los Angeles" mogą zejść na trzykrotnie większą głębokość. Celem nowego typu okrętów podwodnych nie jest jednak niepostrzeżone przenikanie na wrogie wody terytorialne, a raczej szybkie uderzenie ze wsparciem własnych jednostek nawodnych.

W boju

W czasie walki SMX-25 ma kryć się pod wodą i być niewidoczny dla radarów oraz obserwatorów przeciwnika. Kiedy przyjdzie czas do ataku, ma znaleźć się w pozycji na wpół zanurzonej: nad wodę powinna wystawać tylko niepozorna, odbijająca promienie radaru nadbudówka. Okręt będzie mógł poruszać się zgodnie ze swoimi możliwościami nawodnymi, bez zużywania energii z akumulatora. W nadbudówce zainstalowanych zostanie aż 16 wyrzutni rakietowych, gotowych do błyskawicznego otwarcia ognia. Jak łatwo się domyślić, będą to prawdopodobnie rakiety woda-woda.

W przypadku ostrzelania przez nieprzyjaciela SMX-25 będzie mógł błyskawicznie zanurzyć się pod wodę, co da mu szansę uniknięcia pocisków rakietowych i artyleryjskich. Przed torpedą okręt jest w stanie... uciec dzięki dużej prędkości. Atak na nowy rodzaj jednostki mógłby się więc powieść jedynie wtedy, gdyby został dokonany z użyciem kilku rodzajów broni naraz.

To wszystko oczywiście tylko teoria, szczególnie że rozwiązania zastosowane na okręcie nadal nie czynią go bardziej odpornym na atak lotniczy. Faktem jest jednak, że SMX-25 nie jest jakimś kosmicznym projektem przyszłości, jakim do niedawna był myśliwiec wielozadaniowy F-35, i można rozpocząć jego budowę z wykorzystaniem istniejących technologii. Warto też nadmienić, że projekt okrętów podwodnych nadążających za flotą nie pojawił się po raz pierwszy w historii.

Niefortunne Kalamity

Okręty klasy K zostały zaprojektowane w roku 1913 w Wielkiej Brytanii jako wsparcie dla nawodnej floty liniowej. Wielkie jednostki, mające 103 metry długości i wyporność w zanurzeniu 2,5 tysiąca ton, wyposażono w osiem wyrzutni torpedowych, a także trzy działa - dwa 102-milimetrowe i jedno 76-milimetrowe. Na pierwszy rzut oka nie przypominały okrętu podwodnego, lecz kontrtorpedowiec. Z jednostkami tej ostatniej klasy były zresztą w stanie nawiązać w miarę równorzędny pojedynek artyleryjski.

Kalamity, bo tak nazywano też te okręty, osiągały na powierzchni prędkość 24 węzłów, mogły więc nadążyć za ówczesnymi pancernikami i krążownikami. Jednostki te miały iść na powierzchni razem z głównymi siłami floty, a tuż przed walną bitwą opłynąć siły nieprzyjaciela, zanurzyć się i polować na największe okręty. Założenia okazały się jednak niepraktyczne. Spośród 21 okrętów klasy K, aż sześć zostało zniszczonych w wyniku nieszczęśliwych wypadków. Tylko jeden ulokował celną torpedę w jednostce nieprzyjaciela.

Jego ofiarą był jednak nie wielki pancernik, lecz niemiecki U-boot, który w dodatku przetrwał dlatego, że zapalnik torpedy nie zadziałał.

Robert Włodek

Śródtytuły pochodzą od redkacji portalu INTERIA.PL

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: łowcy | francuzi | torpeda | napęd atomowy | okręty podwodne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy