Ministerstwo Obrony wykańcza komandosów

Sposób, w jaki Ministerstwo Obrony Narodowej kieruje reformami wojska, przejdzie zapewne do historii. Od chwili powołania do życia polskich jednostek specjalnych nie było bowiem takiego bałaganu, jak obecnie. A wszystkiemu winni są politycy.

W listopadzie 2013 roku odbyły ćwiczenia "Cobra-13", które były ostatnim etapem dopuszczającym nieistniejące już Dowództwo Wojsk Specjalnych do dowodzenia jednostkami specjalnymi NATO. Do tej pory zaledwie sześć państw - Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Hiszpania, Włochy, Francja i Turcja - miały takie uprawnienia. Mówiąc w skrócie, dają one całościowe dowodzenie operacjami specjalnymi NATO na świecie. Do tego grona dołączyli polscy komandosi wraz ze swoją strukturą dowodzenia.

Już wówczas było wiadome, że Dowództwo Wojsk Specjalnych zostanie rozwiązane z końcem roku, a na jego miejsce powstanie Dowództwo Sił Specjalnych. Najważniejszymi skutkami wprowadzonych zmian miało być ograniczenie kompetencji Prezydenta, dotyczących wyznaczania dowódcy DSSpec, oraz utrata ludzi na rzecz nowej "zabiurkowej" struktury - Inspektoratu Wojsk Specjalnych.

Reklama

Dowództwo Sił Specjalnych miało się zajmować bezpośrednim dowodzeniem operacjami specjalnymi, oraz określać kierunek rozwoju tych sił. Inspektorat Wojsk Specjalnych miał stworzyć warunki, aby DSSpec mógł te działania prowadzić.

Wielki bałagan

Jednak do zmian nie zdążyli się przyzwyczaić sami zainteresowani. Okazało się bowiem, że Dowództwo Sił Specjalnych miało działać jako forma przejściowa, o czym wielu pracowników dowiedziało się... dopiero z mediów.

Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że od dnia 10 stycznia 2014 roku DSSpec zostaje przemianowane na Centrum Operacji Specjalnych.

"Utworzenie Centrum Operacji Specjalnych (COS) wpisuje się w trwający proces budowania nowych struktur kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi. Jego lokalizacja w Krakowie pozwoli na wykorzystanie bogatego dorobku, wiedzy i umiejętności, jakie posiada kadra służąca w dotychczas działającym Dowództwie Wojsk Specjalnych" - napisał w komunikacie rzecznik prasowy MON, Jacek Sońta.

W takim razie pojawia się pytanie, w jakim celu tworzone było DSSpec, które przetrwało jedynie pięć dni roboczych? Na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, a ministerstwo nabrało wody w usta. I nie idzie tu tylko o pieniądze przeznaczone na reformę, a wyrzucone w błoto, ale o bezpieczeństwo kraju.

Jaka przyszłość?

Jeszcze w czasie trwania ćwiczeń "Cobra-13" minister ON, Tomasz Siemoniak, podkreślał, że jednostki specjalne są chlubą Wojska Polskiego. Mówił wówczas:

- Polska zadeklarowała jakiś czas temu, że jej specjalnością staną się wojska specjalne i to się teraz dzieje, a ranga naszych Wojsk Specjalnych wzrasta.

Dziś sytuacja wygląda tak, że od listopada nastąpiły dwie zmiany strukturalne w dowodzeniu jednostkami specjalnymi i nie jest pewne, czy nie odbiją się one na opinii o wśród sojuszników.

A to nie koniec problematycznych działań.

Najgorszym posunięciem po zmianach wprowadzonych na początku stycznia jest podporządkowanie wszystkich pięciu jednostek specjalnych Dowództwu Generalnemu Sił Zbrojnych, co oznacza, że utraciły one swoją autonomię. Zostały bowiem "wrzucone do tego samego worka", co inne jednostki Sił Zbrojnych. Może to mieć podobne skutki, jak ograniczenie swego czasu niezależności GROM-u, jednej z najlepszych jednostek specjalnych na świecie. Wówczas GROM miał problemy z otrzymaniem odpowiedniego sprzętu i możliwości szkoleniowych.

Natomiast Centrum Operacji Specjalnych zostaje podporządkowane Dowództwu Operacyjnemu Sił Zbrojnych, czyli drugiemu pionowi struktury Wojska Polskiego. Droga od wydania najprostszego rozkazu do jego wykonania niepotrzebnie się komplikuje i wydłuża.

Takie rozwiązanie powoduje, że zostaje złamana zasada force user - force provider, która oznacza, że szkolący odpowiadają za jednostkę również na polu walki, krótko mówiąc - dowodzą nią od początku do końca. Obecnie Centrum Operacji Specjalnych odpowiada jedynie za dowodzenie żołnierzami poza granicami Polski, natomiast za wyszkolenie odpowiada Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych.

Być może Inspektor Wojsk Specjalnych podpowie Dowódcy Generalnemu, jaką charakterystykę mają operacje specjalne? Skutek jest jednak taki, że cały proces dowodzenia wydłużył się, a oficerowie dowodzący jednostkami mają odpowiadać za żołnierzy, o których niewiele wiedzą.

Niszczenie systemu

Przez lata wypracowywano system dowodzenia polskimi jednostkami specjalnymi. Dowództwo Wojsk Specjalnych stworzyło jednostki Agat i Nil, które stały się doskonałym uzupełnieniem istniejących oddziałów. Wspólnie z ministerstwem wypracowywano koncepcję powstania Dowództwa Sił Specjalnych i Inspektoratu Wojsk Specjalnych. Stanowiska dowódcze objęli doświadczeni komandosi - generałowie brygady Jerzy Gut i Piotr Patalong, po czym nagle MON informuje, że powstaje Centrum Operacji Specjalnych, o którym nawet nie wspomniano, i które komplikuje proces dowodzenia tak specyficznymi oddziałami.

Zmian nie pochwalają byli dowódcy jednostek specjalnych. Generał Polko w wypowiedzi dla dziennik.pl stwierdził:

"Bałagan i brak pomysłu. Tu nie były brane pod uwagę specyfika i możliwości operacyjne wojsk specjalnych. Z jednej strony mówi się, że siły specjalne powinny być niestandardowe, niekonwencjonalne, a teraz i tak wtłacza się je w niezrozumiałe procedury". 

Ciąg dalszy zapewne nastąpi...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komandosi | militaria
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy