HMS Astute - katastrofa czy chluba Royal Navy?

Naszpikowane elektroniką, ciche, szybkie i niebezpieczne okręty podwodne o napędzie atomowym klasy "Astute" mają być chlubą Royal Navy w XXI wieku. Jednak problemy techniczne, jakie pojawiły się podczas testowania pierwszej jednostki, nie do końca mogą napawać optymizmem brytyjskie ministerstwo obrony (MoD).

Siedem zamówionych przez MoD okrętów klasy "Astute" ma w założeniu zastąpić wysłużone, zbudowane w latach 1977-1986 przez Vickers Shipbuilding Engineering jednostki typu "Trafalgar", których sześć wciąż pływa pod królewską banderą. Cały proces wymiany tej części floty według planów zakończy się w 2022 roku, a jego koszt szacuje się na niemal 10 miliardów funtów.

Niewykluczone jednak, że zarówno powyższy termin, jak i suma zostaną - ku rozpaczy ministerialnych urzędników odpowiedzialnych za planowanie budżetu armii - znacznie przekroczone. Ukończenie pierwszego okrętu HMS Astute opóźniło się bowiem aż o cztery lata, nie wspominając o konieczności zainwestowania w niego dodatkowych 800 milionów funtów.

Reklama


Nastały tłuste lata, a właściwie - dekady!


Jednostki klasy "Astute" są projektowane, budowane i testowane w należącej do koncernu BAE Systems stoczni w 63-tysięcznym miasteczku Barrow-in-Furness, które może poszczycić się długą tradycją w tej dziedzinie. Pierwszy okręt podwodny został zwodowany tam bowiem już w 1887 roku. Cały kompleks stoczni zajmuje 169 akrów i jest uważany za największy w północno-zachodniej części Wielkiej Brytanii. Firma stanowi ekonomiczny kręgosłup i siłę napędową lokalnej gospodarki. Praktycznie w każdej rodzinie znajdzie się ktoś, kto w niej pracował lub pracuje. Wśród mieszkańców panuje powszechne przekonanie, że wraz z rządowym zamówieniem dla Barrow nastały tzw. tłuste lata, a właściwie dekady. 

W cały projekt, uważany za jeden z największych i najbardziej zaawansowanych technologicznie nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na świecie, zaangażowanych jest 5 tys. wysokiej klasy specjalistów z różnych dziedzin - m.in. 600 elektryków i 300 projektantów. Jest to konieczne, gdyż "przedsięwzięcie na niektórych etapach przypomina pracę kowala, a w innych neurochirurga operującego na otwartym mózgu", jak barwnie wyraził się kontradmirał Simon Lister, koordynator przedsięwzięcia z ramienia ministerstwa obrony. O skali wyzwania, jakie stoi przed inżynierami i technikami, niech świadczy choćby to, że jednostka klasy "Astute" składa się z miliona autonomicznych komponentów (w tym 25 tys. zaworów i 23 tys. różnego rodzaju rur), które trzeba perfekcyjnie dopasować. Na jej pokładzie znajduje się ponadto trzy razy więcej urządzeń i systemów, niż w okrętach pływających po powierzchni mórz i oceanów.

Masa wyzwań dla inżynierów


Sam proces projektowania mierzącego 97 metrów i ważącego ponad siedem tysięcy ton giganta zajął cztery lata, w trakcie których wykonano ponad 100 tys. szkiców i grafik. Czas ten nie powinien jednak dziwić, zważywszy na fakt, że priorytetem dla wszystkich od początku było bezpieczeństwo 98-osobowej załogi. Ekstremalne zmiany ciśnienia, słona woda morska powodująca korozję czy odpowiednie zabezpieczenie reaktora, który ma pracować nieprzerwanie 25 lat, to jedynie trzy z całej masy wyzwań, z którymi inżynierowie musieli zmierzyć się w tej fazie.

Nie brakuje ich zresztą także, jeśli chodzi o łączenie gotowych już głównych sekcji okrętu - dziobowej, rufowej, 8 pierścieni (każdy po ok. 11 metrów średnicy) tworzących kadłub i centrum dowodzenia. Każda z nich budowana jest oddzielnie w różnych partiach stoczni, a następnie transportowana do jednego megahangaru. I nie jest to wcale przesadne określenie, gdyż obiekt ten ma 260 metrów długości, 58 szerokości i 51 wysokości.

Wspomniane centrum dowodzenia, którego wspawanie w kadłub zajmuje ok. 3 tygodni, jest szczególnie istotnym modułem dla funkcjonowania okrętu. Znajdują się w nim systemy nawigacji, sonaru i sterowania bronią. Ma on 22 metry długości i waży 180 ton. Na górnym jego pokładzie znajduje się kabina dowódcy (jedyna osoba, która ma pomieszczenie na użytek własny), na dolnym zaś kuchnia, trzy mesy, po 5 toalet i pryszniców, a także kajuty pozostałych marynarzy. Jeśli chodzi o wygodę, osiągnięto tu znaczący postęp, gdyż każdy członek załogi ma własne łóżko. W okrętach starych klas musieli oni dzielić je z kolegami z drugiej wachty (tzw. hot bunk).

Szwajcarski zegarek o masie siedmiu tysięcy ton


Oprócz poprawienia komfortu marynarzy, konstruktorzy klasy "Astute" chwalą się również tym, że nowe okręty mogą przenosić więcej uzbrojenia - torped "Spearfish" i pocisków "Tomahawk" ̶ niż "Trafalgary". Gotowy, przechodzący cały czas testy HMS Astute na tę chwilę jest też jedyną jednostką we flocie Royal Navy, która może zawisnąć nieruchomo pod wodą. Do ciekawych rozwiązań zalicza się ponadto zastosowanie zamiast tradycyjnego peryskopu wysuwanej kamery (maszt fotoniczny), którą można wykorzystywać zarówno w dzień, jak i w nocy (termowizja). Dzięki niej zarejestrowanie i przesłanie do centrum dowodzenia panoramicznego obrazu z powierzchni ma zajmować tylko parę sekund, a tym samym utrudniać wykrycie okrętu. Warto też wspomnieć o niewykrywalnym dla przeciwnika, ultraczułym sonarze pasywnym. Z wybrzeży Wielkiej Brytanii może on rzekomo zlokalizować jednostkę opuszczającą port po drugiej stronie Atlantyku. 

Czy jednak HMS Astute (a zatem i cała klasa okrętów) rzeczywiście jest "ważącym siedem tysięcy ton szwajcarskim zegarkiem", jak określił go cytowany już wcześniej kontradmirał Lister? Kwestia ta jest dyskusyjna, biorąc pod uwagę kolejne alarmujące doniesienia brytyjskiej prasy. Głównie dziennika "The Guardian", który nie zostawił na jednostce suchej nitki, nazywając ją "wolną, przeciekającą i skorodowaną".

Według żurnalistów czteroletnie opóźnienie było jedynie zapowiedzią prawdziwych kłopotów. Jakie konkretnie problemy techniczne wytknęli oni, powołując się na swoich informatorów? Skorodowane rury, wadliwą instalację wokół reaktora, liczne przecieki kadłuba, niesprawną kamerę.  A także... prędkość niższą niż zakładane 30 węzłów, co ma uniemożliwiać ucieczkę przed atakiem czy ochronę nowoczesnych, szybkich lotniskowców. Przyczyną takiego stanu rzeczy ma być zastosowanie reaktora PWR2 z o wiele większych okrętów klasy "Vanguard", zamiast stworzenia całkiem nowej jednostki napędowej.

Warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o dwóch incydentach, które sprawiły, że HMS Astute nie ma w Wielkiej Brytanii dobrej prasy. W 2010 roku okręt najpierw osiadł na mieliźnie u wybrzeży szkockiej wyspy Skye, a potem doszło do zderzenia z przybyłym mu na pomoc holownikiem. Wydarzenia te doprowadziły do odwołania dowódcy jednostki Andy’ego Colesa. Z kolei w 2011 roku, w porcie w Southampton, miała miejsce na jej pokładzie strzelanina, w trakcie której z zginął jeden oficer, a inny został ranny. Wszystko to dało asumpt największym złośliwcom, aby przechrzcić HMS Astute (z ang. przebiegły) na HMS Calamity (z ang. katastrofa).

Jak budowane są okręty podwodne klasy "Astute"? Gdzie powstają silniki TRENT 1000 do słynnych Dreamlinerów? Jaką wojskową technologię koncern QinetiQ wykorzystuje do produkcji turbin wiatrowych? Dowiesz się tego z programu "Technologiczne wyzwania" na kanale Discovery Science. Emisja w poniedziałki, od 17 grudnia, o godz. 22.30

Discovery Science
Dowiedz się więcej na temat: okręt podwodny | royal navy | napęd atomowy | marynarka wojenna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy