Hej, kto Polak, na bagnety!

W wojnie secesyjnej brało udział wielu europejskich emigrantów. Nie zabrakło w niej także Polaków, którzy walczyli pod sztandarami obu stron konfliktu.

W dziewiętnastym wieku nasilał się napływ emigrantów do Stanów Zjednoczonych. Do Nowego Świata w poszukiwaniu szczęścia ruszali Niemcy, Francuzi, Skandynawowie, a przede wszystkim uciekający przed klęską głodu Irlandczycy.

Udowodnić przywiązanie

Imigranci w rozpoczynającej się w 1861 roku wojnie widzieli szansę na udowodnienie swojego przywiązania do nowej ojczyzny. Chętnych do służby nie brakowało. Pod sztandarami Unii powstawały całe jednostki o charakterze narodowym. Często tworzono także oddziały złożone z przedstawicieli różnych nacji. Wówczas rozkazy trzeba było wydawać w kilku językach. Generał major Franz Siegel, weteran Wiosny Ludów w Niemczech, podawał komendy po niemiecku, następnie były one tłumaczone na angielski na użytek oficerów, potem ponownie na niemiecki i... węgierski - dla szeregowców i podoficerów.

Reklama

Ucieczka za ocean

W armii Unii nie zabrakło także Polaków. W tym czasie w Ameryce Północnej żyło nie więcej niż trzydzieści tysięcy naszych rodaków (wielka imigracja znad Wisły rozpoczęła się dopiero kilka lat później, po powstaniu styczniowym). Wielu z nich uciekło za ocean po zakończonych klęską powstaniach narodowych.

Włodzimierz Krzyżanowski, inżynier wcześniej pracujący przy rozbudowie amerykańskiej kolei, zgłosił się do armii dwa dni po wybuchu wojny. Początkowo otrzymał stopień szeregowca, kiedy jednak udało mu się w rekordowym tempie skrzyknąć całą kompanię polskich ochotników (był to jeden z pierwszych oddziałów Unii), mianowano go pułkownikiem i nakazano zwerbowanie całego pułku. Krzyżanowskiemu nigdy nie udało się stworzyć jednostki złożonej w stu procentach z Polaków. Czterystu zwerbowanych przez niego rodaków początkowo działało jako niezależny batalion, a potem zostało połączonych z wielonarodowym Morgan Rifles. W ten sposób powstał regularny 58 Pułk Piechoty z Nowego Jorku. Poza Polakami w jednostce znaleźli się także Duńczycy, Francuzi, Niemcy, Włosi, a nawet Rosjanie. Mimo to pułk bardzo często określano jako Polish Legion.

Atak z klasą

58 Pułk Piechoty brał udział w licznych bitwach. Pod Cross Keys Polacy w ciężkim boju powstrzymali natarcie konfederatów. Dowódcy innych jednostek chwalili te działania i mówili, że atak został przeprowadzony z klasą. Polscy żołnierze dobrze spisali się także w bitwie pod Bull Run. Krzyżanowski dowodził już wówczas całą brygadą wojsk Unii, w tym zwerbowanymi przez siebie wcześniej rodakami. Polish Legion uczestniczył także w najważniejszej bitwie tej wojny - pod Gettysburgiem. W ciągu czterech lat istnienia pułk stracił 127 żołnierzy, z czego 32 zmarło w wyniku ran zadanych przez nieprzyjaciela, a 95 z powodu chorób i złych warunków.

Po zakończeniu wojny pułkownik Krzyżanowski został mianowany przez Abrahama Lincolna generałem. Prezydent zamierzał awansować Polaka znacznie wcześniej, ale senat na to się nie zgodził. Polski weteran zajmował stanowiska gubernatorskie w kilku kolejnych spacyfikowanych stanach Południa. Uczestniczył też w rokowaniach z Rosją w sprawie zakupu Alaski przez Stany Zjednoczone.

W służbie konfederatów

Po drugiej stronie barykady Polaków było znacznie mniej niż w szeregach Unii. Jedną z ciekawszych postaci wśród konfederatów był pułkownik Gaspard Tochman, weteran powstania listopadowego, który za udział w bitwie pod Białołęką został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Był dobrym znajomym prezydenta Konfederacji Jeffersona Daviesa i bez trudu namówił go do stworzenia dwóch polskich pułków w Luizjanie. Problem polegał na tym, że w całym stanie mieszkało zaledwie 196 Polaków. W skład 13 Pułku Ochotników z Luizjany wchodzili zatem głównie Francuzi, Niemcy i Włosi. Ich dowódcą został jednak Polak - weteran Wiosny Ludów na Węgrzech Walery Sulakowski, a jednostkę nazwano polską brygadą. Drugi z postulowanych pułków w ogóle nie powstał. Z braku rekrutów sformowany został jedynie polski batalion, w którego składzie znalazło się nie więcej niż trzydziestu Polaków.

Kompletny brak dyscypliny

Stworzona przez Sulakowskiego jednostka ruszyła na front. Żołnierze jednak nie byli zbyt zdyscyplinowani. W czasie postoju w Grand Junction w Tennessee oblegali sklepy z alkoholem. Kiedy dowódca nakazał ich zamknięcie, żołnierze wszczęli awanturę, pobili strażników i grozili oficerom pułku. Zbuntowane wojsko najpierw otoczyło miejski hotel, w którym stacjonowali ich dowódcy, a później wdarło się do środka.

Wtedy do akcji wkroczył Sulakowski. Pułkownik z zimną krwią zastrzelił z rewolweru jednego z buntowników. Drugiemu wypalił prosto w twarz, ale ten uniknął śmierci. "Po chwili wstał, wypluł ząb i uciekł", relacjonował jeden ze świadków. W bojowym zapale Sulakowski zabił też przez pomyłkę jednego z lojalnych wobec kadry sierżantów. Co gorsza, stało się to na oczach żony zabitego, która akurat przyjechała w odwiedziny. Interwencja wszakże przyniosła skutek: bunt udało się ugasić, a z jednostki usunięto najbardziej zadziorną kompanię.

Żelazna ręka wojskowego

Sulakowski żelazną ręką wyegzekwował dyscyplinę. Zapracował sobie w tym czasie na takie określenia, jak: "despotyczny", "okrutny" i "absolutnie bezlitosny". Oficerowie innych pułków lubili oglądać go w akcji, kiedy musztrował podkomendnych. Po pierwsze, byli ciekawi, jakie stosuje metody. Po drugie, śmiali się, kiedy słyszeli, jak z dziwnym akcentem wydaje komendy.

Metody Sulakowskiego były skuteczne. Przez kolejne lata pułk wziął udział w kilkunastu bitwach. Stracił jednak niemal trzystu z ponad tysiąca ludzi. W momencie kapitulacji pod Appomattox, w kwietniu 1865 roku, jednostka liczyła zaledwie dwóch oficerów i 25 szeregowych. W tym czasie w armii nie było już Sulakowskiego. Pułkownik wzorem Tadeusza Kościuszki zajął się pracami fortyfikacyjnymi na rzecz Konfederacji.

Maciej Szopa


Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: militaria | wojsko | sztuki walki | bitwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy