Eksplozja rakiety o napędzie atomowym. Rosja zmaga się z nuklearną katastrofą?

Jedno z nielicznych zdjęć 9M730 Buriewiestnik udostępnionych przez rosyjskie MON /MON FR /domena publiczna
Reklama

8 sierpnia na poligonie nad Morzem Białym doszło do wybuchu. Eksplodowała prawdopodobnie rakieta o napędzie atomowym 9M730 Buriewiestnik. Rosjanie testują ją od dwóch lat. Jedną udało im się nawet zgubić. Teraz, mimo zapewnień, że nikomu nic nie grozi, rozpoczęli ewakuację okolicznych miejscowości. "To drugi Czarnobyl" - czytamy w internetowych komentarzach.

Jeszcze wczoraj rosyjskie władze cywilne i wojskowe informowały, że wybuch nie spowodował zagrożenia i mieszkańcy okolic Siewierodwińska nie muszą się niczego obawiać. Dziś, 13 sierpnia o 14.20 polskiego czasu, władze wojskowe poinformowały, że "od godziny 5:00 do 8:00 rano dnia 14 sierpnia 2019 roku będzie przeprowadzona ewakuacja mieszkańców wsi Nionoksa. W tym celu zostanie wysłany pociąg, który ewakuuje mieszkańców na czas prowadzenia prac na poligonie".

Rosyjskie władze utrzymują, że ewakuacja nie jest związana z wybuchem z 8 sierpnia.

"To zaplanowane wydarzenie. Odbywa się regularnie, mniej więcej raz w miesiącu" - mówił lokalnej telewizji jeden z mieszkańców. Tymczasem, według agencji TASS mieszkańcy zostali skierowani na badania do moskiewskiego centrum medycznego, gdzie wcześniej przewieziono rannych w wybuchu, a lekarze zostali zmuszeni do podpisania klauzuli poufności.

Reklama

Wybuch

Tuż po wybuchu lokalne władze poinformowały, że zarejestrowano "krótkotrwały" wzrost promieniowania. W komunikacie władz Siewierodwińska, który wkrótce zniknął, można było przeczytać: "Od 11:50 do 12:20 poziom promieniowania skoczył do 2 mikrosiwertów na godzinę, podczas gdy naturalne tło wynosi 0,1 - 0,2 mikrosiwertów". 

W piątek władze miasta wycofały komunikat bez żadnych wyjaśnień, a rosyjskie ministerstwo obrony podkreśliło, że w wyniku eksplozji do atmosfery nie przedostały się żadne szkodliwe substancje i zapewniło, że promieniowanie jest w normie. Dziś rosyjskie władze w końcu przyznały, że odczyty przewyższały emisję tła naturalnego od 4 do 16 razy.

W nocy z 9 na 10 sierpnia rosyjska Państwowa Korporacja Energii Jądrowej Rosatom wydała komunikat, w którym napisano, że dwóch jej pracowników zmarło dwa dni wcześniej na poligonie w regionie Archangielska. Kolejne trzy odniosły obrażenia i oparzenia o różnym nasileniu.

Wkrótce pojawił się kolejny komunikat. "W wyniku incydentu na poligonie w regionie Archangielska, podczas testowania reaktywności eksperymentalnej cieczy do systemów napędowych, zginęło pięciu pracowników korporacji państwowej Rosatom. Są jeszcze trzy osoby z obrażeniami i oparzeniami o różnym stopniu, które objęte są specjalistyczną opieką medyczną" - brzmiał komunikat Rosatomu, cytowany przez agencję TASS.

Wkrótce Rosatom, pod naciskiem opinii publicznej, opublikował nazwiska i zdjęcia osób, które zginęły podczas testów pod Archangielskiem: Władysław Nikołajewicz Janowski, Aleksiej Nikołajewicz Wyszynin, Siergiej Jewgiejewicz Piczugin, Jewgienij Juryjewicz Koratajew i Wiaczesław Juryjewicz. Niedługo później pojawiła się lista osób, która została napromieniowana.


Nic się nie ukryje

Obie listy pojawiły się dopiero, kiedy mimo zapewnień władz, że zagrożenie nie istnieje, opublikowane zostały filmy pokazujące działania wojska i ratowników. Na filmach widać sześciu najciężej rannych, którzy zostali dostarczeni śmigłowcami do Moskwy i lekarzy ubranych w kombinezony antyradiacyjne. Takie same ubrania mieli kierowcy karetek i pracownicy szpitala.

Lokalne media poinformowały, że wszystkie ubrania rannych zostały spalone natychmiast po hospitalizacji. To samo zrobiono z ubraniami lekarzy, którzy hospitalizowali rannych w szpitalach w Archangielsku. Spanikowani mieszkańcy obwodu zaczęli masowo kupować jod. W tym samym czasie władze zapewniały, że żadne niebezpieczeństwo nie istnieje.

Jednocześnie Greenpeace, powołując się na komunikat władz w Siewierodwińsku poinformował, że poziom promieniowania 20-krotnie przekroczył normę. Potwierdziła tę informację należąca do ONZ Komisja Przygotowawcza ds. Organizacji Traktatu o Całkowitym Zakazie Prób Jądrowych, mająca siedzibę we Wiedniu, która oświadczyła, że została zarejestrowana aktywność sejsmiczna i infradźwiękowa na poligonie testowym w pobliżu Archangielska.

Co się stało?

W okręgu Nionoksa znajduje się państwowy centralny morski poligon doświadczalny marynarki wojennej Rosji. Reuters pisze, powołując się na Rosatom, że wypadek był związany z "izotopowymi źródłami zasilania". Nie podano więcej szczegółów dotyczących typu rakiety ani rodzaju napędu.

W rosyjskich mediach pojawiają się spekulacje dotyczące przyczyn. Mówi się o "eksplozji atomowego generatora", o awarii nowego napędu, a także o tym, że przez przypadek Rosjanie mogli uszkodzić transportowiec "Serebrianka", który na pokładzie przewoził paliwo jądrowe.

Rosyjscy i amerykańscy eksperci informują, że jednostka została zarejestrowana na zdjęciu satelitarnym amerykańskiej firmy Planet. Amerykanie podejrzewają, że "eksplozja w jakiś sposób wpłynęła na ten okręt, prowadząc do wycieku promieniowania". Jednocześnie rosyjski serwis Lenta.ru informuje, że "Serebrianka" bardzo często zabezpiecza testy na poligonie nad Morzem Białym. Między innymi najnowszej rakiety o napędzie atomowym 9M730 Buriewiestnik. Amerykański analityk Jeffrey Lewis podejrzewa, że eksplozja tej rakiety mogła być przyczyną skażenia.

Zaginione rakiety

Nie byłby to pierwszy tego typu problem z rakietami 9M730 Buriewiestnik. Dotychczas przeprowadzono cztery nieudane testy pocisku. Wedle doniesień były przeprowadzone pomiędzy listopadem 2017 a lutym 2018 roku. Najkrótsza próba trwała zaledwie cztery sekundy, najdłuższa dwie minuty, a pocisk pokonał odległość ok. 35 km.

Wówczas zastanawiano się, czy nie doszło do awarii i skażenia terenu. Rosjanie jednak informowali, że do żadnych problemów nie doszło. Niedługo później norweski portal The Barents Observer poinformował, że w rejonie granicy norwesko-rosyjskiej zanotowano podwyższony poziom promieniowania radioaktywnego. W sierpniu 2018 roku norweska agencja rządowa, zajmująca się badaniami atomowymi wysłała do władz rosyjskich zapytanie w sprawie katastrofy pocisku manewrującego. Rosjanie nie odpowiedzieli.

Dzień później rozpoczęli operację poszukiwawczo-ratowniczą, która - jak się okazało - miała na celu znalezienie rozbitego w listopadzie 2017 roku pocisku 9M730 Buriewiestnik. W poszukiwaniach wzięły udział trzy okręty. W tym "Serebrianka",  na pokładzie której znajduje się specjalistyczna aparatura, niezbędna do prowadzenia działań z materiałami radioaktywnymi.

Jak informował magazyn MilMag: "System rakietowy 9M730 Buriewiestnik został ujawniony 1 marca 2018 roku przez prezydenta Władimira Putina podczas corocznego przemówienia do Zgromadzenia Federalnego. Zaprezentowano wówczas również wizualizacje i fotografie prototypu ciężkiego, międzykontynentalnego pocisku balistycznego RS-28 Sarmat, hipersonicznego pocisku rakietowego Ch-47M2 Kindżał, torpedy (bądź podwodnego bezzałogowca) o napędzie nuklearnym Posejdon, hipersonicznego pojazdu szybującego Awangarda czy systemu laserowego Pierieswiet. Nazwy większości systemów zostały wybrane w wyniku publicznego głosowania".

Problemy Floty Północnej

Flota Północna Federacji Rosyjskiej od kilku lat nie ma dobrej passy. W październiku 2018 roku agencja RIA Nowosti poinformowała, że podczas remontu doszło do poważnego wypadku, w wyniku którego zatonął dok pływający PD-50. Około północy 29 października nastąpiło przerwanie dostaw energii elektrycznej, co spowodowało niespodziewany i niemożliwy do powstrzymania, napływ wody zaburtowej do zbiorników balastowych doku. PD-50 zaczął przechylać się na burtę. Przechyłu nie wytrzymały dwa żurawie wieżowe, z których jeden spadł na pokład lotniskowca "Admirał Kuzniecow", a drugi na nabrzeże.

Przechył doku spowodował zsuwanie się kadłuba "Admirała Kuzniecowa" po kilblokach - podporach podpierających stępkę jednostki wewnątrz PD-50. Zdecydowano się jak najszybciej wyprowadzić okręt przy pomocy holowników do basenu portowego. Kiedy tylko kadłub zszedł z doku, ten w wyniku falowania i wody napływającej do zbiorników balastowych, osiadł na dnie.

Dla Rosjan zatopienie doku to ogromny problem - PD-50 jest największym dokiem, jaki posiadają na północy. Oznacza to, że Flota Północna straciła zdolność do remontów i przeglądów okresowych krążowników, niszczycieli i - co gorsza - atomowych lodołamaczy, które zimą osłaniały rejsy okrętów bojowych.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy