Dwóch zginęło i co dalej?

No i stało się - dwaj nasi żołnierze służący w Afganistanie zginęli od wybuchu miny-pułapki, trzeci jest ranny. Wypadek czy zamach? - zastanawiały się media w pierwszych relacjach poświęconych tragedii.

Szczerze mówiąc, to niemądre pytanie. W całym Afganistanie, według różnych szacunków, jest od 10 do 12 milionów min, choć mówi się też o liczbie... 27 milionów. Nikt jednak nie podkładał ich dla zabawy, czy na próbę - miny miały zabijać i odstraszać wrogów. Wrogami zaś są dziś z jednej strony talibowie, z drugiej - żołnierze ISAF, w tym właśnie Polacy. Co prawda 20-30 lat temu - kiedy położono większość ładunków - strony konfliktu były inne, ale w ogarniętym "od zawsze" wojną Afganistanie to akurat nie ma znaczenia.

Reklama

Coraz więcej IED

Bardziej zasadnym jest pytanie o to, czy talibowie znali/domyślali się trasy przejazdu polskiej kolumny? To, miejmy nadzieję, ustali prokuratura i żandarmeria. Faktem jest jednak, że afgańscy bojownicy, wzorem irackich terrorystów, coraz częściej korzystają z IED (ang. improvised explosive device) - improwizowanych ładunków wybuchowych, wyposażonych najczęściej w czujniki ruchu bądź zdalnie detonowane zapalniki. Talibowie ustawiają "ajdiki" przy drogach, po których poruszają się wojskowe kolumny.

Nasi nie mają czasu

Zdaniem wojskowych analityków, nie da się uniknąć wzrostu liczby zabitych w wyniku użycia IED, do Afganistanu bowiem trafia coraz więcej wykwalifikowanych saperów-terrorystów - pisałem w relacji z Afganistanu latem 2007 roku. Żołnierze naszego kontyngentu boleśnie się o tym przekonali... - Wojsko potrzebuje nowych opancerzonych pojazdów patrolowych, ponieważ nawet najciężej opancerzone wozy Humvee nie wytrzymują wybuchu miny - mówi minister obrony Bogdan Klich. I ma rację. Zatem panowie, do dzieła - żołnierze na misjach czasu nie mają.

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: żołnierze | talibowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy