Czy nasza niepodległość to cud?

W Polsce przedwojennej ostateczne, ustawowe zatwierdzenie listopadowego święta nastąpiło dopiero w roku 1937. W publicystyce tamtych lat często znaleźć można zwrot "gdy wybuchła niepodległość".

Taki sposób postrzegania doniosłych wydarzeń sprzed ponad 90 lat przeważa także współcześnie. Historia rzadko jednak bywa tak oczywista, jak pokazują ją media i podręczniki.

Niepodległości nie otrzymaliśmy w podarku, a jej uzyskanie opłacone było trudem i krwią czterech pokoleń patriotów, marzycieli i realistów, których działania nawarstwiły się niczym słoje drewna, współtworząc społeczne i polityczne podłoże dla ostatecznego triumfu, możliwego dzięki wyjątkowo korzystnej sytuacji międzynarodowej.

Listopad, ale nie tamten, a i dzień inny...

Odzyskiwanie suwerenności Polski było procesem długotrwałym i stopniowym. Przybycie do Warszawy zwolnionego z niemieckiego więzienia Józefa Piłsudskiego nie wystarczyłoby, "by ni z tego, ni z owego, była Polska na pierwszego", jak głosiła jedna z legionowych piosenek. Budowa struktur państwowych trwała w najlepsze już wcześniej. Podstawowym problemem było rozczłonkowanie ziem polskich pomiędzy trzy odrębne organizmy państwowe, różniące się między sobą niemal wszystkim: od ustroju politycznego poprzez system miar i wag, szerokość torów kolejowych, aż do religii panującej i alfabetu języka urzędowego.

Stopień swobód obywatelskich i narodowych, jakimi cieszyli się polscy poddani trzech cesarzy, był także niejednolity. Ujmując rzecz w znacznym uproszczeniu, Polacy z Austro-Węgier mogli w ramach autonomii Galicji cieszyć się prawem używania swojego języka w szkolnictwie wszystkich szczebli, sądach i urzędach, uczestniczyli także w życiu politycznym państwa, a nawet wolno im było tworzyć legalne organizacje paramilitarne, szkolące młodzież do walki z Rosją. Dlatego też Galicja stała się prawdziwą kuźnią polskich kadr państwowych, obficie dostarczając Niepodległej nauczycieli, urzędników, prawników, polityków i żołnierzy.

Reklama

Nahaja i kibitka

W zaborze niemieckim z powodu dyskryminacyjnej, antypolskiej polityki Berlina najszerszym polem do popisu była sfera gospodarki. Konieczność walki o polski stan posiadania, o własność ziemi, o nowoczesną przedsiębiorczość, traktowana była przez wielu jako "cywilny front" boju o niepodległość. Dała też przyszłej Polsce znakomity przykład, jak dzięki oszczędności, pracowitości i konsekwencji można pomnażać majątek. Trzeba dodać, że mimo jawnie antypolskiego nastawienia, władze niemieckie zachowywały jednak standardy praworządności.

W zaborze rosyjskim legendarny Michał Drzymała zapewne szybko trafiłby do Cytadeli, a dzieci z Wrześni wraz z rodzicami powędrowałyby do Irkucka czy Władywostoku... Zabór rosyjski był z kolei matecznikiem konspiratorów, spiskowców i rewolucjonistów. Cóż bowiem pozostawało mieszkańcom kraju, w którym nawet księgi w rzymsko-katolickich parafiach musiały być prowadzone w języku rosyjskim, a kozacka nahajka i kibitka (powóz więzienny, używany do deportacji na Sybir), pozostawały głównymi argumentami w dialogu władzy ze społeczeństwem?

Nadzieje rozwiały się szybko

Wybuch Wielkiej Wojny latem 1914 roku wydawał się spełnieniem modłów Mickiewicza: "O wojnę powszechną za wolność ludów, prosimy Cię, Panie!". Ale - jak to mówią - niewiele jest rzeczy bardziej rozczarowujących od spełnionych marzeń... Setki tysięcy Polaków powołano pod broń, by przelewali krew w obronie swoich okupantów. Ziemie polskie stały się też głównym obszarem działań zbrojnych frontu wschodniego, co spowodowało ogromne zniszczenia materialne w i tak niezbyt bogatym regionie Europy.

Nadzieje niepodległościowe Polaków także rozwiały się dość szybko. Rzeczywistość surowo zweryfikowała nadzieje zarówno "lojalistów", widzących przyszłość Polski jako kraju związkowego monarchii habsburskiej, "słowianofilów", szukających w Rosji obrony przed germanizacją, jak i zwolenników walki czynnej spod legionowego znaku. Wbrew oczekiwaniom Piłsudskiego, antyrosyjskie powstanie w Królestwie nie wybuchło, a ludność odnosiła się do legionistów nieufnie, oczekując chwili, kiedy "wrócą nasi" (Moskale!).

Szacunek sojuszników

Z pomocą przyszedł na czas NKN - Naczelny Komitet Narodowy, czyli polityczna reprezentacja polskich stronnictw niepodległościowych, konserwatywnych i ludowych wobec rządu cesarskiego w Wiedniu. Dzięki przychylności sędziwego monarchy uratowano odrębność organizacyjną Legionu Polskiego, a niezłomne bohaterstwo polskich ochotników na polach licznych bitew z czasem przyniosło także szacunek sojuszników, może nawet bardziej wśród Niemców, niż Austriaków...

Podejmowane przez nielicznych rodaków próby zaangażowania się zbrojnie po stronie przeciwnej przyniosły skutki znikome. Ochotnicy polscy we Francji trafili do Legii Cudzoziemskiej i w zgodzie z etosem tej jednostki zostali szybko wykrwawieni w bojach. Zresztą Francja uważała, że kwestia polska to problem jej sojuszniczki, Rosji. Ta zaś, mimo popularności haseł antyniemieckich wśród polskich poddanych cara, nie miała zamiaru kontynuować eksperymentu z Legionem Puławskim, jedyną wówczas polską formacją ochotniczą pod rosyjskimi sztandarami. Zresztą imperium nigdy nie miało problemów z "siłą żywą", więc z punktu widzenia władz nie warta była polska skórka wojskowej wyprawki. Ogłoszona na początku wojny odezwa wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa, zawierała wprawdzie obietnicę zjednoczenia ziem polskich pod berłem cara i nadania im autonomii po zakończeniu wojny, jednak już po roku walk to właśnie Berlin i Wiedeń były w posiadaniu ziem dawnego Królestwa Polskiego wraz ze znaczną częścią kresów dawnej Rzeczypospolitej. Za faktami musiały pójść słowa: jesienią roku 1916 monarchowie Zachodu przełamali ostatecznie polityczne tabu, jakim była restytucja polskiej państwowości.

Akt 5 listopada, jak nazwano tę deklarację, był dokumentem wielkiej wagi, gdyż nie pozostał jedynie papierową obietnicą. Wkrótce rozpoczęto tworzenie polskich instytucji życia publicznego, łącznie z Tymczasową Radą Stanu, czyli de facto rządem polskim. Resort spraw wojskowych TRS powierzyła Józefowi Piłsudskiemu.

Popularny i szanowany "Dziadek" miał jednak znacznie śmielszą wizję przyszłych losów Kraju. Listopadowa deklaracja cesarzy poruszyła polityczną lawinę. Prawo Polski do niepodległości uznał parlament Królestwa Włoch. Na początku roku 1917 car Mikołaj II zdecydował się na ogłoszenie zamiaru uznania unii polsko-rosyjskiej, opartej na zasadzie autonomii. To otworzyło drogę do poparcia polskich roszczeń przez sprzymierzone z Rosją państwa Zachodu. Wkrótce jednak Rosja pogrążyła się w wojnie domowej, a kolejne, mniej czy bardziej efemeryczne ośrodki władzy "białych" wróciły do szowinistycznego pojmowania stosunków z Polską.

Zebrać karty ze stołu

Przystąpienie USA do wojny po stronie Ententy więcej niż zrekompensowało wytrącenie z sojuszu Rosji, rozdzieranej bratobójczymi walkami rewolucyjnymi. Nadszedł najlepszy czas, by "zabrać swoje karty ze stołu", aby uniknąć znalezienia się po stronie przegranej. W lipcu 1917 roku Piłsudski spowodował odmowę złożenia nowej przysięgi przez dwie z trzech brygad legionowych. Dla Niemców sprawa była jasna - nastąpił akt nielojalności. Legiony rozwiązano, a służący w nich byli poddani carscy zostali jako osoby cywilne internowani. Obywateli Austro-Węgier przeniesiono do służby w armii habsburskiej, a II Brygada Legionowa, gdzie opór przeciw przysiędze był niewielki, przemianowana została na Polski Korpus Posiłkowy u boku cesarsko-królewskich sił zbrojnych.

Niemcy przystąpili do organizacji nowej formacji wojskowej - Polnische Wehrmacht, czyli Polskiej Siły Zbrojnej. Liczyli na milionowy zaciąg, jednak napływ ochotników był znikomy, a prawo wojenne zabraniało przymusowego poboru rekrutów z obszarów okupowanych.

Logicznym zatem krokiem Berlina było poszerzenie zakresu polskiej autonomii. Należy jednak zaznaczyć, że niemiecki "plan zagospodarowania" odbitej spod panowania Rosji Europy wschodniej nie był zbyt korzystny dla Polski, w perspektywie stanowiącej tylko jedno z kilku buforowych, słabych państewek Mitteleuropy, obok Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. We wrześniu 1917 r. powstała Rada Regencyjna Królestwa Polskiego, która wkrótce powołała pierwszy od 1831 r. oficjalnie działający w kraju rząd polski. Na jego czele stanął Jan Kucharzewski. Rozpoczął się okres przejmowania urzędów (służba zdrowia, sądownictwo, szkolnictwo i administracja) z rąk niemieckich administratorów, czyli w istocie budowa infrastruktury niepodległego państwa polskiego.

As w rękawie Komendanta

Na terenach zajętych przez Niemców bujnie rozwijała się zbrojna struktura konspiracyjna - Polska Organizacja Wojskowa. Ta piłsudczykowska organizacja powstała jeszcze w 1914 roku i była "asem w rękawie" Komendanta. Obejmowała swoim zasięgiem nie tylko tereny okupowane, ale także Galicję i Kresy, a miała też swoje placówki nawet w Kijowie i Moskwie. Sam Piłsudski przebywał już wtedy w twierdzy magdeburskiej jako więzień stanu, co przysporzyło mu dodatkowej popularności, teraz także w kręgach nastawionych antyniemiecko.

W lutym 1918 roku nastąpił moment ostatecznego otrzeźwienia dla najbardziej zatwardziałych zwolenników orientacji austro-polskiej, która tak naprawdę zmarła wraz z sędziwym Franciszkiem Józefem I. Nowy cesarz, Karol Habsburg, realistycznie oceniał siły swojego państwa i usiłował zapobiec jego rozpadowi, nie widział więc sensu w powiększaniu terytoriów o nowe, obce etnicznie prowincje.

Podział między pięć podmiotów

Uległ też iluzji ukraińskiej. Kraj ten prezentował się "na papierze" bardzo atrakcyjnie: rozległe tereny, żyzne ziemie, korzystne położenie geopolityczne... Jednak między statystyką a rzeczywistością istniała (i nadal istnieje...) ogromna przepaść. Podpisany w lutym 1918 roku "pokój chlebowy" w Brześciu Litewskim (nad Bugiem) zawierał tajny protokół, obejmujący m.in. wyodrębnienie Galicji Wschodniej ze Lwowem jako ukraińskiego kraju koronnego monarchii habsburskiej oraz oderwanie od Królestwa Polskiego Podlasia i ziemi chełmskiej, które miały znaleźć się pod władzą nowo powstałej Ukraińskiej Republiki Ludowej. Zdecydowany, masowy protest Polaków zmusił polityków wiedeńskich do wycofania się z umowy, ale mleko się wylało... Ubocznym efektem fiaska pokoju brzeskiego było wkroczenie wojsk Państw Centralnych głęboko na wschód i odgrodzenie rewolucyjnego kotła od Polski.

Dla pełni obrazu sytuacji warto jeszcze dodać, że ziemie polskie były wówczas podzielona pomiędzy nie trzy (jak przed wojną), lecz pięć odrębnych bytów prawnych: zabór niemiecki, zabór austro-węgierski, niemiecką strefę okupacyjną Królestwa Polskiego (z Warszawą), austriacką strefę okupacyjną (z Lublinem) oraz obejmujący większość polskich ziem kresowych obszar administracji wojskowej, tzw. Ober-Ost (Oberkommando Ost, czyli Naczelne Dowództwo Wschód). A poza krajem znaczącym ciałem politycznym był Komitet Narodowy Polski w Paryżu, skutecznie pełniący rolę ambasady polskiej przy rządach zwyciężających właśnie wojnę mocarstw.

Jesień 1918: bilans otwarcia

W październiku 1918 r. dało się odczuć, że zbliża się koniec walk zbrojnych. Wyczerpanie gospodarcze i mobilizacyjne Państw Centralnych było ogromne. Jeszcze 29 września z wojny wycofała się sojusznicza Bułgaria. W Niemczech narastały nastroje rewolucyjne. Austro-Węgry znalazły się u progu rozpadu z powodu jawnie artykułowanych separatyzmów narodowych. W okupowanym przez Niemców i Austriaków Królestwie Polskim wrzało. Rada Regencyjna proklamowała już 7 października niepodległość Polski, a 25 października powołano do życia rząd premiera Józefa Świeżyńskiego, który nie zwrócił się o uznanie do Berlina i Wiednia, czym dał jawny wyraz nowej sytuacji politycznej.

Niemal dwukrotnie zwiększył swoją liczebność Polnische Wehrmacht, osiągając stan około 9 tys. żołnierzy. Dochodziło nawet do incydentów zbrojnych, jak podczas krwawej środy 16 października, kiedy w szeregu zamachów bojowcy POW zlikwidowali żandarmów i konfidentów policji, rozpracowujących polską konspirację.

W Galicji nadszedł czas czynów, nie tylko deklaracji. 28 października proklamowały niepodległość Czechy, odcinając Wiedeń od garnizonów na północy. Niemal natychmiast powstała w Krakowie Polska Komisja Likwidacyjna, czyli prowizoryczny rząd regionalny, stawiający sobie za cel likwidację związków państwowych Galicji z Wiedniem. Z końcem miesiąca Polacy z konspiracji POW oraz z armii habsburskiej zbrojnie opanowali Kraków i większość Galicji zachodniej po San. 1 listopada wybuchło polskie powstanie wyzwoleńcze we Lwowie, opanowanym poprzedniej nocy przez nowego zaborcę - Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową. Tym samym wybuchła pierwsza z szeregu wojen o niepodległość i granice Polski. Ale nad krajem zawisła groźba jeszcze poważniejsza - widmo wojny domowej.

Polskie piekło w niemieckim okrążeniu

Jak to zwykle u nas bywa, pomysłów na niepodległość nie brakowało. Szkopuł w tym, że koncepcje te były, delikatnie rzecz ujmując, niekompatybilne. Kręgi polityczne, związane z Rada Regencyjną i warszawskim Kołem Międzypartyjnym uważały, że odzyskanie suwerenności nastąpi poprzez stopniowe eliminowanie wpływów niemieckich przy minimalizacji groźby otwartego konfliktu. Paryski Komitet Narodowy Polski i zwolennicy Narodowej Demokracji stawiali na kartę aliancką, wierząc, że decydujące rozstrzygnięcia, korzystne dla Polski, narzuci pobitym Państwom Centralnym koalicja tzw. wielkich demokracji Zachodu.

Nurt radykalny i lewica niepodległościowa, a zwłaszcza patriotyczne Polska Partia Socjalistyczna i Polskie Stronnictwo Ludowe-Wyzwolenie oraz szeroko rozumiany obóz Piłsudczyków, upatrywały szansy na zbudowanie nowej, suwerennej, demokratycznej i sprawiedliwej społecznie Polski drogą faktów dokonanych, nawet gdyby miało to oznaczać konflikt z "lojalistami" z Rady Regencyjnej. Zupełnie odmienną wizję przyszłości kraju miała tzw. lewica rewolucyjna, czyli polscy bolszewicy z PPS-Lewicy i Socjal-Demokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Tu zaskakująco zgodnie brzmiały zarówno naiwne hasła o utopijnym, ponadnarodowym, europejskim państwie proletariackim, jak i głoszone pod dyktando Lenina i Trockiego zamiary zrewolucjonizowania kraju, oddzielającego "czerwoną" Rosję od bliskich wybuchu Niemiec i reszty krajów Zachodu. Z początkiem listopada polscy "czerwoni" rozpoczęli przygotowania do rewolucji, organizując rady i zbrojne milicje robotnicze. Niewiele brakowało, aby spory polityczne przerodziły się w otwartą wojnę domową. W pierwszej dekadzie listopada 1918 roku istniały na ziemiach polskich następujące odrębne ośrodki władzy:

- Rada Regencyjna w Warszawie, dysponująca około 9 tys. żołnierzy Polskiej Siły Zbrojnej oraz podległy jej prawicowy rząd premiera Świeżyńskiego.

- Polska Komisja Likwidacyjna w Krakowie, kontrolująca Galicję Zachodnią, o lawinowo rosnącej liczbie żołnierzy (nawet do blisko 30 tys.) - po części z POW i innych struktur tajnych, w większości z etnicznie polskich formacji byłej armii austro-węgierskiej oraz cywilnych ochotników.

- Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, powołany nocą 6 na 7 listopada w Lublinie.

TRL z założenia stanowił opozycję dla prawicowej Rady Regencyjnej. Na jego czele stanął galicyjski socjalista, Ignacy Daszyński. Rząd miał poparcie lokalnych oddziałów POW, a tekę spraw wojskowych przyjął wsławiony walkami w Legionach płk Edward Rydz-Śmigły.

- Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu, związana politycznie z Narodową Demokracją, a będąca pierwszą próbą powołania regionalnego ośrodka władzy polskiej na ziemiach zaboru niemieckiego. NRL działała pierwotnie w konspiracji, ujawniając się dopiero po kapitulacji Niemiec.

- Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego na tzw. Śląsku Austriackim, której zasadniczym celem było wynegocjowanie ze swoim czeskim odpowiednikiem zasad podziału regionu według kryterium etnicznego.

- Polski Komitet Narodowy we Lwowie, a właściwie w jego części, odbitej przez polskich powstańców, mający jednak tylko lokalne znaczenie.

- Republika Tarnobrzeska, czyli zwrócona przeciw Polskiej Komisji Likwidacyjnej próba zorganizowania rewolucyjnego państwa proletariatu.

- Rady Delegatów Robotniczych (czyli polskie "sowiety") w Lublinie i Dąbrowie Górniczej, organizujące własne oddziały Czerwonej Gwardii. Brzmi znajomo, prawda?

Charakterystyczne, że polskie Rady Delegatów potępiały zdecydowanie socjalistyczny Rząd Lubelski, doskonale wiedząc, że radykalny program ustrojowy skutecznie odciągnie od ideologii bolszewickiej znaczną część polskiego społeczeństwa.

Z wyjątkiem Galicji i byłej austriackiej strefy okupacyjnej, gdzie szybko i stosunkowo łatwo rozbrojono wojska habsburskie, pozostałe obszary ziem polskich pozostawały pod kontrolą niemieckich oddziałów wojskowych. To prawda, że w znacznej mierze zdemoralizowanych niepokojącymi wiadomościami z kraju i skłonnych do poparcia rewolucji bolszewickiej, jednak groźne mogły okazać się nie tyle lokalne garnizony w Królestwie, co frontowe formacje podległe dowództwu Ober-Ost. A były to dosłownie setki tysięcy dobrze uzbrojonych i doświadczonych żołnierzy, którym powrót do kraju utrudniały polskie starania niepodległościowe. Wizja stalowego walca, który przetacza się przez kraj paląc, grabiąc i mordując nie była wcale zupełną fantazją...

Mąż opatrznościowy

Rewolucja, która wybuchła w Niemczech, przyczyniła się do rozwiązania tego politycznego węzła gordyjskiego. 8 listopada Józef Piłsudski został zwolniony z więzienia i wyjechał do Warszawy, dokąd dotarł 10 tego miesiąca. Następnego dnia, równocześnie z zakończeniem działań zbrojnych na froncie zachodnim mocą rozejmu, otrzymał z rąk Rady Regencyjnej pełnię władzy wojskowej, czyli w praktyce trzy pułki piechoty dawnego "Polskiego Wermachtu".

Wiedząc, w jak trudnej sytuacji znalazł się kraj, Piłsudski postanowił połączyć wodę z ogniem, czyli stworzyć ośrodek władzy, mogący zyskać akceptację tak cywilizowanej lewicy, jak i prawicy polskiej. Wezwał z Lublina rząd Daszyńskiego, a wkrótce doprowadził do samorozwiązania się Rady Regencyjnej, przekazującej na jego ręce pełnię władzy oraz rekonstrukcji rządu, 18 listopada stawiając na jego czele innego galicyjskiego socjaldemokratę, Jędrzeja Moraczewskiego. 16 listopada Piłsudski, co ciekawe - jako wciąż jeszcze Regent Królestwa Polskiego - oficjalnie notyfikował na arenie międzynarodowej powstanie niepodległego polskiego państwa o ustroju republikańskim. Uznał także wyjątkową rangę KNP w Paryżu i zaakceptował swojego długoletniego oponenta politycznego Romana Dmowskiego, jako naczelnego reprezentanta Polski na przyszłym kongresie pokojowym.

Jednak największym, a współcześnie niemal zupełnie pomijanym sukcesem pierwszych dni przywództwa politycznego Józefa Piłsudskiego, było uspokojenie sytuacji nad Bugiem, gdzie doszło do krwawych starć POW z żołnierzami Ober-Ostu. Oddelegowani do rozmów z niemieckim dowództwem oficerowie polscy zdołali wynegocjować zawieszenie broni, a dzięki świadectwu Niemców z garnizonu warszawskiego, potwierdzających zgodne z prawem wojennym zachowanie się Polaków względem rozbrajanych żołnierzy, groźba karnej ekspedycji pacyfikującej Warszawę została oddalona. Kraj zyskał oddech, niezbędny, by pozbierać siły, wysłać ekspedycję na odsiecz rodakom rozpaczliwie wołającym ze Lwowa o pomoc i zyskać wobec władz niemieckich parasol ochronny w postaci uznania Polski za kraj sprzymierzony z Francją. A później walka o niepodległość i granice mogła zacząć się na dobre...

Piotr Galik

Odkrywca
Dowiedz się więcej na temat: Ziemia | komitet | niepodległość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy